Wzrok zmieniający wszystko.

1K 58 5
                                    


Wróciłam na boisko z piłkami, a za plecami słyszałam goniące mnie obcasy. Wychowawczyni przytrzymała mi drzwi i usiadła na ławce po drugiej stronie, uświadamiając mi, że w ten sposób chce poczekać na naszego trenera. Dziewczyny nawet nie zwróciły na nią uwagi i robiły swoje, a ja czując na sobie ten wzrok nie potrafiłam zrobić nic. Stanęłam z piłką przy drzwiach i przyglądałam się drużynie w ciszy. Ewelina podbiegła do mnie i zapytała co robimy dalej, skoro nadal nie ma naszego nauczyciela. Kilka sekund później stały przy mnie już wszystkie dziewczyny i w milczeniu czekały na moje polecenia. Zaśmiałam się pod nosem i powiedziałam im co możemy robić w nadziei, że nasz trener zjawi się za chwilę. Zaczęłyśmy wspólnie ćwiczenie, która każda z nas lubiła, bo nie wymagało od nas większego wysiłku fizycznego, a miałyśmy okazję trochę porzucać do kosza. Ciągle jednak czułam, że każdy mój krok jest obserwowany, ale starałam się nie popełnić żadnego błędu, bo wmówiłam sobie, że może jeśli pokażę swoje małe umiejętności to wkupię się w łaskę wychowawczyni, która zdawała się nie mieć do mnie pozytywnego nastawienia. Nagle rozległ się okropnie głośny dźwięk gwizdka
i zorientowałyśmy się, że na całe szczęście nasz trener w końcu się zjawił. Uśmiechnięty zawołał nas do siebie i powiedział co dziś mamy robić i poprosił Ewelinę, żeby wszystko nadzorowała, bo on musi zamienić kilka słów z naszą polonistką, a po jego powrocie będziemy mogły chwilę między sobą pograć. Od razu przeszłyśmy do rzeczy, żeby nie marnować więcej czasu, a on zniknął za drzwiami porywając ze sobą nauczycielkę. Na dziewczynach ta sytuacja nawet nie zrobiła wrażenia i zaczęłam się zastanawiać czy to ze mną jest coś nie tak, czy jednak z nimi, że w żaden sposób ich to nie zestresowało. 
Minęło chyba 15 minut i trener zawołał mnie do siebie. Serce prawie wyskoczyło mi z klatki, gdy usłyszałam, że wychowawczyni chciałaby porozmawiać w trójkę. Starałam się uspokoić oddech, a zanim poszłam do pokoju wuefistów to wzięłam do ręki butelkę wody. Nie wiem dlaczego, ale zawsze w stresujących chwilach musiałam mieć coś w ręku, tak jakbym miała się zasłonić przed atakiem. Wchodząc do pokoju zastałam mnóstwo papierów walających się po biurku i zapach kawy unoszący się w czterech ścianach. Trener kazał mi zająć miejsce na jednym z czterech krzeseł i z uśmiechem na ustach powiedział, żebym się tak nie stresowała. Zawsze wiedział co czuję w danym momencie, ale nic dziwnego... Znamy się od kilku dobrych lat i zna mnie od dzieciaka, więc tak naprawdę nauczył się każdej z nas już na pamięć. 
Usiadłam w bezpiecznym miejscu- czyli po drugiej stronie biurka, tak aby nie siedzieć ani obok trenera, ani obok nauczycielki, która zdawała się wypierać ze świadomości moją obecność. 
Nikt nie chciał się odezwać jako pierwszy, więc stwierdziłam, że ja zacznę, żeby mieć tę sytuację jak najszybciej za sobą. Zapytałam co tak naprawdę tu robię i po co zostałam zawołana. 
Wychowawczyni spojrzała na mnie ciężkim wzrokiem i powiedziała, żebym się nie wychylała za szybko, bo skoro mnie zawołali to znaczy, że coś ode mnie chcą i zaraz mi wszystko wyjaśnią i nie pozwoli sobie, żeby ktoś ją pośpieszał. Na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec, ale całe szczęście, że zawsze podczas treningów robiłam się czerwona od wysiłku, więc nie było tego aż tak widać. Trener próbując rozładować atmosferę zaśmiał się i dodał, żebym dała im chwilę, aż uporządkują dokumenty i zaraz zaczniemy rozmowę. Ręce zaczęły mi się tak trząść, że nie byłam nawet w stanie odkręcić wody, żeby korek nie spadł na podłogę. Na szczęście nauczyciele tego nie zauważyli, więc przyciągnęłam go butem, zakręciłam butelkę i siedziałam w bezruchu. 

Pani Lilianna zdjęła okulary i spojrzała na mnie nie zmieniając wyrazu twarzy, który był naprawdę przerażający. Po chwili dodała krótkie "a więc to ty jesteś kapitanem waszej drużyny, tak?". Pokiwałam głową i skierowałam wzrok na trenera, który miał mówić POMÓŻ MI PROSZĘ. Ten jednak nie odezwał się ani słowem. Kontynuowała za to polonistka, która zadawała coraz to więcej pytań odnośnie drużyny, tego która z nas jaką rolę pełni, jak udawało nam się do tej pory pogodzić sport z nauką itd. Starałam się na wszystko odpowiadać szybko i zwięźle, ale bez ciągnięcia za język się nie obyło. Miałam wrażenie, że trwa to już dobrą godzinę, a okazało się, że nie siedzę tam nawet 10ciu minut... Gdy zdawało się, że to już koniec mojej katorgi to Trener stwierdził, że zostawi nas na chwilę same i pójdzie zobaczyć co dzieje się na boisku. Chciałam zapaść się pod ziemię. Dlaczego on mi to robi, przecież dobrze widzi co się dzieje między mną, a blondynką, która chce mnie zabić swoimi zielonymi oczami. Gdy wyszedł to Pani Lilianna przysunęła do mnie krzesełko i po cichu powiedziała: "Dopóki nie zaczniesz stwarzać problemów to nic ci nie będzie, nie bój się, ale rób wszystko to co ci powiem."

Wróciłam na salę zmieszana. Co to miało być? Mam być jej pupilkiem? Nie chcę jej się narażać, ale nie będę też robiła wszystkiego pod nią, nie ma nawet takiej możliwości. 
Po moim powrocie Trener podzielił nas na dwie grupy i pozwolił zagrać między sobą. To taki zwyczaj naszych treningów, zawsze na koniec staramy się, żebyśmy mogły chociaż chwilę pograć. Sport zawsze wyciszał moje myśli i tym razem też się udało. Gdy na boisku pierwszy raz odbiła się piłka to zapomniałam o całym świecie i skupiłam się na tym co robię. 

Po treningu poszłam prosto do domu. Wykąpałam się, zjadłam późny obiad i usiadłam do wypracowania zadanego na polski. Jak mi poszło? No cóż, nic innego jak zielone oczy pewnej Pani nie przychodziły mi do głowy, więc na papier nie przeniosłam za wiele dobrego. Zanim skończyłam zegarek wskazywał już za kilka minut północ, więc położyłam się do łóżka i zasnęłam od razu po przyłożeniu głowy do poduszki. 

Pani Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz