Rozdział 30

343 22 1
                                    

2 miesiące później...

Dzisiaj są chrzciny naszego synka. Długo nie mogliśmy się zdecydować na chrzestnych, bo było wielu chętnych. Filip bardzo chciał i Nadia też, ale Nadia już jest chrzestną u Zosi. Dlatego postanowiliśmy, że będzie Przemek mój brat i Ola, więc Filip będzie mógł się dołączać do prezentów od chrzestnych. Mamy też kolejne zmiany, bo od miesiąca Zosia chodzi do przedszkola. Na początku było dość ciężko, bo płakała. Postanowiliśmy z Łukaszem, że to ja będę ją zaprowadzać, a on w tym czasie zostanie z Arkiem. Jednak to chyba nie był dobry pomysł, bo kiedy ona zaczęła płakać ja również. Lecz potem podeszła do niej taka dziewczynka i zabrała, a teraz Kamila bardzo często bywa u nas w domu. Zakolegowały się bardzo i rodzice Kamili również są bardzo mili. Nieco starsi od nas, ale tylko siedem lat. Piotrek i Kasia są naprawdę w porządku. Mają tylko jedną córkę, ale dość szybko złapaliśmy wspólny kontakt. Piotrek i Łukasz skumali się bardzo w sprawach motoryzacyjnych, a mnie Kasia ciągle dopytywała o małego Arka. Była nim zachwycona. Zwierzyła mi się, któregoś dnia że chcieliby mieć z Piotrem drugie dziecko, ale mają z tym problemy. Przykro mi było i chciałam im jakoś pomóc, ale raczej za wiele to nie zrobię.

- Zosiu, proszę cię nie ubrudź tej sukienki - dobiegł mnie głos Łukasza, kiedy dopinałam guziczki w białej koszuli Arka. Zaśmiałam się i wzięłam synka na ręce, po czym wyszłam z sypialni, a na dole włożyłam go do wózka. Łukasz z Zosią po chwili zeszli po schodach i Zosia już siedziała na swoim krzesełku przy wejściu i ubierała buty.

- Poradzisz sobie? - zapytałam, a ona pokiwała głową. Odkąd poszła do tego przedszkola to ciągle chce wszystko robić sama. Doceniam to i bardzo chwalę, ale czasem narobi przy tym dodatkowej roboty. Na szczęście buty ma na rzepy, więc powinna sobie poradzić. Łukasz nałożył marynarkę i podszedł do wózka zajrzeć na Arka, który machał rączkami i oglądał zawieszki na wózku. 

- Będziesz grzeczny, synu? - zapytał go, a ja się zaśmiałam.

- Będzie, prawda? - pogłaskałam małego i przykryłam kocykiem, ponieważ był koniec września i wiało coraz mocniej. Sama nałożyłam na swoją beżową sukienkę czarną skórę i chwyciłam jeszcze w biegu różową apaszkę, którą przycięłam sobie swoje coraz dłuższe już blond kręcone włosy. Postanowiliśmy pójść na piechotę, bo nie było daleko a potem i tak musieliśmy wrócić się w stronę domu, bo w tam tym kierunku był nasz wynajęty lokal. Pod kościołem byli już rodzice Łukasza i moja babcia, która się z nimi zabrała. Stali też Przemek z Karoliną i kilkumiesięczną Julką w wózku, która spała.

- Jak tam mój chrześniak? - zapytał Przemek i zajrzał do wózka w jednej ręce trzymając świece. 

- Mamy nadzieję, że będzie taki spokojny do końca, ewentualnie zaśnie - odezwał się Łukasz i puścił rękę Zosi, która pobiegła prosto do dziadka.

- Jak tam moja wnuczka? - wziął ją na ręce i uściskał. 

- Dobrze - odpowiedziała i po chwili już zeskoczyła z wielkim piskiem i pobiegła w przeciwną stronę. Obejrzałam się i zobaczyłam Krajewskich, którzy szli w naszym kierunku, a Zosia uściskała Kamilę. 

- Dzień dobry, cześć wam - przywitali się z każdym, nie minęła chwila i pojawiła się Nadia z Michałem z wielką ozdobną torebką, a Michał leciał za nią. Nim się obejrzałam dołączyli do nas Ola z Filipem, a za nimi przyszedł Maciek i byliśmy już wszyscy. Nasza paczka jak zwykle w komplecie. Całą mszę Arkadiusz był spokojny, trochę zapłakał przy chrzcie, ale potem zasnął na rękach swojej chrzestnej. Po wszystkim rozeszliśmy się wszyscy, aby udać do lokalu. 

Tam oczywiście był wielki harmider, bo Julka się przebudziła i zaczęła płakać. Karolina chodziła z nią po całej sali i próbowała uspokoić, a Zosia i Kamila, których również zaprosiliśmy jako naszych przyjaciół biegały w najlepsze. Tylko Arek spał. Podziwiałam go, że wśród tylu gadających ludzi, płaczącej kuzynki i rozbieganej siostry potrafi smacznie i grzecznie spać. 

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz