02.10.1939 ~Warszawa~POV RÓŻA:
Zaczął się drugi miesiąc krwawej i bezlitosnej wojny. Dlaczego? Dlaczego to spotkało nas niewinnych ludzi? Dlaczego musimy przelewać krew za to żeby żyć spokojnie?
Chcąc, nie chcąc wstałam z łóżka. Podeszłam do lustra stojącego w rogu pokoju, wzięło mnie obrzydzenie. Nie mogę na siebie patrzeć. Brzydka, gruba, głupia atencjuszka. Dotknęłam rękami swojego brzucha. Jak w 4 miesiącu ciąży.
~Jeszcze chwilę Mania, za nie długo będziesz z mamą. Wytrzymaj- pomyślałam~
Wyszłam z pokoju, cisza. Czyżby ojca nie było w domu? Przynajmniej chwila spokoju. Powędrowałam do kuchni, stałam chwilę. Zastanawiałam się czy zjeść śniadanie czy odpuścić je. Nie mogłam już na siebie patrzeć, więc dziśaj będzie bez śniadania. Poszłam do łazienki i zaczęłam się ogarniać, po piętnastu minutach byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam buty, płaszcz. Wyszłam z mieszkania, upewniając się przed tym że mam kenkartę. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam na miejsce zbiórki. Idąc myślałam o tym co by było gdyby nie było wojny. Jakby wyglądało nasze życie. Mam nadzieję że ta wojna zakończy się jak najszybciej i potem już będziemy żyć w wolnym kraju.
Po parunastu minutach dotarłam na miejsce zbiórki. Było już tam kilka osób takich jak: Alek, Rudy, Słoń, Buzdygan, Anoda, Wesoły
- Serwus - przywitałam się ze wszystkimi
- Zawadzka! - krzyknął rozradowany Aluś i podszedł do mnie się przytulić
- Daj mi trzy argumenty dlaczego nie powinnam Cię zatłuc - odparłam zażenowana swoją ksywską
- Bo jestem cudowny - zaczął Alek
- I skromny - wymamrotałam
- To też. Bo mnie uwielbiasz, bo Wasze życie beze mnie było by nudne - rzekł chłopak
- Dobra to prawda, ale teraz puść mnie już - odparłam, na co chłopak mnie puścił i wrócił gadać z Rudym, wtem pojawił się Zośka
- A któż to do nas zmierza? - zaczęłam
- Maryśka nie kończ - powiedział
- Toż to naczelny polski introwertyk- skończyłam
- Dobra naczelny polski ekstrawertyku też Cię kocham - odparł, lekko śmiejąc sie chłopak
- SŁYSZELIŚCIE TO? - krzyknął Rudy, Boże co za pacan
- Człowieku nie drzyj mordy, jak Cię błagam - powiedział zakacowany Wesoły
Widać że chłop nie ma głowy do alkoholu. Dlatego na wszelkich imprezach odpadał jako pierwszy
- Dobra dzieciaki, wiem że fajnie znęca się nad Wesołym, ale robota sama się nie zrobi- odezwał się donoośny męski głos, odwróciliśmy się. Był to Orsza.
Po chwili wszyscy staliśmy na zbiórce i dowiedzieliśmy się w jaki sposób dzisiaj będziemy uprzykszać życie szkopom. Gazownie kin. No i jazda. Zostaliśmy przydzieleni do grup i wyruszyliśmy każda grupa w swoją stronę.
- Ciekawe co ściąga...- miałam się coś zapytać gdy szliśmy na akcje ale przerwał mi Rudy i jego cudowny tekst
- Spodnie z dupy ściąga- powiedział Janek
- Maryśka Tadeuszowi- dodał Alek, nie no ludzie dajcie mi łopatę bo z nim nie wytrzymam
- Boże jacy wy jesteście zboczeni - odezwałam się
Resztę drogi spędziliśmy na dogryzaniu sobie. Pojawiliśmy się pod kinem i plan był taki że ja podłoże to gazujące ustrojstwo a chłopaki będą malować na murach napisy takie jak Tylko świnie siedzą w kinie. No to pora zacząć zabawę.
Weszłam do budynku i zajęłam miejsce, zaczęło się zbierać coraz więcej ludzi. W końcu puścili seans i mogłam zacząć działać. Wyciągnęłam z torebki to ustrojstwo, podpaliłam i podłożyłam. Po chwili zaczął się ulatniać łzawiący dym. Ludzie zaczeli spieprzać. W tym ja. Wybiegłam z budynku i biegłam do chłopaków, którzy skończyli swoją robotę.Nagle poczułam w nodze rwący ból. Zostałam postrzelona przez szkopa. Szkopy pojawiły się gdy zauważyły zamieszanie a my tego nie zauważyliśmy. Alek z Rudym strzelali w Niemców. A Tadeusz wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.
- Rudy leć po doktora, niech przyjdzie do mojego mieszkania - rozkazał Tadeusz na co Rudy zaczął biec ile miał sił w nogach
- Alek, chodź ze mną szybko - powiedział Zawadzki do Alka i szybkim krokiem ruszyli do mieszkania chłopaka.
Czułam ogromny ból ale jednocześnie cieszyłam dupę na to że Tadeusz się tak martwi. Wiem jestem powalona. Po jakimś czasie znaleźliśmy się w mieszkaniu chłopaka. Alek otworzył drzwi a Tadeusz wniósł mnie do salonu i położył na kanapie
- Alek, przynieś czyste prześcieradło- zwrócił się do chłopaka, a ten poszedł szukać
- Jak się czujesz ?- zapytał się mnie Tadeusz
- Jako tako. Raz lepiej raz gorzej. Jeszcze żyje- odparłam słabo
- Typowa Róża, choćby umierała będzie darła łacha z głupot - odparł Tadeusz śmiejąc się
Po chwili do mieszkania wpadł Rudy który prawie się wywalił wraz z lekarzem. Lekarz podszedł do mnie i zaczął oglądać ranę postrzałową, na co ja syknęłam z bólu.
- Dobra, wyjmiemy i będzie po wszystkim- powiedział pokrzepiająco lekarz
- No Alek, jesteś z tym prześcieradłem czy Cię wciągnęło tam ? - zawołał Tadeusz, a Maciek pojawił się po chwili z prześcieradłem
- A temu co? - zapytał patrząc na Rudego który siedział i dyszał jakby przebiegł maraton
- Biegł jakby go stado szkopów goniło- odezwał się lekarz
Po chwili było po wszystkim, lekarz wyciągnął mi kulę, zszył i se poszedł. Rudy z Alkiem jeszcze chwilę posiedzieli i poszli. Tadeusz cały czas nie odstępywał mnie ani na krok.
Czy on trochę nie przesadza?
----------------------------------------------------------------------------------
Serwus!
No i co? Mamy nowy rozdział! Dajcie znać jak wrażenia,
Kotwicka, Czuwaj!
CZYTASZ
𝐙𝐝𝐨𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐨𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐤𝐢]
Historical Fiction"𝐌𝐢ł𝐨ść 𝐜𝐢𝐞𝐫𝐩𝐥𝐢𝐰𝐚 𝐣𝐞𝐬𝐭, ł𝐚𝐬𝐤𝐚𝐰𝐚 𝐣𝐞𝐬𝐭. 𝐍𝐢𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚 𝐩𝐨𝐤𝐥𝐚𝐬𝐤𝐮, 𝐧𝐢𝐞 𝐮𝐧𝐨𝐬𝐢 𝐬𝐢ę 𝐩𝐲𝐜𝐡ą" 𝐀 𝐜𝐳𝐲 𝐦𝐢ł𝐨ść 𝐦𝐨ż𝐞 𝐛𝐲ć 𝐥𝐞𝐤𝐚𝐫𝐬𝐭𝐰𝐞𝐦? 𝐂𝐳𝐲 𝐨𝐛𝐞𝐜𝐧𝐨ść 𝐧𝐚𝐣𝐝𝐫𝐨ż𝐬𝐳𝐞𝐣 𝐨𝐬𝐨𝐛𝐲 𝐦...