11. Najlepszy przyjaciel zawsze cię zrozumie. Ale wkurzyć też umie!

94 26 40
                                    

W środę, po powrocie do domu Anthony wziął długi, chłodny prysznic. Musiał zmyć z siebie gorąc i resztki zapachu perfum, jakich użył dziś jego kolega, wobec którego miał tylko i wyłącznie niewinne intencje. Czysto koleżeńskie, skupione przede wszystkim na żartach, droczeniu się, śmianiu, lekkich przepychankach, spędzeniu ze sobą czasu...

Coraz więcej czasu...

Coraz więcej...

I owszem, dobrze myślał.

Miał wyłącznie niewinne intencje.

Dopóki nie spotkali się tej środy na obiedzie, Anthony niczego nie oczekiwał bądź nie żywił nadziei na coś więcej poza, w najlepszym razie, byciem dobrymi przyjaciółmi. Przez kolejne godziny spędzone samotnie we własnym domu nadal sobie wmawiał, że jego dzisiejsza reakcja na starszego o rok kolegę to wyłącznie dziwny epizod spowodowany kilkoma detalami, niewarty analizowania i zawracania sobie blond łepetyny. Trudność ze snem na pewno spowodowało obżarstwo, nocne rozmyślania – wieczorna filiżanka kawy rozpuszczalnej z lodami śmietankowymi. Zapach, o którym chciał zapomnieć, a niby czuł na swoich nadgarstkach i przedramionach, to wyłącznie żart ze strony pamięci węchowej, ale ucisk w piersi i brzuchu na wspomnienie uśmiechniętego Aidena w "tej" koszuli?

Zjadłem coś nieświeżego?

Anthony nie zaprzeczał, że jego nowy kolega jest przystojny. Ktoś musiałby być ślepy, żeby tego nie zauważyć i się z nim nie zgodzić! Mama przecież zawsze mu powtarzała, żeby mówić prawdę. Więc Ant bez wstrzymywania się i wątpliwości mógł głośno powiedzieć:

– Aidenie, nieziemskie jest z ciebie ciacho!

W końcu, kiedy to z siebie wyrzucił, zrobiło mu się lżej na sercu. Nie zmieniło to sposobu postrzegania bruneta ani tego, że gdzieś tam głęboko w sobie czuł, iż nie miałby nic a nic przeciwko, żeby jeszcze częściej się spotykali, rozmawiali, dotykali. Jednak – jak sam siebie przekonywał w mieszkaniu babci Aidena – był realistą, więc musiał też myśleć, że nie było szans, żeby ich znajomość wykroczyła poza dotychczasowy "rodzaj" kontaktu. Musiał wstrzymać rumaka na wodzy, dziwne myśli ukryć w głębi szarych, obecnie odrobinę zaróżowionych przez niepoprawne myśli, komórkach i traktować go jak dotychczas. Tylko tak nic nie spieprzy, a kolega mu nie zwieje, zniesmaczony jego zbyt poufałym zachowaniem.

– Tak – mruknął do siebie i się uśmiechnął – po prostu okazałeś się tak przystojny, że nawet facet taki jak ja potrafi dojrzeć twoją urodę, ładnie zbudowane hot ciało i dobrej jakości ciuchy! Nic ponadto! Możesz spać przy mnie bezpiecznie! O ile kiedyś zechcesz. Przecież ja nie będę cię do niczego namawiał ani nic sugerował. Broń Boże! – Skinął głową. – Choć z drugiej strony nie miałbym nic przeciwko... I bez żadnych nieczystych myśli! Podtekstów, aneksów i tych podobnych...

Wmawiając sobie te i inne naciągane wnioski, zasnął, gdy na dworze robiło się już jasno i ptaki śpiewały swoje poranne ballady.

Zbudził się, gdy niebo na powrót zaczęło ciemnieć.

– Co, do jasnej, ciasnej...? – wymruczał, otwierając jedno oko, potem drugie i uchylił okno, które miał u wezgłowia łóżka. Od razu tego pożałował i zamknął je, rzucając się twarzą w poduszkę.

Padało.

Nie, wróć. Lało!

– Idealna pogoda na spaaaanie – ni to powiedział, ni wyziewał, szukając dłonią telefonu zostawionego na szafce nocnej.

Jęknął, otwierając ponownie oczy i próbując złapać ostrość na tyle, żeby sprawdzić godzinę.

"7:45".

Uskrzydlony Duet AAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz