To nie jest kolejny rozdział :)

777 67 26
                                    


Cześć!

Jak już wiecie lub nie- mam na imię Zuza. Na wstępie chciałabym podziękować wszystkim osóbkom, które zaglądają tutaj częściej lub rzadziej, ale po prostu zaglądają. Nawet nie wiecie jaka to przyjemność dla autora, że ktoś da mu serduszko pod rozdziałem lub napisze krótki, lub długi komentarz. <3 

Dziś nie będzie rozdziału, więc przepraszam jeśli zrobiłam Wam nadzieję. Dziś chciałabym powiedzieć Wam kilka słów od siebie. Czuję, że być może kilku z Wam ulży na myśl, że kiedyś byliście lub jesteście w takiej samej sytuacji. Możecie potraktować to personalnie, a może pomoże Wam to po prostu w relacjach z innymi. Możecie też w zupełności to pominąć, jeśli interesuje Was jedynie moje opowiadanie- nie będę się gniewać. :) Chciałabym po prostu poczuć się z Wami w bliższej relacji, mimo że z pewnością dzieli nas wiele. 

Otóż- trzy moje opowiadania są w tej samej tematyce, a więc o relacji między uczennicą, a nauczycielką. Nie jest to przypadek, ponieważ odkąd pamiętam zawsze wpadałam w sidła zauroczenia nauczycielkami. Pamiętam, że pierwszy raz zwróciłam na to uwagę w jakieś 4 czy 5 klasie podstawówki i z całych sił próbowałam to wypierać. Jeśli mnie pamięć nie myli to była to nauczycielka informatyki. Niezbyt urokliwa, patrząc z punktu widzenia obecnej mnie, ale coś mnie do niej przyciągało i pewnie większość z was miała to samo- dostałam na jakiś czas bzika na punkcie informatyki haha. Przyszło nagle i nagle też odeszło, dlatego udało mi się o tym zapomnieć na co najmniej 2 lata. 

Później przyszedł czas na gimnazjum i tutaj z czystym sumieniem mogę przyznać, że po raz pierwszy serce biło mi szybciej na widok drugiej osoby. Jeśli pamiętacie jeszcze jeden z pierwszych rozdziałów "Pani Miłość", czyli rozdziału, który opowiada o rozpoczęciu roku w nowej szkole- jest on w 100% pisany na faktycznych zdarzeniach. Płakałam przez tę sytuację niezliczoną ilość dni, ale mimo wszystko ta nauczycielka polskiego stała mi się dziwnie bliska i nie potrafiłam podejść do niej bez trzęsących się rąk. Czasem się z tego śmiała, a czasem próbowała pokazać mi wsparcie, ale zawsze czułam się przy niej obrzydliwie głupia i beznadziejna. Pierwsza klasa była dla mnie koszmarem, bo nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Czasami nawet udawałam, że mam słaby humor i wymyślałam jakikolwiek powód, aby zostać po lekcji i z nią porozmawiać. Ale bardzo często sama proponowała mi rozmowę.
Między pierwszą a drugą klasą, czyli podczas wakacji czułam, że to koniec tego uczucia. Że te wolne 2 miesiące, a więc czas podczas którego nie widziałam jej, nie kontaktowałyśmy się był taką lecznicą dla mnie. Czasem, w którym wszystko się zmieniło. Ale była to jedynie iluzja. Po powrocie do szkoły wszystko wracało jak bumerang. I tak samo było podczas jakichkolwiek ferii zimowych, przerw świątecznych, weekendów, wakacji itd. 

Na zakończeniu klasy trzeciej rozpłakałam się jak dziecko, któremu ktoś zniszczył zamek z piasku. Nie dochodziła do mnie myśl, że to koniec, że nie będę jej już widywać, że nie będziemy rozmawiać... Jakby ktoś odebrał mi najważniejszą rzecz jaką miałam. Podeszłam do niej i podziękowałam jej za wszystko. Poprosiłam jedynie, by o mnie pamiętała. I wiecie co? Odkąd skończyłam gimnazjum minęło już chyba z 7-8 lat. Wciąż mamy kontakt... Może nie jest on częsty, ale wiem że jeśli potrzebowałabym jakiejkolwiek pomocy to mogę do niej zadzwonić lub napisać, a ona pierwsze co zrobi to powie "Przecież wiesz gdzie mieszkam", a na drugi dzień będę już u niej, zwierzając się ze wszystkiego co mnie boli. I takie relacje docenia się jeszcze bardziej, niż te gdzie macie z ludźmi kontakt dzień w dzień, a oni nie mają pojęcia co się u Was dzieje. 

