Rozdział 37

264 17 3
                                    

Nie mogłam nadal w to uwierzyć, Zosia przeszła dalej. Jest w finale, chłopaki ją wybrali i teraz dzieli ją jeden odcinek od finałowego live' u. Nawet nie śmie marzyć, aby tam przeszła. To jest bardzo wysoki poziom i naprawdę duży prestiż. Dla mnie już wygrała, jest w finale w ścisłej trójce. Wczoraj miała właśnie nagrania, na których byliśmy wszyscy jak zawsze by ją wspierać. Dzisiaj odsypia te wrażenia po odcinku. Dlatego jak Zosia spała i Arek również jak zwykle na podłodze, bo tradycyjnie spadł z łóżka, a ma tak twardy sen że nie budzi go to, to wybrałam się na zakupy skoro Łukasz był w domu. Wzięłam naszego Hyundaia Tucsona i pojechałam do supermarketu, który znajdował się niedaleko naszego liceum. Tylko zaparkowałam i wysiadłam z auta spotkałam Olę. Była w strasznym stanie zresztą nie pamiętam kiedy wyglądała dobrze i się tak czuła. Odkąd z Filipem stracili swoją córkę, Ola jest nie do poznania. Pobrali się sześć lat temu i długo nie mogli mieć dzieci, zjeździli lekarzy w całej Warszawie, byli nawet w Gdańsku szukać nowych specjalistów. Jednak bez skutku i właśnie wtedy, gdy stracili już nadzieję okazało się, że Ola jest w ciąży. Wszystko szło idealnie, stwierdzono że to dziewczynka i wtedy pojechali na badanie w 3D, które zaważyło na tym, że Łucja ma zespół Edwardsa. Lekarze powiedzieli, że ona nie ma nawet szans się urodzić, że to rzadkość. Jednak Olka się uparła, że ją urodzi i zrobi wszystko, aby była zdrowa. W pewnym sensie jej się udało, bo Ola zawsze była uparta. Urodziła Łucję, byli bardzo szczęśliwi. Jednak na drugi dzień dziewczynka zmarła. Olą to tak wstrząsnęło, że choć minął rok ona nadal jest w okropnym stanie. Dziwi mnie to, że w ogóle wyszła z domu. 

- Oluś, cześć - przywitałam ją mocnym uściskiem. Dziewczyna miała potargane włosy, które straciły swoją barwę, oczy podpuchnięte i całe czerwone. Jej wyraźne i zawsze rumiane policzki były teraz wychudzone i blade. Cała bardzo schudła i zmizerniała. 

- Hej - odpowiedziała zachrypniętym głosem 

- Co tu robisz? Gdzie Filip? 

- Idzie, musieliśmy zrobić jakieś zakupy. Trzeba jeść - jej głos był tak pusty i nieobecny, że aż mnie przerażał. Ola zawsze była tak rozpromieniona i wesoła. To ona mi mówiła kiedy straciłam dziecko, że trzeba myśleć o tym co się ma. No tak, ale ja miałam wtedy już jedno dziecko, miałam Zosię, a ona ma tylko swojego męża. Co nie znaczy, że jest zły. Filip naprawdę się nią bardzo dobrze zajmuje i troszczy najlepiej jak może. - Ale zaraz jedziemy na cmentarz 

- Ach- westchnęłam - A jak ty się czujesz? 

- Jak się może czuć kobieta, która nie może dać potomstwa? - zapytała i pierwszy raz spojrzała mi w oczy. Były pełne bólu i tęsknoty. Wcześniej wpatrywała się, gdzieś w przestrzeń za mną jakby w ogóle mnie nie widziała. 

- Ola, co ty mówisz - dołączył do nas Filip. Zarost na jego brodzie był bardzo okazały, grzywka jak zwykle się trzymała idealnie, ale nie było już iskier w jego oczach. On też przeżywał. - Jesteś najlepszą kobietą jaką poznałem w życiu i nie możesz mówić takich rzeczy

- Nie mogę, wielu rzeczy nie mogę - wymamrotała i poszła sobie.

- Wybacz za nią Marta, ona... Ja się staram i wierzę, że do nas wróci - powiedział, a jego głos był pełen rozpaczy. Był z tym sam. Ola miała swój świat przepełniony żalem, bólem, tęsknotą i wyrzutami sumienia. Doskonale znałam ten świat, bo miałam taki sam wtedy jak straciłam nasze dziecko z Łukaszem. Skończyło się to depresją, a potem białaczką. Dopiero to postawiło mnie równo na nogi i teraz mamy cudowne dzieci Zosię i Arka. Właśnie, miałam zrobić dla nich zakupy.

- Filip, wszystko będzie dobrze naprawdę. Wpadnijcie do nas dzisiaj popołudniu, co? Zapraszamy z Łukaszem - poklepałam go po ramieniu, a chłopak skinął głową i poszedł szybkim krokiem do samochodu razem z wózkiem, gdzie czekała już Ola i patrzyła w niebo z wielkim żalem.

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz