Anthony wygrał wszystkie trzy kategorie zawodów na rampie, całkowicie deklasując Wilka, który nie wyglądał na najszczęśliwszego, ale szczerze pogratulował mniejszemu od siebie koledze. Nie był pierwszy, ale zajął zaszczytne, choć przez niektórych nazywane "pozycją przegrywów", drugie miejsce. Za to był pierwszy w grindzie. We freestyle'u nie brał udziału, a Anthony mógł się poszczycić trzecim miejscem.
Dzięki swoim umiejętnościom jazdy Ant na koniec zawodów był bogatszy o nową deskorolkę, komplet ochraniaczy, voucher na tygodniowy pobyt w mieście słynącym z najlepszego skateparku na kontynencie oraz komplet firmowych ubrań dla skateboardzisty – łącznie z butami, które same kosztowały dwa razy więcej niż najlepsze deski.
Po inauguracji poza prezentami otrzymał zasłużony puchar, a raczej cztery puchary i kilka dyplomów. Z naręczem nagród usiadł na jasnoniebieskim kocu, który przez kilka godzin służył Aidenowi za idealny punkt obserwacyjny. Rzucił wszystko na bok i wyłożył się plecami na materiale. Rozpuścił włosy, a jego głowa ciężko opadła.
– Padam – jęknął, rozrzucając ramiona na boki. – To było takie stresujące, ale równocześnie ekscytujące, że nie mam siły się podnieść, a mój mózg wiruje.
Aiden usiadł na suchej trawie, połowie w słońcu, połowie w cieniu dawanym przez drzewo. Mógł już wracać do domu, ale wyjątkowo nie miał na to ochoty. Na pewno nie obawiał się, że ta ledwo żywa osoba dogorywająca obok zdoła go zatrzymać. Tu bardziej chodziło o to, że przyjemnie oglądało się zawody i zmagania ich uczestników. Także Anthony'ego. Tak, również tego chłopaka, który oddychał przez otwarte usta, a jego pierś unosiła się wysoko i opadała. Za szybko na sen, lecz było za cicho, aby nie dostrzec, jak jest wycieńczony.
– Pięć minut – wymruczał cicho.
– Jeśli boisz się, że ktoś ci coś zawinie, gdy zaśniesz, to... będę tu jeszcze trochę.
– Och – wydał z siebie odgłos zdziwienia, ale zaraz na jego ustach pojawił się leniwy uśmiech. – Dzięki, Aiden. Super z ciebie gość. To w takim razie daj mi kwadrans. Tylko zregeneruję siły i możemy... – Ostatnie słowa wybełkotał i ciężko było je zrozumieć. Potem najzwyczajniej w świecie zasnął.
Część zawodników już opuściła skatepark, więc tak samo widzowie ich zaciętych walk. Pozostało kilkanaście osób, w tym chłopak, który wcześniej miał na sobie jaskrawo-zielony kask. On i kilku z grupy "Latające skarabeusze" jeździli na rampie, ale w większości każdy próbował wykonać poprawnie jeden i ten sam trik, więc Aiden przeniósł spojrzenie na rowerzystów i kilka dziewczyn jeżdżących na rolkach.
Teraz, kiedy nareszcie zrobiło się na powrót cicho, słyszał nawet wodę w rzece, która pod wiaduktem spływała z kilku ogromnych betonowych stopni, aby spiętrzyć nurt.
A także chrapanie Anthony'ego.
Chłopak brzmiał jak traktor, ale Aiden go nie budził. Jedynie podsunął się głębiej w cień i bliżej koca, aby słońce nie paliło jego skóry. Rozwiązał sznurówki, poluźnił języki w butach i także położył się na trawie. Patrzył w górę na błękit, na zielone liście drzew, na swoją uniesioną dłoń. Myślał o tym, jak Anthony jeszcze nie tak dawno sięgał nieba. Ciągle pamiętał jego uśmiech, okrzyki radości i ostatni trik, gdy stanął na szczycie na jednej ręce, a potem odbił się z taką lekkością, jakby nie było to nic trudnego. Aiden jednak wiedział, ile ćwiczeń i siły to wymagało.
Przekręcił się na bok i podparł głowę o dłoń, patrząc na śpiącą osobę. Anthony był chudy. Jak na jego oko zbyt chudy, żeby mieć tyle siły. Musiałby to być jego popisowy numer, który robił tyle razy, że ciało samo zapamiętało całą sekwencję, a mięśnie były po prostu ukryte gdzieś w tym niepozornym chłopaku.
CZYTASZ
Uskrzydlony Duet AA
Storie d'amoreTegoroczne lato jest inne. Tak samo upalne, przesiąknięte słońcem, suchą trawą i szumem kółek toczących się po drodze, ale śmiech jest radośniejszy niż kiedykolwiek. Śmiech zakochanej osoby. Dwóch chłopaków, dwa odmienne charaktery i coś, co połączy...