Nigdy nie miałam zbyt wielu przyjaciół, którym mogłabym powiedzieć co u mnie. Przez lata szkolne mogłabym wymienić zaledwie kilka imion. Ucięłam te znajomości. Pozostały mi zaledwie dwa, może trzy imiona, z którymi utrzymuję kontakt. Dlaczego? Dlatego, że te znajomości nic nie wnosiły do mojego życia. Obie strony nie były ze sobą szczere, a nasze spotkania były bardziej wymuszone niż uśmiech przy wigilijnym stole. (tak, nienawidzę świąt bożego narodzenia). Czy żałuję? Nie. Możecie śmiało nazwać mnie osobą samotną, bo taka też się bardzo często czuję. Ale nigdy nie wróciłabym do tych relacji, przez które czułam się jeszcze bardziej samotna, mimo że ktoś zawsze był obok. Oczywiście, nie przekonuję Was do zerwania jakichkolwiek znajomości. Chciałabym Wam tylko przekazać, że powinniście przede wszystkim czuć się w porządku ze sobą. Tak- mnie te słowa też zawsze bawiły i nigdy nie wierzyłam w ich sens, ale dotarłam w życiu do takiego momentu, że w końcu stawiam siebie na podium. Weekendy zazwyczaj spędzam samotnie w moich 4 ścianach. Czytam książkę, spaceruję lub piszę dla Was. Czy zamieniłabym to na imprezy jak ludzie w moim wieku? Czasami. Ale nie lubię przesytu, tłumów ludzi i smrodu alkoholu w powietrzu. 

Kontynuując. Na swojej drodze spotkałam jeszcze jedną nauczycielkę. W kolejnej szkole, czyli w liceum. Czy liceum to najlepsze lata życia? Hmm... Można tak powiedzieć. Po pierwsze, czułam się w tej szkole jak w domu. Serio. Nie zamieniłabym jej na żadną inną. I tutaj również przytrafiła mi się polonistka, której zawdzięczam naprawdę baaardzo dużo. Choć nie czułam do niej tego samego co do tej pierwszej, to przywiązałam się do niej ogromnie. Również mamy kontakt do dziś, choć w tej relacji wkroczyła bardziej przyjaźń, niżeli zachowanie standardu nauczyciel- uczeń. Każda relacja czegoś uczy. Z tym się zgadzam. I biorąc pod uwagę to co ostatnio dzieje się w Polsce, jak i na świecie- błagam patrzcie na uczucia drugiej osoby. Wiem, że pewnie zostaliście skrzywdzeni wiele razy, a ranki na sercu pozostały aż do dziś, ale tylko dobrocią możemy zwalczać zło. Niestety. 

Stawiajcie siebie na pierwszym miejscu- zawsze. 
Szanujcie uczucia drugiej osoby- zawsze.
Czy to się wyklucza? Czasem tak. Ale wierzę głęboko w naszą mądrość i wiem, że da się wyjść z każdej sytuacji bez ranienia drugiej osoby. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, który szuka spokoju. Ja znalazłam go dopiero w wieku 23 lat. I pewnie nieraz zostanie jeszcze zaburzony, bo ktoś po raz 4 złamie mi serce. Ktoś mnie obrazi, urazi, nie będzie miły. Chrzanić to. Zawsze jesteśmy w stanie znaleźć swój azyl. Obecnie znalazłam go w Warszawie, trochę ponad 200 km od domu rodzinnego. Czy się bałam tutaj wprowadzić? I to jak! Przez pierwsze miesiące czułam się okropnie przytłoczona, wszyscy biegali nie wiadomo dokąd (teraz ja też już biegam XD), gubiłam się jakieś 10 razy dziennie... Ale minęło już prawie pół roku i czuję, że jest to moje miejsce. Jestem pewna, że jeśli jest tutaj zagubiona duszyczka, która nie czuje się pewnie tam gdzie teraz jest to w końcu nadejdzie taki moment spokoju. Zaryzykujecie, a później już z górki. 

Jeśli chodzi o uczucia, które macie do drugiej osoby... Ech. Pielęgnujcie je, jeśli widzicie w tym sens i nadzieję, jeśli ta osoba też Was kocha to nigdy nie traćcie zapału. Jeśli jednak z drugiej strony nie ma nic, po co ranić siebie samego? Zadawać sobie niepotrzebny ból odrzucenia? 

Kończąc moją paplaninę- mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku. Jesień to dziwny czas, gdzie nasze uczucia biorą górę nad rozumem, a często gęsto są negatywne. Nie dajcie się. Jeśli nie macie obok siebie osoby, z którą możecie pogadać, albo której nie możecie się wyżalić- możecie napisać do mnie. :) Błagam, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, abyście nie zostawali sami z Waszymi uczuciami, bo jest na świecie wiele osób, które chce Was wysłuchać i chce pomóc.

Trzymajcie się ciepło w te zimne wieczory, powodzenia w szkole, na studiach lub w pracy- zależy, gdzie obecnie jesteście. I raz jeszcze bardzo Wam dziękuję za obecność tutaj. Czytam wszystkie komentarze i zawsze szeroko się uśmiecham. <3 
Nowy rozdział już napisany, czeka na odpowiedni moment publikacji. Buziaki. 


Pani Miłość.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz