rozdział 3

7.2K 255 47
                                    

Kim ona jest żebym musiała mówić jej takie rzeczy? Jest dla mnie nikim i tak już zostanie. Nie mam zamiaru jej się spowiadać ze swojego życia.

Nikomu nie mam.

-Dla mnie to obca kobieta tak było, jest i będzie-Patrzę na niego zirytowana.

-Tak wiem, ale wiesz że za niedługo bierzemy ślub. Będziemy małżeństwem, a Ares będzie twoim bratem. Mnie i twojej matki już nie ma. Myślałem że w końcu to zrozumiałaś ale jak widać dalej odstawiasz jakieś dziecinne szopki. Co tym razem przeskrobałaś że tu jesteś? Bo sama z siebie byś tu nie przyjechała-Ostatnie zdanie powiedział ciszej a w jego oczach dostrzegłam ból.

Och zdziwił byś się ile razy chciałam.

Ile razy próbowałam.

Próbowałam.

-To tylko mała kłótnia nic wielkiego-Odpowiadam, ale po jego minie widzę że nie za bardzo mi uwierzył.

-Chcesz mi powiedzieć że po małej kłótni wysłała cię do innego kraju?-Kiedy nie odpowiadam dodaje-Jeśli nie chcesz mi powiedzieć o co się pokłóciłyście do tego stopnia, że cię tu wysłała to nie mów ale pamiętaj że zawsze ci pomogę kochanie. Zawsze masz we mnie wsparcie-Mówi po czym podnosi się z łóżka i wychodzi.

Właśnie dlatego go kocham.

Po jego wyjściu wstaje z łóżka i idę się ogarnąć. W końcu jutro zaczynam nową szkołę. Biorę z szafy zwykłe czarne spodenki oraz białą koszulkę i kieruje się do łazienki w której od razu zamykam się na zamek.

Staje przed lustrem i staram się nie czuć do siebie tego obrzydzenia. Oczy zaczynają mi się szklić ale patrzę dalej. Nie wiem po co. Może po to, żebym poczuła się jeszcze gorzej? Nie mam pojęcia, po prostu patrzę.

Zwykle unikam patrzenia w lustro. Nienawidzę tego robić. Ale patrzę. Patrzę na dziewczynę, która jest zmęczona życiem. Na dziewczynę, która jest zniszczona i straciła nadzieję na to, że ktokolwiek może ją jeszcze uratować.

Moje zielone oczy kiedyś były pełne szczęścia i radości. Teraz jedyne co w nich można dotrzeć to ból i pustkę. Nie ma już tych radosnych iskierek. Zniknęły dawno temu.

A w raz z nimi powoli znikałam ja.

Sama i w samotności.

****

Po szybkim prysznicu i ogarnięciu się wychodzę z łazienki kierując się do kuchni.

Wyciągam szklankę z szafki a następnie nalewam do niej wodę. Strasznie boli mnie głowa, ale już się do tego przyzwyczaiłam i nie robi to na mnie dużej różnicy. Bywało gorzej.

Zabieram szklankę z wodą i kieruje się do pokoju. Patrzę w dół a moją głowę zalewają kolejne myśli.

Nagle wpadam na coś twardego, a cała zawartość szklanki wylewa się na osobę przed mną. Natomiast, ona sama ląduje z hukiem na podłodze.

Podnoszę głowę, patrząc prawdopodobnie na syna narzeczonej mojego ojca

-Kurwa! Patrz jak chodzisz kretynko!- Krzyknął z irytacją patrząc na swoją mokrą bluzę.

-Sam patrz jak chodzisz kretynie-Mówię wkurzona. Co on sobie wyobraża? Że dam się obrażać? No chyba nie.

-Przez ciebie jestem cały mokry głupia idiotko!-Błagam przestań tak krzyczeć.

love is treacherousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz