9. To nie jest randka

973 25 5
                                    

Graliśmy cały czas w monopoly i nikt ani nie wygrywał ani nie przegrywał. A czasami w losowych momentach gry, moje towarzystwo pytało mnie o różne rzeczy związane z Nathanielem. Naprawdę denerwował mnie niemiłosiernie sam fakt, że w ogóle stworzyli sobie w głowie jakiś popaprany obraz naszej dwójki. Ja i on? Razem? Serio?

- Ej, a ile on ma w ogóle lat? - westchnęłam na kolejne pytanie zadane mi przez Cornella.

- Chyba dwadzieścia. - odpowiedziałam po chwili, patrząc na mojego pionka stojącego na planszy.

- Chyba czy na pewno? - nadal drążył temat.

- Na pewno. - powiedziałam i spojrzałam z sarkastycznym uśmieszkiem na tego kretyna, który się cwanie szczerzył.

- Dwa lata różnicy, nie jest tak źle. - mruknął bardziej sam do siebie.

- Ile jeszcze razy będziecie mnie pytać o o cokolwiek byle by było związane z Nathanielem? - zadałam pytanie tej dwójce.

- Tłumaczyliśmy ci to już dużo razy, skarbie. Musimy wiedzieć wszystko o twoim przyszłym mężu. - tym razem odpowiedziała Valeria.

- Wracamy do gry. - pokręciłam głową i znowu spojrzałam na pionka. - Już nie będę wam tłumaczyła, że nic pomiędzy nami nie ma, a tym bardziej nie będzie żadnego ślubu. - spojrzałam z powrotem w ich stronę.

- Ej, a ten Luke też was shipuje czy jednak nie i biją się o ciebie z Nathanielem? - zapytał po chwili znikąd Cornell.

- Co? - uniosłam z powrotem wzrok na chłopaka, który już się nie uśmiechał jak walnięty, ale nadal był bardzo zadowolony z swoich poczynań.

- No proste pytanie zadałem.

- Nie i nie, nie biją. - z kamienną twarzą patrzyłam na dwójkę dzieci przede mną.

- Na pewno się biją, tylko po kryjomu. - wtrąciła Valeria nawet na nas nie patrząc, która trzymając miskę z chipsami, wyjęła ich kilka i włożyła sobie je do buzi.

- Ale wy jesteście, brzydko mówiąc, zjebani. - patrzyłam na nich z kamienną twarzą.

- Nieładnie tak mówić. - powiedział Cornell, machając mi palcem przed twarzą. - No, ale tak na serio. Luke zna Nathaniela co nie? - zapytał zmieniając ton na "poważniejszy".

- Zna. Słabo, ale poznał go jakiś czas temu gdy po mnie przyszedł. - powiedziałam opierając brodę o rękę.

- Uu, dlaczego przyszedł? O czym nam jeszcze nie powiedziałaś? - spytał jak typowa nastolatka, która rozmawia z koleżankami o jakimś przystojnym chłopaku, którego spotkała w szkole. Od razu pożałowałam, że dodałam te kilka zdań za dużo.

- Możemy w końcu wrócić do gry? - z każdą minutą spędzoną w ich towarzystwie coraz bardziej narzekałam, że mam tak upierdliwych przyjaciół.

- Nie. - odpowiedzieli równocześnie. Jacy oni byli zgodni. Wkurzało mnie to.

- Mamy jeszcze dużo pytań. - odezwał się z cwanym uśmieszkiem chłopak.

- To nie możecie ich zadać podczas, albo po grze? Albo najlepiej w ogóle? - zapytałam pełna nadziei, że może odpuszczą. Nadzieja matką głupich jak to mówią.

- To może zróbmy tak, że po planszówce zagramy sobie w prawdę? - spytała Valeria i otrzepała ręce od wcześniej zjedzonych chipsów.

- A to się przypadkiem nie nazywało prawda czy wyzwanie? - zapytał Cornell.

- Taka inna wersja. Będziemy zadawać pytania Win, a ona będzie odpowiadać. - odpowiedziała dziewczyna i spojrzała na nas z uśmiechem.

- To mi się podoba. - przyznał chłopak.

Never Give UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz