Znacie to uczucie, kiedy za wszelką cenę chcecie zniknąć z tego cholernego świata? Kiedy znajdujecie coraz więcej powodów, dla których chcielibyście to zrobić? Bo ja właśnie znalazłam ich aż za dużo. Czułam okropną niesprawiedliwość. Dlaczego każdy nie może być po prostu szczęśliwy? Tak po prostu?
Siedziałam tam gdzie zawsze, czyli na podłodze, oparta plecami o drzwi i patrząc przed siebie. Na ścianie, na której wisiało zdjęcie, to zdjęcie. Kiedy je zrobiliśmy, była grudniowa noc parę dni przed świętami. Wracałyśmy razem z mamą z jakiś zakupów i gdy wysiadłyśmy z samochodu, akurat zaczął padać śnieg. Zamiast wejść do domu, tańczyłyśmy, śmiałyśmy się i przede wszystkim dobrze się bawiłyśmy. Tata wyszedł zaciekawiony dlaczego jeszcze nie jesteśmy w domu i gdy nas zobaczył zrobił to zdjęcie. Obie uśmiechnięte i obsypane białym śniegiem. Kilka dni później dowiedzieliśmy się o jej chorobie. I tylko cztery miesiące dzieliły ją od śmierci.
Dwudziesty siódmy kwietnia. Wtedy moje życie zmieniło się niewyobrażalnie. Stałam się pusta, bo straciłam najbliższą mi osobę jaką miałam. I może powinnam zostawić przeszłość w spokoju i nie użalać się tak nad sobą, ale w gruncie rzeczy to nie było takie łatwe. Przyznaję się do tego. Śmierć mojej mamy zostawiła na mojej duszy wielką traumę. I nieważne jak starałabym się o tym zapomnieć i żyć dalej nie przejmując się tym, no bo w końcu było minęło, i tak wiecznie coś mi o niej przypominało. Nie umiałam o tym zapomnieć, tak po prostu.
Chciałam wyrwać sobie włosy z głowy przez wszystkie natrętne myśli, krążące wokół niej. Było ich coraz więcej. Każda przekrzykiwała następną. Chciałam krzyczeć i to tak jak jeszcze nigdy, ale po co?
Po co właściwie miałaś się wydrzeć na cały głos? Nikt i tak cię nie usłyszy, nawet jeśli zedrzesz sobie gardło. Bo co ty tak właściwie znaczysz? Jesteś tylko niepotrzebną osobą spośród miliardów innych. Nikt cię nie usłyszy, kiedy ty sama nie umiesz się usłyszeć i nawet nie wiesz co jest z tobą nie tak.
Próbując opanować mój nierówny oddech, brałam go jeden za drugi. Nie pomagało. Dusiłam się jeszcze bardziej. Dłonie drżały, a serce waliło jakby szukało ucieczki z mojego ciała.
Zapomnieć. Chciałam zapomnieć.
Jest tylko jedna rzecz która pozwala mi to zrobić. Podniosłam się z podłogi nadal krztusząc się własnymi łzami, których już nie umiałam opanować. Obok łóżka stało okno. Wzięłam w ręce moją torbę, którą zawsze zabierałam na treningi. Była jeszcze niewypakowana więc znajdowało się tam wszystko co potrzebne. Nie chciałam schodzić na dół i wychodzić. Zauważyliby mnie i pewnie nikt nie pozwoliłby mi wyjść, bo w końcu było już ciemno i nie mogę wychodzić akurat teraz, kiedy jestem w takim stanie. W tym momencie, w którym najbardziej potrzebowałam wyjść. A jeśli wyjdę przez okno, nikt nawet nie zauważy. Pojeżdżę chwilę i wrócę. Sophia raczej już skończyła wszystko na dziś i wróciła do domu. Lodowisko było pewnie zamknięte, ale znałam tylne wejście, do którego miałam klucze.
Jeszcze zanim wyszłam spojrzałam na godzinę. Wróciłam z treningu chwilę przed siódmą wieczorem, a było już wpół do ósmej. Prawie trzydzieści minut kłóciłam się z ojcem i siedziałam na podłodzie. Zakładałam, że to drugie zajęło mi więcej czasu, choć nawet nie zarejestrowałam kiedy on minął.
Spojrzałam na drzwi czy przypadkiem zaraz ktoś tu nie wejdzie, ale nikt nie wszedł. Każdy zostawił mnie w spokoju. Zatem przystąpiłam do mojego planu. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Spojrzałam w dół. Jak upadnę, będzie przypał, ale na szczęście, tuż obok okna znajdowała się mała drabinka prowadząca na dół. Kilka razy już po niej schodziłam, wtedy kiedy wymykałam się z domu, więc miałam to opanowane. Zeszłam na ziemię bez żadnych uszkodzeń. Przeszłam na około domu tak, aby nikt nie zauważył mnie przypadkiem w jakimś oknie. Kiedy byłam na podjeździe zauważyłam, że w jednym z nich, choć zakrytym żaluzją, zbliża się jakaś postać mężczyzny. Pobiegłam więc jak najszybciej się da i zwolniłam dopiero kilka metrów od domu. Szłam już normalnym tempem, próbując bezskutecznie się uspokoić. Czy ja zawsze muszę być tak emocjonalna? Nie lubię tych załamań nerwowych. Są męczące.
CZYTASZ
Never Give Up
RomanceWinter od dziecka jeździ na łyżwach i z każdym dniem jest coraz lepsza. Kiedy przyszedł czas na kolejne mistrzostwa, dziewczyna jest bardziej niż chętna, żeby wziąć w nich udział. Ale kiedy dowiaduje się, że nie wystąpi tym razem jako solistka, jej...