Rozdział 20

365 24 7
                                    

Siedziałam na policji i czekałam zapłakana, nie wiedziałam już co mam robić. Mijał trzeci dzień, jak Zosia zniknęła, a ja nie mogłam z tym nic zrobić. Nie spałam po nocach, oczy miałam podkrążone, a poranki spędzałam w toalecie na wymiotowaniu. W końcu byłam w ciąży i nie wiedziałam o kogo boje się bardziej czy o moją córkę czy o dziecko, które nosze w sobie. Ta niepewność, gdzie jest Zosia była najgorsza. Nie wiedziałam już co myśleć ani co robić. Chciałam ją przytulić, teraz pewnie tęskni za nami i nie wie co się dzieje. Największy błąd w moim życiu to było związanie się z Grześkiem. Zniszczył mi życie, a teraz chce je zniszczyć mojej córce. Po co mu ona? Przecież powiedział wyraźnie, że jeśli jest jego to on nie uzna jej. A teraz co robi? Prawnie Łukasz jest jej ojcem i Grzesiek nie ma do niej żadnych praw. Ten człowiek wykończy mnie niedługo psychicznie. 

- Marta, jak się czujesz? - zapytał Łukasz, też to bardzo przeżywał. Wziął sobie wolne w pracy i siedział ze mną, a Przemek i reszta chłopaków szukali małej na własną rękę. W naszym domu stworzyli całe centrum dowodzenia, w którym się spotykali i omawiali dalsze plany działania. 

Marzyłam o tym, żeby się znalazła nie mogłam pozwolić by coś jej się stało. Byłam jej matką. 

- A jak mam się czuć? - zaszlochałam - Moje dziecko nie wiadomo, gdzie jest i to jeszcze z tym psychopatą!

- Pani Marto, proszę się tak nie bać wszystko będzie dobrze- powiedziała policjantka, ale ja nie wierzyłam. Byłam w rozpaczy. Chciałam moją Zosię. 

- Jak mam się nie bać? Ma pani dzieci?! - wrzasnęłam 

- Nie, nie mam - kobieta pokiwała głową, mogła mieć jakieś dwadzieścia trzy lata. Widać było, że jest na jakimś stażu. 

- To proszę nie gadać takich bzdur! - uniosłam się i wstałam gwałtownie z krzesła co spowodowało, że zakręciło mi się w głowie, a nogi zrobiły się giętkie. 

- Marta!- zawołał Łukasz i złapał mnie w ostatniej chwili. 

Otworzyłam oczy marszcząc brwi. Gdzie ja byłam? To nie był komisariat policji. Wyglądało bardziej na szpital i ten zapach taki przypisany dla tego miejsca. 

- Wojtek? - wychrypiałam, bo pierwszą osobą jaką ujrzałam był mój ginekolog.

- Marta, ciebie gdzieś puścić - pokręcił głową - Co ty wyprawiasz?

- Zakręciło mi się w głowie i upadłam na Łukasza - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku opierając się o poduszkę.

- A dlaczego ci się zakręciło? Bo jesteś w ciąży i musisz na siebie uważać, a ty co robisz! - podniósł głos - To nie twoja pierwsza ciąża, a jest to samo co wtedy

- To znaczy? - zdziwiłam się 

- Masz anemię moja droga - westchnął ciężko 

- Jak to? 

- No tak, musisz zacząć się dobrze odżywiać i zadbać o siebie. Zero nerwów i stresu - polecił

- Wojtek, ale Zosia ona została porwana jak ja mam myśleć o sobie? 

- Słyszałem, że szukają jakiejś trzyletniej dziewczynki, ale nie wiedziałem, że to wasza Zosia. Co z nią? Coś wiadomo? 

- Nie- rozpłakałam się i schowałam twarz w dłoniach - Nic nie wiadomo, policjanci obserwują bliską osobę podejrzanego 

- Jak będę mógł coś pomóc to daj znać. Ale na razie muszę cię niestety zatrzymać na góra dwa dni - odrzekł - Powiedziałem już twojemu mężowi i pojechał po rzeczy dla ciebie, nic się nie martw znajdą młodą i wszystko będzie dobrze. Masz podejrzenia kto to mógł zrobić?

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz