Rozdział 17

326 22 4
                                    

Mój poranek w górach spędzałam w toalecie wymiotując zamiast z rodzinką grzejąc się w łóżku. Zosia jeszcze spała, a Łukasz pognał do apteki po test ciążowy. Chyba naprawdę byłam w ciąży, bo czułam się dość inaczej. Podniosłam się i spojrzałam w lusterko, podniosłam koszulkę od piżamy i odsunęłam trochę spodnie. Podbrzusze miałam lekko wypukłe co utwierdzało tylko w tym, że wynik testu będzie pozytywny. Nawet nie wiem kiedy to się stało, nie staraliśmy się o drugie dziecko. Byliśmy zajęci tym, że wyzdrowiałam, że Zosia rośnie i jeszcze ten Grzesiek. A jednak się udało, całkiem przypadkiem. Można to nazwać wpadką nawet. 

Drzwi stuknęły na co aż podskoczyłam, bo się zamyśliłam. Wychyliłam się z łazienki i ujrzałam jak wpada po schodach na górę. 

- Kupiłem dwa - powiedział zziajany, a ja wzięłam reklamówkę i zabrałam zamykając się w łazience. Zrobiłam oba na raz i czekałam na wynik. Kiedy odwróciłam dwa testy to zobaczyłam taki sam wynik. Otworzyłam drzwi i Łukasz przez nie wpadł do środka. Musiał być oparty, bo upadł na podłogę jak długi. 

- Jejku! Łukasz! - zawołałam przerażona, a on potrząsnął głową 

- Auć - złapał się za głowę 

- Skarbie, uważaj. Tata musi być silny i w całości - uśmiechnęłam się do niego delikatnie unosząc tylko jeden kącik ust, a on spojrzał na mnie zdezorientowany i dopiero po chwili zajarzył. 

- Jesteś w ciąży? 

- Tak - odpowiedziałam z uśmiechem i dałam mu do ręki oba testy. 

- Nie wierzę, będę ojcem - mówił uśmiechnięty

- Już jesteś przecież - zaśmiałam się i przeczesałam jego brązowe włosy

- No tak, ale teraz ojcem, że ojcem - mówił dumny, a ja wybuchłam śmiechem.

Pobyt w górach głównie spędziłam blisko toalety, bo wymiotowałam cały weekend. Cieszyłam się na powrót, bo chciałam umówić się do mojego lekarza i dowiedzieć się co z naszym maleństwem. 

- Czy moje dziewczyny gotowe do drogi? - zapytał Łukasz odpalając silnik. 

- Gotowe - odpowiedziałam uśmiechnięta i pojechaliśmy do naszego Poleżara. Lubiłam to miasteczko, było małe i zgrane. Miało też dużo atrakcji i specjalistycznych punktów. 

Dojechaliśmy po kilku przystankach, bo oczywiście musiałam wymiotować i nie tylko. 

Gdy byliśmy już w domu pierwsze co to wybiegłam zwymiotować, a Łukasz musiał zająć się resztą. Kiedy wyszłam to on czekał pod łazienką i spojrzał tylko na mnie. 

- Wymiotujesz bardziej niż przy Zosi - zauważył - Co to będzie?

Wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i ją wypiłam. 

- Muszę zadzwonić do lekarza - oznajmiłam i wyjęłam telefon

- Słuchaj Marta - zaczął Łukasz niepewnie - Może zapisz się do przychodni w szpitalu, co? Do Wojtka, bo on i tak prowadził każdą twoją ciąże i do tego jest w szpitalu, więc...

- Łukasz, spokojnie chyba nie ma takiej potrzeby - stwierdziłam 

- No dobra, ale do Wojtka też pójdziesz, okej? - nalegał, a ja przewróciłam oczami. Zgodziłam się, bo przecież chodziło mu o dobro dziecka, a jedno już straciliśmy. Umówiłam się na wizytę na środę, więc miałam jeszcze dwa dni. - Umówiłem cię do Wojtka na środę 

- Na którą godzinę? Bo ja się do mojego też umówiłam na środę

- Na 15.30, a ty?

- 16.30 - zaśmiałam się - To będę miała dwa badania jednego dnia.

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz