12. Palące się pierożki i latający makaron - bo czemu nie!

93 24 23
                                    

W deszczowe dni stopa bolała go bardziej niż zazwyczaj. Mimo to nie odmówił Anthony'emu spotkania. Od razu zapytał babcię, czy nie będzie miała nic przeciwko, aby wyszedł z kolegą na sushi i piwo, a potem u niego przenocował. Zgodziła się pod warunkiem, że założy ortezę. Uśmiechnął się do niej, wiedząc, że nic przed kobietą się nie ukryje i obiecał to.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz wyskoczył ze znajomymi coś zjeść i zrobić sobie "męski wieczór". Może nie przepadał za Lucasem lub raczej on nie lubił jego, ale alkohol potrafił rozwiązać język tak samo często jak zawiązać znajomość. Dotychczas rozmawiali tylko dwukrotnie i jeśli chłopak miał do niego jakiś problem, to być może dzisiejszego dnia dowie się jaki. Poza oczywistą zazdrością o osobę, która znaczyła dla niego "więcej niż przyjaciel", lecz prawdopodobnie nigdy nie powiedział tego głośno. Ostrzeżenie na zawodach było jasne. Ale uczucie było jednostronne – potwierdzało to zachowanie Anthony'ego i nazywanie Lucasa "najlepszym przyjacielem".

Bliskim, ale nadal TYLKO przyjacielem.

Jednak w pewnym stopniu nie mógł nie lubić i podziwiać Lucasa. Nie każdy potrafi ukryć swoje uczucia przed osobą, którą darzy się sympatią. Jednocześnie ciągle pozostawał jego przyjacielem, dbając o niego i będąc niemal na każde zawołanie. Widać, jak mu zależało na chłopaku. Nawet nazywanie go ogniem było idealne i nie potrafił się nie uśmiechnąć, gdy jego określił zaledwie płomyczkiem.

To takie trafne, że aż bolesne.

Aiden zdawał sobie z tego sprawę aż za dobrze.

Kilka minut przed drugą po południu dostał SMS-a od Anthony'ego, żeby się szykował. Był już prawie gotowy. Pozostało mu tylko obwiązanie kostki.

Babcia Wendy stanęła w drzwiach do jego pokoju, trzymając papierową torebkę.

– Co to, babciu? – zapytał, dopinając elastyczną ortezę i zakładając skarpetkę.

Plecak z ubraniem na zmianę, kosmetykami i powerbankiem miał już w środku.

– Domowe nachosy i mój specjalny sos paprykowy – odparła z charakterystycznym dla niej uśmiechem.

Jej wnuk się zaśmiał, wnet podłapując małego babcinego psikusa. Poza nimi niewiele znali osób potrafiących bez płaczu jeść wspomniany sos. Był bardzo smaczny, ale tak pikantny, że łzy same leciały z oczu.

Wstał, zarzucając na ramię plecak i przejmując torebkę. Pochylił się do niższej kobiety i pocałował ją w policzek.

– Jesteś najlepsza, babciu.

Niewielkie dłonie sięgnęły kołnierzyka błękitnej koszuli i starannie go wygładziły.

– Bawcie się dobrze – powiedziała.

– Taki jest plan.

– Pozdrów Anthony'ego i jego przyjaciela, nie pijcie za dużo i pamiętaj, żadnych bijatyk.

– Dobrze, babciu. Będę dziś grzeczny.

Uśmiechnął się do niej.

– Nie tylko dziś, a zawsze masz być grzeczny.

– Wiem, wiem – odparł, zakładając czapeczkę z daszkiem i buty. Następnie narzucił na siebie letnią kurtkę przeciwdeszczową.

– Na pewno nie weźmiesz parasolki?

Pokręcił głową.

– Jedziemy autem.

– Tego drugiego kolegi?

– Tak i tak – od razu powiedział, nim babcia go przestrzegła przed jazdą pod wpływem. – Najpierw pojedziemy coś zjeść, a później do Anthony'ego zostawić rzeczy i pieszo do pubu lub baru. Jeszcze dokładnie nie wiem, ale pisał, że to blisko jego domu. Nie będę za dużo chodził i się przemęczał. Nie masz, o co się martwić.

Uskrzydlony Duet AAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz