Dwóch chłopaków przeciskało się przez ciasną grupkę osób w drzwiach. Na dworze nadal lało, ale wśród szumu uderzających o dachy i kałuże na ulicach dużych kropli słyszeli także stęknięcia oraz jednosylabowe okrzyki jak: Och!, Ach!, Ej!, Chuj!, Kurwa!; lub dłuższe: Żryj to!, Zajebię cię!. Głosy były im nieznane, więc przez kilka kolejnych napiętych sekund spodziewali się zobaczyć rannego kolegę leżącego na ulicy i kopanego przez kilku gości.
Jednak... naprawdę ten dzień był pełen niespodzianek i szczęścia uśmiechającego się w ich stronę.
Wybiegli przed tłum i dostrzegli straszną scenę, która jednocześnie zrzucała z ich piersi ogromny kamień z napisem "Niepokój".
Lucas był cały przemoczony, zdyszany i odrobinę zaczerwieniony na policzkach. Włosy miał w nieładzie – sterczące na różne strony, w większości oklapnięte. Grafitowa koszula straciła kilka guzików, odsłaniając tors, z którego spływały potoki deszczu, a mocno zaciśnięte, zakrwawione pięści leciały od jednego przeciwnika do drugiego.
Było czterech na jednego.
Dwóch znanych Aidenowi prawdopodobnie starszych od nich chłopaków, na których zwrócił uwagę zaraz po wejściu do "Czarnego kota" i dwóch mężczyzn po czterdziestce – ogorzałych na twarzach, ale rosłych i dobrze zbudowanych. Lucas walczył z nimi sam, skutecznie się broniąc – o czym świadczył brak ran na twarzy, oraz celnie atakując – co udowadniała krew na twarzach przeciwników. U dwóch płynęła z nosa, u jednego z wargi i ostatniego z łuku brwiowego.
Jednak w tej chwili prawdopodobnie pierwszy szok oberwaniem od młodszej osoby minął, ponieważ go otoczyli.
Do miejsca, skąd widzieli walczących, doprowadził Aidena Anthony, lecz teraz to on zaczął działać.
W sekundę zorientował się w sytuacji. Oczyścił umysł ze zbędnych myśli, pozostawiając tylko jedną, głęboko zakorzenioną i wyrytą w jego sercu.
Mógł obiecywać sobie i innym poprawne zachowanie lub dbać o swoje zdrowie, przekonując siebie, że rehabilitacja stopy kiedykolwiek zwróci mu całkowitą sprawność, ale nie potrafił stać bezczynnie w takiej sytuacji.
Błyskawicznie wyskoczył w przód i zaatakował pierwszą osobę. Stała bokiem. Nawet nie dostrzegła, gdy chłopak zwinnie obniżył ciało i kopnął piszczelem w łydki. W momencie, w którym jego przeciwnik upadał, krzyknął "Pochyl głowę!". Miał nadzieję, że Lucas posłucha i natychmiast zareaguje, bo on nie zamierzał się zatrzymywać, aby dać pozostałym trzem czas na reakcję.
"Pierwsze sekundy są najważniejsze" – tak zawsze mu powtarzano.
Czas zapracować na przewagę, zwłaszcza że czuł, iż czterech mężczyzn, którzy ich podrywali i ci przed nim, jest ze sobą powiązanych. A ośmiu na trzech, to już sporo.
Biorąc poprawkę na to, że obrócony do niego tyłem Wilku go nie posłucha, dodał więcej siły do wyskoku.
Głowa z mokrymi czarnymi włosami obniżyła się w ostatnim momencie. Dłonie Aidena znalazły się na jego barkach, dając sobie oparcie i potrzebną stabilność. Zamachnął się i prawą nogą zatoczył łuk – niebywale mocny i szybki, precyzyjnie trafiając po kolei w trzy skronie osób, które stały na linii kopnięcia. Na asfalt opadł miękko jak kot. Stopa jeszcze nie bolała, ale nie łudził się, że ten stan utrzyma się długo. Pierwszy z czterech już się podnosił, a do pozostawionego w tłumie Anthony'ego zbliżali się podrywacze z gigantycznym "koszykarzem". Spojrzał na Lucasa, który patrzył dokładnie na to samo, co on wcześniej.
– Bierz Mrówę i uciekajcie – usłyszał, co zabrzmiało jak polecenie. – Zatrzymam tych gości i potem spotkamy się... wiesz gdzie.
Domyślił się, że chodzi o dom Anthony'ego, ale nie ruszył z miejsca. Nakazanie mu czegoś przynosiło przeważnie odwrotny skutek. W tej chwili buzowała w nim adrenalina, dlatego tym bardziej nie miał najmniejszego zamiaru go posłuchać.
CZYTASZ
Uskrzydlony Duet AA
RomanceTegoroczne lato jest inne. Tak samo upalne, przesiąknięte słońcem, suchą trawą i szumem kółek toczących się po drodze, ale śmiech jest radośniejszy niż kiedykolwiek. Śmiech zakochanej osoby. Dwóch chłopaków, dwa odmienne charaktery i coś, co połączy...