Rozdział 27

320 21 2
                                    

Do sali wpadli lekarze i pielęgniarki na czele z Mateuszem, ale widziałam ich jak przez mgłę. Odciągnęli babcie od dziadka i zaczęli go reanimować, próbować coś jeszcze. Lecz na darmo. Poczułam wokół siebie męskie ramiona i dopiero się zorientowałam, że Łukasz wrócił i mnie przytula. Odwróciłam się do niego i zaczęłam cicho płakać w jego koszulę. Dlaczego? Dlaczego odebrano mi dziadka. Gdyby nie poszedł do tego więzienia nie dostałby zawału. Zawsze musiał robić po swojemu. Wszystko byle tylko chronić swoją rodzinę. Kiedy się ocknęłam z płaczu zauważyłam, że mąż wyprowadził mnie z pokoju, gdzie leżał dziadek. A przed nami stał Mateusz ze smutną miną.

- Nie lubię przekazywać takich informacji, ale niestety wasz dziadek zmarł. Przykro mi - spuścił głowę, pogładził mnie po policzku i odszedł. Zajrzałam do sali, ale dziadek był już przykryty prześcieradłem. Babcie wyprowadzili dwaj salowi, bo nie była w stanie iść. Płakała i krzyczała, że dziadek żyje i to nie może być prawda. 

- Babciu - zawołał Łukasz - Chodź do nas - przytulił ją do siebie i ja zrobiłam to samo. Całą trójką zalaliśmy się łzami. Nie mogłam przestać płakać, to był dla mnie ogromny cios. Nigdy się nie pogodzę z tym, że dziadek nie żyje. Że go już nie mam. I wtedy poczułam ból. Mocny ból brzucha. 

- Marta! - krzyknął Łukasz, kiedy zgięłam się łapiąc za brzuch - Szybko na górny oddział

Wziął mnie na ręce i najszybciej jak mógł zaniósł do windy, która zawiozła nas na oddział położniczy. 

- Wojtek! - darł się Łukasz, głos miał zachrypnięty od płaczu, a z jego policzków ciekły mi na twarz łzy. - WOJTEK!

- Co jest?! Kto tak krzyczy?!- nasz ginekolog wyleciał ze swojego gabinetu i rozejrzał się po korytarzu, a gdy nas dostrzegł rzucił się pędem. - Co się stało? Przejmujemy ją

- Nie mogę jej stracić - wymamrotałam i cały czas się trzymałam za brzuch. 

- Nie stracisz, Marta nie stracisz. Angela wózek! Sabina przygotuj sprzęt - rozrządził i mnie zabrali. 

- Babcia - wydusiłam z siebie do Łukasza i przymknęłam powieki. 

Kiedy otworzyłam ponownie oczy, byłam już na sali. Czyli mnie zatrzymali. Od razu spojrzałam na brzuch, który dalej był takich samych wielkości, więc się uspokoiłam. Po chwili i tak poczułam jak nasze maleństwo się przekręca, więc odetchnęłam z ulgą. 

- Obudziłaś się - dobiegł mnie głos męża, za którym od razu poniosłam oczy. Stał w drzwiach z reklamówką owoców. 

- Łukasz, co się stało? 

- Za dużo nerwów i emocji, ale małej nic się nie stało - uspokoił mnie, wypakował wszystkie rzeczy na stolik i usiadł chwytając mnie za rękę, na której był wenflon. 

- A babcia? Pogrzeb? Zawiadomiłeś kogo trzeba?

- Tak, zadzwoniłem do Przemka i obaj powiadomiliśmy rodzinę - skinął głową  - A jak wy się czujecie? Bardzo się o was dwie bałem

- Dobrze, teraz już jest okej - posmutniałam - Ale dziadek, to straszne 

- Wiem kochanie, wiem. Mi też jest przykro i smutno, był dla mnie wzorem mężczyzny i bardzo dobrym człowiekiem - mówił Łukasz wspominając mojego dziadka. W oczach było widać łzy. 

- Jak babcia sobie poradzi? Została sama, ona przecież nie może wrócić do tego pustego domu, mam nadzieję że jej nie pozwoliłeś - spojrzałam groźnie na swojego męża, ale on spuścił głowę. 

- Marta, próbowałem ją zatrzymać, ale wiesz jaka jest babcia Marysia. Nie chciała nam przeszkadzać, Zosia zrobiła wielki krzyk z powodu obiadu, który ugotowałem, a wiesz jak ja gotuje - zawstydził się - Moja mama musiała jechać do pracy, do ojca nie mogłem się dodzwonić i kiedy walczyłem z Zośką, żeby coś zjadła to babcia zabrała swoje rzeczy i uciekła- skończył swoją opowieść zrezygnowany. 

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz