Wychodzę z gabinetu dyrektorki. Jebana Szmata zadzwoniła do mojego ojca i jak on to powiedział "Dobrze dziękuję za telefon, porozmawiam z córką w domu".
Porozmawiam.
To zawsze była tylko rozmowa.
-Hej skarbie, przeżyłaś?-Słyszę znajomy głos przed sobą. Jason, no tak ale co on tu robi?
Czyżby to był aż taki zbieg okoliczności że chodzimy do jednej szkoły?
-Jason? Hej-Mówię zadzierając podbródek wyżej. Oczywiście, moje metr sześćdziesiąt sześć mówi samo za siebie-Wiesz, dziękuję za tamto i w ogóle-Uśmiecham się delikatnie do niego.
W końcu nie spodziewałam się że mi pomoże.
A zrobił to.
Pomógł mi jako jeden z nielicznych w moim życiu.
-Luzik, przyjaciółeczko-Mówi z wesołymi iskierkami w oczach?
Albo po prostu mi się przewidziało.
-Przyjaciółeczko?-Powtarzam jego słowa patrząc a niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy-A możesz mi przypomnieć od kiedy jesteśmy niby tymi "przyjaciółmi?" Drogi kolego Jasonku?-Dodaje z ironią akcentując ostatnie zdanie.
-Jak to od kiedy? Od momentu kiedy pierwszy raz na mnie wpadłaś na lotnisku przyjaciółeczko. Ale widzisz już mnie kochasz całym sercem-Śmieje się pod nosem obejmując mnie ramieniem. Na co się lekko wzdrygnęłam, a on chyba wyczuwając to wziął rękę.
Wziął rękę?
Tak, kiedy wyczuł że czuje się z czymś źle,
zmienił to, żebym się tak nie czuła.-Ah tak?-Patrzę na niego mrużąc oczy-Niby po czym to stwierdzasz?-Pytam kolejny raz nie szczędząc sobie ironii w głosie.
-Powiedziałaś do mnie "Jasonku" to już znak tego że jesteśmy przyjaciółmi na całe życie, moja droga przyjaciółeczko-Kolejny raz używa tego zdrobnienia, uśmiechając się pod nosem.
Nie bolą go już policzki od tego ciągłego uśmiechu? Ale cóż muszę przyznać, że to dość miłe kiedy ktoś cały czas uśmiecha się na twój widok.
-Ale.. -nie dając mi nawet najmniejszej szansy na odpowiedź odwraca się na pięcie i odchodzi szybko w tylko sobie znaną stronę.
Wzdycham i udaje się w kierunku wyjścia ze szkoły. A moje myśli natychmiast uciekają w kierunku domu i tego, co mnie w nim czeka.
Bałam się.
Ale nie spodziewałam się tego, że nie mam już powodu do strachu.
****
Wchodzę do domu zamykają za sobą drzwi najciszej jak potrafię. Ściągam buty, kurtkę i dalej po cichu kieruje się w stronę schodów do swojego pokoju. W którym na reszcie będę mogła odetchnąć.
-Nessa do mojego gabinetu-Natychmiast zatrzymuje się w miejscu kiedy głos taty dobiega z końca korytarza.
Moje serce automatycznie zaczyna bić w coraz szybszym tępie. Z każdym kolejnym krokiem czuję się jakbym miała zemdleć, a wspomnienia, które starałam się ukryć w najgłębszym miejscu w moim umyśle wracają do mnie niczym bumerang, który staram się cały czas nieudolnie odrzucić.
-Przepraszam!-Piszczę kiedy zostaje z bardzo mocną siłą przyciśnięta do ściany. A na mojej szyi zaciska się duża, męska, obrzydliwa dłoń mojego ojczyma.
-Kolejna jedynka z matematyki! Co ty sobie wyobrażasz gówniaro?!-Zaciska palce swojej dłoni mocniej na mojej krtani, a ja mam coraz to większe problemy z oddychaniem.
-Puszczaj!-Śmieje się, ale nie jest to wesoły śmiech. Bawią go moje próby uwolnienia się. Bo wie że i tak jest silniejszy i ma rację.
Jestem słaba. Nie mam siły nic zrobić.
A tak bardzo bym chciała.
Tak bardzo bym chciała przestać w końcu cierpieć.
-Do mojego gabinetu!-Oczy zachodzą mi łzami.
-Nie proszę. Poprawie tą jedynkę.Obiecuję-Mówię błagalnym tonem, a po moich policzkach spływa coraz więcej łez.
-Nie będę się powtarzać-Mówi ostrym tonem, a ja już wiem że jeśli nie zrobię tego, co mówi będzie jeszcze gorzej.
Zawsze było gorzej.
Puszcza mnie, a ja biorę kilka głębokich oddechów i udaje się na górę. Bo wiem że nie mam innego wyjścia.
I wiem, że zaraz znowu zacznie się moje piekło przez, które codziennie chce umrzeć.
Piekło przez, które umieram codziennie.
Powoli i po cichu, umieram.
Wchodzę do gabinetu ojca.
-Chciałeś mnie widzieć-Mówię obojętnym tonem. Mimo tego,że w mojej głowie jest prawdziwy harmider.
CZYTASZ
love is treacherous
Genç Kurgu~I kto by się spodziewał że osoba która miała mnie naprawić zniszczyła mnie doszczętnie~ Kłótnie rodziców, wyprowadzka ojca z domu, nowy partner matki. To właśnie od tego momentu życie siedemnastoletniej Nees zamieniło się w istne piekło. Kiedy matk...