40. Nareszcie sami! SAMI...? Ale to nie fair!

109 21 97
                                    

– Mrówa, daj plecak. – Lucas wyciągnął dłoń do chłopaka, który zdążył już wyjść z samochodu. Pochylał się nad swoim siedzeniem przy ciągle otwartych drzwiach.

– Po co? – zapytał Anthony, lecz bez żadnej podejrzliwości podał mu go.

Aiden stał obok, z czarną sportową torbą na ramieniu i patrzył na biały jednopiętrowy domek z poddaszem. Zastanawiał się, jak bardzo Anthony pod nieobecność rodziców zapuścił dom. Ostatnio, kiedy tu był, nie dopatrzył się brudu, ale też i nie zaglądał w każdy "kąt". Miał nadzieję, że skończą do północy, a później... Nie miał pojęcia, co stanie się później, ale, prawdę powiedziawszy, cokolwiek by to nie było: czy wspólne pieczenie ciasta, czy oglądanie kolejną noc z rzędu filmu, a nawet pójście od razu spać – nie miał nic przeciwko, o ile Anthony będzie blisko niego.

– Co tam ładujesz, Wilku? – zapytał Ant, patrząc, jak kuzyn wyciąga coś z samochodowego schowka i wrzuca do największej komory plecaka.

– Potrzebne rzeczy.

– Potrzebne do czego?

Lucas powoli przeniósł wzrok na niego i uniósł kącik ust.

– Podręczny zestaw niedoświadczonego, zakochanego nastolatka, jakim właśnie jesteś ty.

Anthony zerknął nerwowo za siebie, ale Aiden patrzył na jego dom, dlatego zbliżył głowę do Lucasa i zadał ciche pytanie:

– A tak serio, co tam wkładasz?

– Serio? – Zatrzymał wzrok na Ancie i widząc jego niezrozumiałe spojrzenie, wyjaśnił bez ogródek: – Gumki, lubrykant, dwie paczki chusteczek i maść na ból du...

– Wilku!!!

– Kurwa, nie drzyj mi się do ucha! – Odsunął się od niego, wyciągając rękę z plecakiem w przód. – Bierz, jeszcze mi podziękujesz. Jeśli nie dziś, to jutro. Data przydatności gumek jest długa, na pewno...

Anthony nie dał mu dokończyć, wyrywając uchwyt plecaka, a potem trzaskając drzwiami.

– A gdzie buziak i moje "dziękuję"? – zapytał z głośnym śmiechem.

Oparł się łokciem o opuszczoną szybę w drzwiach, obserwując szybko oddalającego się od samochodu chłopaka, który z rozmachem otworzył żelazną furtkę i niemal pobiegł do drzwi wejściowych.

Szczerząc się z zadowoleniem, mrugnął Aidenowi okiem.

– Tylko chaty nie spalcie tymi waszymi płomieniami miłości.

Stuknęli się pięściami na pożegnanie i Lucas dodał:

– Dbaj o niego pod moją nieobecność.

– Zamierzam. Nawet bez twoich próśb.

– To nie prośba. I, Aiden – w sekundę spoważniał – jemu naprawdę zależy. Nie spieprz tego.

Tym razem Aiden mu nie odpowiedział. Zaśmiał się cicho pod nosem i ruszył śladem osiemnastolatka do jego domu. Za sobą usłyszał głośną muzykę i ryk silnika.

Dobrze o tym wiem, Lucas.

Była dopiero siódma po południu, słońce nadal uparcie trwało na widnokręgu, za to temperatura powoli opadała. Nie wierzył, że spadnie poniżej dwudziestu stopni, ale może po sprzątaniu wyjdą na taras z tyłu domu albo z kocem na trawę? Rozejrzał się po posesji. Przy chodniku po obu stronach posadzono róże oraz cynie, a na trawniku stało kilka młodych drzewek owocowych. Anthony musiał maksymalnie kilka dni temu kosić, ponieważ źdźbła traw nadal były krótkie.

Uskrzydlony Duet AAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz