21.08.1939 ~Warszawa~POV RÓŻA:
Dziś są moje urodziny. Pogoda piękna, dzień piękny, co może być nie tak? No właśnie... Od pewnego czasu czuję się zagubiona, wszyscy wkoło mówią o jakiejś wojnie. Boję się, cholernie się boję. Do tego sytuacja w domu...
Moja matka nie żyje, ojciec od małego znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. "Przecież poproś o pomoc" właśnie ja się boję, tak bardzo boję prosić o pomoc. Wstałam rano, w mieszkaniu znów smród alkoholu. Normalka. Wzięłam się za sprzątanie butelek po ojcu i jego kolegach.- Co Ty tu kurwa robisz? - zapytał mój ojciec bełkoczącym głosem podnosząc się z kanapy
- Mieszkam i sprzątam po Tobie - odparłam, nie był to najlepszy pomysł bo chwilę potem dostałam z liścia w twarz
- Jak śmiesz- rzekł, ledwo mogąc stać na nogach, to się nigdy nie skończy
Tak bardzo chce do mamy, chce się z nią spotkać, nie cierpieć w końcu. Ale co wtedy z moimi przyjaciółmi? Co oni będą wtedy czuć? Ból? Złość? Będą się obwiniać że mi nie pomogli? Że im nie powiedziałam nic? Ja po prostu nie chce żeby ktoś wziął mnie za jebniętą atencjuszke.
-Nienawidzę Cię, żałuję że żyjesz- powiedział mój ojciec, zabolało, wybiegłam szybko z mieszkania i biegłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Lecz moje nogi zawsze prowadziły mnie w jedno miejsce. Cmentarz.
- Mamo, proszę zabierz mnie do siebie, dlaczego mnie zostawiłaś?- mówiłam kucając przy jej grobie, tak bardzo chciałam żeby przy mnie była
Po jakiś pół godziny, wyszłam z cmentarza. Poszłam do mojej przyjaciółki Basi. Jej dom był praktycznie moim domem, spędzałam tam ogrom czasu. Nie byłam gotowa na to co zobaczyłam w jej mieszkaniu. Moi przyjaciele zorganizowali dla mnie niespodziankę z okazji urodzin. Byłam w szoku. Kocham tych ludzi. Pierwai podeszli do mnie Alek i Basia z prezentem
- No Różyczka, wszystkiego najlepszego, zdrówka, szczęścia, żebyś się nie zmieniała bo jesteś zajebista taka jaka jesteś- powiedział Alek, a Basia podała mi małe pudełeczko
- Ojejku jakie specjalne- powiedziałam, w środku była bransoletka z grawerem "Róża"
- No Mania, sto lat, szczęścia, żebyś zawsze była takim naszym promyczkiem, miłości Ci nie życzę, bo Twoja miłość stoi za Tobą z bukietem róż - powiedział Janek, a Monia dała mi prezent
- Monia zjeździła pół miasta żeby Ci to wino kupić - powiedział Rudy na co dziewczyna go szturchnęła
- No Marysia, sto lat, zdrowia, miłości, cierpliwości i żebyś się nie zmieniała bo jesteś wspaniała - powiedział Tadeusz podając mi bukiet róż
- Dziękuję, cierpliwość zwłaszcza się przyda - powiedziałam z znaczącym spojrzeniem na Alka i Rudego
- No co ale każdy to mówi, że do siebie pasujecie- powiedział Rudy
- Ja, Rudy, Monia, Basia, Anoda, Orsza, Słoń, Buzdygan, Wesoły, Morro, Heniek (No generalnie całe AK i szkopy też )- zaczął wyliczać Alek
Czy ja się właśnie zakochałam w swoim dowódcy?
---------------‐-------------------
Serwus !Tu Kotwicka z pierwszym rozdziałem, jak Wam się podoba ?
Marysia i Tadeusz powinni być razem?
Czuwaj!
CZYTASZ
𝐙𝐝𝐨𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐨𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐤𝐢]
Historical Fiction"𝐌𝐢ł𝐨ść 𝐜𝐢𝐞𝐫𝐩𝐥𝐢𝐰𝐚 𝐣𝐞𝐬𝐭, ł𝐚𝐬𝐤𝐚𝐰𝐚 𝐣𝐞𝐬𝐭. 𝐍𝐢𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚 𝐩𝐨𝐤𝐥𝐚𝐬𝐤𝐮, 𝐧𝐢𝐞 𝐮𝐧𝐨𝐬𝐢 𝐬𝐢ę 𝐩𝐲𝐜𝐡ą" 𝐀 𝐜𝐳𝐲 𝐦𝐢ł𝐨ść 𝐦𝐨ż𝐞 𝐛𝐲ć 𝐥𝐞𝐤𝐚𝐫𝐬𝐭𝐰𝐞𝐦? 𝐂𝐳𝐲 𝐨𝐛𝐞𝐜𝐧𝐨ść 𝐧𝐚𝐣𝐝𝐫𝐨ż𝐬𝐳𝐞𝐣 𝐨𝐬𝐨𝐛𝐲 𝐦...