𝐖 𝐬𝐰𝐚𝐣𝐞 𝐬𝐭𝐫𝐚𝐧𝐲

460 17 9
                                    

12.12.1939 ~Brwinów~

Minęło kilka zimnych dni od kąd Marysia i Tadeusz się pogodzili. Od tamtego dnia obiecali sobie że to się nigdy więcej nie powtórzy. Nigdy więcej nie będą ukrywać przed sobą trudnej prawdy. Obiecali sobie że będą przy sobie na dobre i na złe. