Rozdział 47

121 9 2
                                    

Obudziłam się cała obolała. Spałam na kanapie, co w moim stanie nie było dobrym pomysłem. W domu nadal panowała cisza. Zwykle o tej porze Zosia i Lucek kłócą się o łazienkę, Łukasz szuka czystej koszuli do pracy, a ja ogarniam śniadanie w kuchni. Jednak teraz byłam sama. Na podłodze leżało pudełko z płytami z naszego wesela. Musiało mi wypaść jak zasnęłam, bo wcześniej tuliłam je do siebie, żeby mieć bliżej Łukasza który był tam ze mną na zdjęciu.
Byliśmy tacy młodzi, mieliśmy ledwie dziewiętnaście lat, ale byliśmy pewni siebie. Zakochani i szczęśliwi. Mimo wszystkich problemów. No właśnie, pomyślałam. Przecież nasza miłość nadal jest.
Wstałam szybko z kanapy i ruszyłam do naszej sypialni, żeby się ogarnąć. Kiedy już zeszłam na dół wzięłam tylko kanapkę i usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi i podeszłam otworzyć. To była Zosia i Lucek.
- Cześć mamo - przywitali się - Co z tatą?
- Właśnie do niego jadę, a wy jeszcze nie w szkole? Babcia was zawozi?
- Tak, przyszliśmy tylko po książki - odpowiedziała i pobiegła na górę.
- Jak tam siostra? - zapytał Lucek, a ja się uśmiechnęłam
- Sprawdź sam - posłałam mu uśmiech i pokazałam, żeby pogłaskał mnie brzuchu
- Kiedy się urodzi? - zapytał
- Jeszcze troszkę - odpowiedziałam i przytuliłam go
- Kiedy tata wróci? - zapytał już poważnie, a ja ciężki westchnęłam
- Mam nadzieję, że jak najszybciej - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Zosia przybiegła z książkami i była już gotowa do szkoły.
- Wszystko mam, idziemy? Spóźnimy się Lucjan - dodała i zabrała młodszego brata biegnąc w stronę samochodu babci.
Uśmiechnęłam się na ten widok. W biegu kazali jeszcze pozdrowić tatę i pomachali mi. Ja natomiast zamknęłam dom i wsiadłam do naszego samochodu, jadąc prosto do szpitala. Zaparkowałam w cieniu, żeby auto się nie nagrzało, bo zamierzałam trochę czasu tutaj spędzić i ruszyłam ścieżką wśród drzew do szpitala. Po drodze spotkał mnie Mateusz.
- Marta - zaczął, ale ja się nie zatrzymałam. Szłam dalej jakby go nie było - Marta, poczekaj... Poczekaj - próbował mnie dogonić i ostatecznie złapał za rękę
- Puść mnie - wysyczałam przez zęby
- Musimy porozmawiać
- Nie mamy o czym. Idę do męża i daj mi spokój - warknęlam i próbowałam uwolnić rękę z jego uścisku. Na darmo. Byłam słaba, a on miał dużo siły.
- Marta? Wszystko okej?- moich uszu dobiegł znajomy, wesoły głos. To był Paweł. Uratował mnie. Dziękowałam w duchu, że akurat przechodził.
- Cześć Paweł! No właśnie szłam do szpitala, mógłbyś mi pomóc kogoś znaleźć?- zapytałam i porozumiewawczo mrugnęłam do niego okiem. Skapnął się od razu i objął mnie ramieniem.
- Pewnie, a ty masz jakiś problem? - zwrócił się do Mateusza, który od razu puścił moją rękę.
- Nie, nie. Wszystko okej - chrząknął i poszedł w swoją stronę. Odeszliśmy kawałek z Pawłem i wypuściłam powietrze.
- Dzięki - mruknęłam i odsunęłam się od Pawła, na jego palcu widniała obrączka. Od razu sobie przypomniałam jak bawiliśmy się na ich weselu z Łukaszem, a Monika olśniła wszystkich swoją bajeczną suknią.
- Czego on od ciebie chciał? - zapytał ratownik
- Nieważne - machnęłam ręką
- Masz kłopoty? Słyszałem od Moniki, że wczoraj przywieźli Łukasza. Wszystko okej?
- Nie - spuściłam głowę - Nic nie jest okej, Paweł
- Siadaj i opowiadaj - wskazał na ławkę, a ja mu wszystko dokładnie opowiedziałam.
- Chwila... Jak to się z nim przespałaś? Gdzie? W toalecie? - zdziwił się
- Nie, no... - zmarszczyłam brwi - W pokoju lekarskim... Tak szczerze to nic prawie z tego nie pamiętam. Wiem, że przyszedł do mnie z wodą, napiłam się i chciał porozmawiać. Poszliśmy do pokoju lekarskiego i powiedział, że mnie kocha... Pocałował mnie i... Nie wiem obudziłam się naga pod kocem w dyżurce obok niego - zmarszczyłam brwi. Byłam wtedy przekonana, że z nim spałam, ale teraz już nie byłam pewna niczego.
- Może ci coś podał? - zapytał - Poczekaj, łatwo to możemy sprawdzić - powiedział i wstał podając mi dłoń
- Jak sprawdzić? - zmarszczyłam brwi
- Chodź ze mną - uśmiechnął się, a ja poszłam za nim. Zaprowadził mnie do szefa ochrony szpitala, który trzymał wszystkie nagrania ze szpitalnych kamer. Okazało się, że dyrektor szpitala tak bał się łapówek, że zamontował kamery nawet w pokoju lekarskim, żeby cały czas mieć wszystko pod kontrolą. Paweł zapytał mnie o datę tego wydarzenia, a ochroniarz znalazł nam nagranie z tego dnia.
Wyraźnie widać jak siedzimy i rozmawiamy, potem się całujemy i ja uciekam. Później nic się nie dzieje i nagle Mateusz wchodzi z kubkiem wody do pokoju i wyciąga z kieszeni kitla jakieś tabletki, po czym wsypuję je do kubka. Delikatnie zamieszał i wyszedł, a potem zobaczyłam jak wchodzimy oboje i to ja trzymam kubek. Rozmawiamy i nagle się całujemy. Po chwili tracę przytomność i ląduje w ramionach kardiologa, który kładzie mnie na podłodze i zamyka dyżurkę. Rozebrał mnie i siebie, patrzył z fascynacją na moje ciało, a potem coś wołałam, bo usta mi się poruszały.
- Można usłyszeć głos? - zapytałam, byłam zawstydzona tą sytuacją. Dwaj mężczyźni oglądali mnie nago na monitorze.
- Tak- odpowiedział ochroniarz i włączył dźwięk. Mówiłam Łukasz. Wołałam Łukasza i w chwili, kiedy Mateusz już chciał się do mnie dobrać odsunął się. Przykrył mnie kocem i położył się obok. Minęła godzina, może dwie i obudziłam się. Spanikowana zaczęłam szukać ubrań i uciekłam się przebrać.
Nie mogłam w to uwierzyć. Nie zdradziłam Łukasza! Nie spałam z Mateuszem! On to wszystko uknuł! Nie wierzę. Po prostu nie wierzę, że dał mi jakieś tabletki i chciał mnie zgwałcić? Znowu miałabym zgwałcona? I znowu Łukasz mnie uratował, wymawiałam jego imię przez sen. Ciekawe jak często to robię. Będę musiała go zapytać, ale czy on będzie to pamiętał?
- Marta - zaczął Paweł - Chyba teraz wszystko jasne
- Tak - odpowiedziałam półprzytomnie. Cieszyłam się niesamowicie, ale martwiłam się Łukaszem.
- Muszę iść do męża - odwróciłam się - Dziękujemy panu bardzo, uratował mi pan życie
- Nie ma sprawy - posłał mi uśmiech i wyłączył nagranie.
Kamień spadł mi z serca. Gdyby nie Paweł dalej żyłabym w przekonaniu, że zdradziłam ukochanego człowieka. A to nie prawda! Nie prawda! Nigdy go nie zdradziłam!
Wpadłam do jego sali i od razu się przytuliłam.
- Marta - zaczął zdziwiony - Moja żona, dobrze pamiętam?
- Tak, to ja twoja żona. Jak się dzisiaj czuję mój mąż? - zapytałam
- Dobrze, trochę mnie jeszcze głowa boli. Ale już jest dobrze. A ty? - spojrzał na mnie
- Mała się wierci, chcesz zobaczyć ? - chwyciłam jego dłoń i położyłam na moim brzuchu. Był lekko zestresowany, ale uśmiechnął się kiedy poczuł ruchy małej.
- Niesamowite - powiedział
- Przyniosłam ci dzisiaj coś - wyjęłam z torebki pudełko z płytami z naszego wesela. - To nagranie naszego ślubu
- I chcesz to puścić tutaj? Nie wiem czy wolno - zawahał się
- Zaraz się dowiemy - wzruszyłam ramionami. Na szczęście zaraz przenieśli Łukasza na normalną sale, a tam był telewizor z DVD. Włączyłam mu płytę i kazałam obserwować naszą przysięgę.
- Wyglądałaś bardzo pięknie - skomentował Łukasz na koniec filmu. Uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam po policzku.
- Dziękuję - odpowiedziałam mu i patrzyliśmy sobie w oczy. Uwielbiałam takie chwile, kiedy mogliśmy spokojnie patrzeć sobie w oczy. Widziałam wtedy w jego oczach spokój, bezpieczeństwo i miłość do mnie.
- Masz zdjęcia naszych dzieci? - zapytał nagle po chwili ciszy. Roześmiałam się na to pytanie. Powiedział naszych, więc robi postępy.
- Tak, jasne - ucieszyłam się i sięgnęłam do torebki po telefon, znalazłam zdjęcia Zośki i Lucka i pokazałam mężowi. - To jest Zosia i Lucek podczas wygranej Zosi w programie muzycznym - opowiedziałam, a Łukasz zrobił zdziwioną minę
- Zosia wygrała program muzyczny?
- Tak, już ci opowiadam - opowiedziałam całą historię i wtedy zadzwonił mój telefon.
Odebrałam.
J: Hallo?
N: Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Martą Kamińską, mamą Lucjana?
J: Tak, to ja. Co się stało ?
N: Lucjan źle się poczuł i dzwonię do pani z pytaniem czy mogłaby go pani odebrać?
J: Em... Tak, tak jasne. Za jakieś piętnaście minut będę w przedszkolu
N: Dobrze. Czekam. Do usłyszenia
J: Do usłyszenia
Rozłączyłam się i wstałam pakując torebkę.
- Co się stało?- Łukasz złapał mnie za rękę i poczułam przyjemne mrowienie w tym miejscu.
- Lucek się źle czuje. Nie wiem o co chodzi, pewnie znowu za dużo zjadł. Muszę po niego jechać, podrzucę go do mojej babci i wrócę do ciebie, okej? - posłałam mu uśmiech.
- Jasne. Leć - uśmiechnął się do mnie, a ja cmoknęłam go w policzek i ruszyłam do wyjścia, trzymając już kluczyki w ręku.
- Uważajcie na siebie - zawołał za mną, a ja tylko mu pomachałam i skierowałam się do wyjścia ze szpitala.
Kiedy dojechałam do przedszkola, szybko poszłam po syna. Martwiłam się, ale wiedziałam że Lucek najprawdopodobniej za dużo zjadł, bo często mu się to zdarzało. Miał ogromny apetyt, co niekoniecznie współpracowało z jego organizmem. W końcu miał dopiero sześć lat.
Weszłam do jego sali i zlustrowałam szybko wszystkie dzieci szukając swojego. W końcu mi się udało, Lucek siedział na krzesełku, a raczej leżał na ławce, a obok niego siedziska jedna młoda dziewczyna, która pomagała nauczycielce przy dzieciach.
- O pani Kamińska, to ja dzwoniłam. Witam panią - przywitała się nauczycielka mojego syna
- Dzień dobry, co z Lucjanem?
- Zapraszam - wskazała ręką na dziecko i ruszyłyśmy w jego kierunku. - Lucjan bardzo dużo dzisiaj zjadł na śniadanie i potem jeszcze zjadł wszystko przekąski - na te słowa tylko westchnęłam z ulgą. No tak. Cały Lucjan. Nie wiem po kim on był takim głodomorem.
- Mama - mruknął kiedy mnie zobaczył i od razu się przytulił - Przepraszam, na pewno byłaś u taty - spuścił głowę
- Nic się nie stało. Z tatą wszystko w porządku, a ty jak się czujesz? Boli cię brzuch?
- Trochę - mruknął z posępną miną
- Chodź, pożegnaj się z paniami i zabieram cię do babci - oświadczyłam, a chłopiec powiedział do widzenia i poszliśmy do samochodu. W aucie włączyłam telefon na głośnik i zadzwoniłam do teściowej.
- Cześć Marta, co się stało?
- Witaj mamo, nic takiego po prostu chciałam cię powiadomić że Lucka boli brzuch i zabrałam go wcześniej z przedszkola. Zawiozę go do mojej babci, a potem może odbiorę Zosię i pojedziemy wszyscy do Łukasza. Co ty na to synek? - zwróciłam się jednocześnie do sześciolatka
- Tak! Pojedziemy do taty!
- Ale tylko jak będziesz się dobrze czuł - zagroziłam mu
- Okej - spuścił głowę
- Ale na pewno wszystko okej? Nie możesz się tak przemęczać Marta. Pamiętaj, że jesteś w ciąży
- Spokojnie mamo. Dobrze się czuje. Pozdrów tatę, pa
- Pa, trzymajcie się
Rozłączyłam się i wcisnęłam kontakt do babci.
- Tak wnusiu?
- Cześć babciu, słuchaj jesteś w domu teraz?
- Tak, właśnie wróciłam od sąsiadki
- A mogę ci podrzucić Lucka?
- No pewnie! Upiekłam rano pyszny placek z owocami
- Nie! Babciu nie! Lucka boli brzuch i musiałam go odebrać wcześniej z przedszkola, więc pomyślałam że podrzucę ci go. Bo muszę wracać do szpitala
- Jasne. Zaparze mu ziółek i zajmę się nim najlepiej jak potrafię
- Dziękuję babciu. Jesteś kochana. Zaraz u ciebie będziemy
Rozłączyła się, a my zatrzymaliśmy się na światłach.
Minęło parę minut i byliśmy u mojej babci. Otworzyła nam jak zwykle z szerokim uśmiechem.
- Gdzie jest mój najukochańszy prawnuczek?
- Tutaj - Lucek wychylił się zza mnie
- Chodź do babci - starsza kobieta przytuliła chłopca i zaprosiła nas do środka.
Zaparzyła Luckowi ziółka i poszedł się bawić z nowym kotem babci, a ja usiadłam z nią w kuchni i piłyśmy herbatkę.
- Jak Łukasz się czuję ? - zapytała po cichu zerkając czy Lucjan na pewno nie słyszy. Też zerknęłam na syna zanim coś powiedziałam i odwróciłam się do babci.
- Jest coraz lepiej. Zapamiętuje wszystko co mu opowiadam, ale sam z naszego życia nie pamięta nic - posmutniałam, a babcia położyła mi rękę na mojej dłoni
- Spokojnie kochanie, wszystko będzie dobrze. Potrzebny jest czas, żeby Łukasz sobie wszystko przypomniał - pocieszała mnie, a ja upiłam łyk herbaty - A jak wy się czujecie? Znacie już tą płeć w końcu? Miałaś mi powiedzieć jak się dowiecie i co?
- Ah tak! - zaśmiałam się i położyłam rękę na brzuchu spoglądając z czułością na niego - To dziewczynka - przeniosłam z powrotem wzrok na babcie
- Jejku! Gratulacje! Łukasz na pewno się ucieszy jak sobie przypomni. W końcu będzie miał swoją córeczkę - mówiła z uśmiechem
- Przecież już ma swoją córeczkę
- Wiem Marta, wiem. Wszystko pamiętam jak Łukasz zgodził się udawać, a potem uznać twoje dziecko - wyszeptała bardzo cicho - Ale wiem, że na pewno marzył o własnej i bardzo się ucieszy jak już to sobie przypomni
- Wiesz babciu - spuściłam głowę i zagryzłam wargę - My przed tym wypadkiem... Mocno się pokłóciliśmy - ciężko westchnęłam
- Nigdy się nie wtrącaliśmy z dziadkiem w wasze małżeństwo, żyliście sobie po swojemu. My wam tylko pomagaliśmy kiedy oto prosiliście, od początku się świetnie dogadywaliście, więc nie musieliśmy nigdy interweniować. Dlatego nie chce tego zmieniać i się wtrącać, bo to wasze życie, ale może ten wypadek był po coś. To była bardzo poważna kłótnia?
- Babciu... Łukasz dzień przed wypadkiem nie wrócił na noc do domu - posmutniałam
- I boisz się, że jak sobie wszystko przypomni to nie będzie chciał wrócić? - babcia sprawiała wrażenie jakby wszystko wiedziała, co było niemożliwe bo wiedzieliśmy tylko my dwoje.
- Tak - posmutniałam
- On cię kocha. Jak nikt inny, poświęcił dla ciebie całe swoje życie
- Wiem, też go kocham. Jest dla mnie wszystkim - mówiłam
- Zobaczysz, że wszystko się ułoży - zapewniała.

.
.
.
.
.
~~~~
Hej!!
Dawno mnie tu nie było, co?
Ktoś czekał? 🙄🤔😋
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem 😊🙃
Postaram się wstawiać regularnie, ale nie jestem pewna ile mam napisane haha
Do następnego!! 😘
Pozdrawiam i całuje Nataly :) :*

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz