rozdział 2

6.8K 202 67
                                    

Tańczę na parkiecie niczym się nie przejmując. To jest właśnie to, co kocham.

Dobra zabawa.

Czasem myślę sobie dlaczego nie boje się rozmawiać z innymi mężczyznami. Przecież powinnam. Może to przyzwyczajenie? Bo zawsze dużo lepszy kontakt miałam właśnie z płcią przeciwną.

Może rzeczywiście to było moją winą?

Może rzeczywiście to moja wina że mnie dotknął?

****

Jestem w drodze do domu, tak bardzo nie chce tam iść. Specjalnie poszłam dłuższą drogą. Nie chce tam iść, bo wiem, że będzie tam on.

Stoję pod drzwiami dużego domu. Nigdy nie brakowało nam pieniędzy, ale co z tego? Pieniądze to nie wszystko.

Wchodzę po cichu w nadziei że mnie nie usłyszy.

Wydaje z siebie niespodziewany pisk, kiedy z dużą siłą zostaje przyciśnięta tyłem do ściany, a moje nadgarstki znalazły się nad głową w mocnym uścisku.

Jestem bez możliwości jakiegokolwiek ruchu.

Znowu.

-Gdzie byłaś tyle czasu?-Wzdrygam się kiedy czuję jego oddech na szyi, a w uszach słyszę jego obrzydliwy głos.

On cały jest obrzydliwy.

Ja jestem obrzydliwa.

Jak mogę na to pozwalać?

Nie możesz nic zrobić-Odzywa się cichy głos w mojej głowie.

-Miałam dodatkowe zajęcia, musiałam zostać dłużej po lekcjach-Szepcze cicho pierwsze lepsze kłamstwo, które tylko przyjdzie mi do głowy i próbuje się wyrwać.

Ale jak zawsze.

Nic to nie daje.

love is treacherousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz