Rozdział 9

346 24 3
                                    

Martwiłam się oto dziecko, bo to już drugie zasłabnięcie. Mój doktor powiedział, że mam cukrzycę ciążową i muszę się pilnować, bo to groźne. Powiedział, że do jutra zostawi mnie w szpitalu na obserwacji. Łukasz pojechał do domu odebrać Zosię i miał jeszcze przyjechać wieczorem przywieźć mi kilka rzeczy.

Na sali leżałam z jedną dziewczyną, młodszą o dwa lata. Miała 17 lat, była w ciąży pozamacicznej i czekała na operację. Bardzo była tym przejęta i się martwiła. Nazywała się Wiktoria i bardzo ogólnie otwartą dziewczyną, lecz odkąd się dowiedziała, co ją czeka, to tylko płacze.

- Dobry wieczór panią!- zawołał Łukasz i wszedł do sali, trzymając Zosię za rękę.

- Łukasz? Zosia?- zdziwiłam się i podniosłam na rękach — Co wy tutaj robicie?

- Mami!- zawołała dziewczynka, puściła rękę Łukasza i podbiegła do mnie.

- Czemu ją tu przyprowadziłeś?- spojrzałam poważnie na męża, a on usiadł obok mnie i posadził na kolanach Zosię.

- Ponieważ chciała się zobaczyć z mamą. Nie mogłem jej odmówić- zrobił słodkie oczka.

- Dobry wieczór, jak się czujecie? O cześć Łukasz — do sali wszedł lekarz, który prowadził moją pierwszą ciążę z Zosią i teraz też jest moim lekarzem prowadzącym.

- Dobry wieczór doktorze- uśmiechnął się mój mąż.

- A kogo ja tu widzę, Zosia- zawołał, a mała schowała się w Łukasza, na co wszyscy się zaśmialiśmy. - Wstydzisz się wujka? Jaka ty już duża, a byłaś taka maleńka, jak przyjmowałem cię na ten świat — kucnął przed nią, ale Zosia zakryła buzię bluzą Łukasza.

- Zosiu, przywitaj się z panem wujkiem — powiedział Łukasz i pogłaskał córkę — Ma już rok i trzy miesiące i trochę się wstydzi.

- A jak jej serduszko?

- Bardzo dobrze, w ogóle nie widać, że była chora- powiadomiłam. Potem lekarz dopytał o moje samopoczucie i o samopoczucie Wiktorii i wyszedł.

- Przyniosłeś, to o co prosiłam?- zapytałam męża, kiedy lekarz opuścił pomieszczenie.

- Tak, tak. Zostawiłem w aucie i już idę, ale popatrz na Zosię- skinęłam głową i mała siedziała obok mnie na łóżku, wtulając się.

Posiedzieli jeszcze chwilę i musieli wracać, bo Zosia robiła się śpiąca i znając ją, to zaśnie Łukaszowi w samochodzie, a potem będzie z nią walczył.

Ja poszłam zaraz spać po zjedzeniu kolacji, którą niedługo po ich wyjściu przywieźli.

Obudził mnie w środku nocy straszliwy ból brzucha, nie byłam w stanie się ruszać i strasznie się bałam o dziecko. Ból był w dole brzucha, więc na pewno chodziło o maleństwo.

Mój lekarz miał dzisiaj akurat nocny dyżur i przyleciał bardzo szybko, kiedy tylko włączyłam guzik.

- Marta, spokojnie. Oddychaj- mówił i próbował mnie uspokoić. Dostałam jakieś leki rozkurczowe, ale zaraz zabrali mnie na badanie.

Podczas badania doktor Wojtek milczał, a moje nerwy były coraz większe. Patrzyłam na monitor i nie widziałam tam nic takiego.

- Marta- zaczął poważnym i zbolałym tonem, odwracając się do mnie — Przykro mi to mówić, ale niestety — spuścił głowę — Poroniłaś — oznajmił, a moje oczy wypełniły się łzami. Odruchowo złapałam się za brzuch i spojrzałam na monitor. To niemożliwe. Nie mogłam stracić tego dziecka. To się nie działo. To był sen. Na pewno to był sen. Koszmar. Najgorszy koszmar mojego życia, który był prawdą. Zaczęłam płakać i zwinęłam się w kłębek na łóżku w gabinecie.

- Czy mam dzwonić do Łukasza?- zapytał i położył mi dłoń na ramieniu.

- Nie- wyszeptałam — Niech śpi.

- Zaraz poproszę pielęgniarkę i odwiezie cię do sali — mówił, a jego głos odbijał mi się, gdzieś echem w głowie. Nie mogłam przyjąć do siebie tej wiadomości, że straciłam dziecko. Straciłam dziecko moje i Łukasza.

Pielęgniarka zaraz po mnie przyszła i zawiozła na wózku do sali. Położyłam się w stronę ściany i płakałam. Nie obchodziło mnie teraz, co się działo wokół mnie. Liczył się ból i pustka, jaką czułam w sobie. Chciałam odzyskać moje maleństwo, cofnąć czas i zrobić wszystko, aby go nie stracić. Zalewałam się łzami, moje oczy już nic nie widziały, a w płucach brakowało tchu. Byłam tak bardzo roztrzęsiona i załamana, że nie mogłam się uspokoić.

- Marta, Marta- dobiegał mnie, gdzieś z daleka głos lekarza — Siostro, proszę dać tabletki na uspokojenie.

Dalej płakałam, ale oddech mi się uspokajał i nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

- Kochanie- wybrzmiał w moich uszach głos męża. Nie mogłam otworzyć oczu, bo były spuchnięte od płaczu. Czyli to nie był sen. Straciłam nasze dziecko. - Marciu, to ja

- Łukasz- mój głos przypominał jakąś tarkę. Strasznie mnie bolało i było zdarte, ale jeszcze bardziej bolało mnie co innego. - Nie ma go.

- Wiem- złapał mnie rękę, a ja spróbowałam otworzyć oczy. Były bardzo ciężkie i otworzyłam je bardzo mało. Tyle, co dostrzegłam to, że Łukasz był zmartwiony i smutny — Lekarz mi powiedział, kiedy przyszedłem. Mówił, że to się stało w nocy i nie chciałaś do mnie zadzwonić. Dlaczego? Marta, dlaczego?- jego ton głosu był zbolały i zawiedziony.

- Nie chciałam cię budzić ani martwić.

- Kochanie, jesteśmy małżeństwem. Pamiętasz słowa przysięgi? Na dobre i na złe- powiedział, a ja ponownie się rozpłakałam.

- Przepraszam, nie dałam rady — mówiłam przez łzy, nie mogłam ich pohamować. To była rozpacz i straszliwy ból.

- Za co ty mnie przepraszasz? Marta, za co?- mówił załamanym głosem, cierpiał. Wiedziałam to. Czułam, że go zawiodłam.

- Że straciłam nasze dziecko- płakałam dalej, a on usiadł obok mnie na łóżku i przyciągnął do siebie. Mocno przytulił i położył dłoń na głowie. Czułam jego wargi przy swoim uchu i jego oddech na swojej skórze.

- To nie jest twoja wina, tak się stało i pamiętaj, że nigdy cię o to nie oskarżę. Tak miało być. To, co się stało, nie zaważy na mojej miłości do ciebie- wyszeptał mi do ucha, a ja wtuliłam się i zalałam łzami jego ramię. Nie mogłam przestać płakać, to było ponad moje siły.

Jak wróciłam do domu, to nie mogłam jeść ani pić. Zamknęłam się w łazience i tam płakałam bez końca. Przytłoczyło mnie to wszystko, nie umiałam sobie z tym poradzić. Wiem, że mam Łukasza i rodzinę, ale jednak to bardzo boli.

Miałam wrażenie, że wszystko straciło swoją barwę, swój smak i zapach. Nie jadłam, bo jedzenie mnie obrzydzało, było obrzydliwe, potłukłam wszystkie swoje perfumy i nie chciałam wychodzić z łazienki. Zgasiłam tam światło i siedziałam na dywaniku. Zalewałam się łzami, bo tylko tego teraz potrzebowałam. Musiałam się wypłakać śmierci mojego dziecka.

Dopiero co miałam je w sobie, cieszyłam się z niego i już go nie ma. Tak nagle, niespodziewanie.

Nawet nie zdążyłam go poczuć, zobaczyć, przytulić... Gdybym mogła cofnąć czas to zrobiłabym wszystko, żeby to dziecko żyło. 

~*~
Hej
En...nwm czy jeszcze będę pisać kochani :/
Czy jest sens... Mam napisane trochę do przodu, ale mam za duże problemy osobiste i... Dotarły do mnie niemiłe opinie na temat książki, więc... Nie widzę dalszego sensu w swoim pisaniu :(
Pozdrawiam i całuje Nataly :) :*

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz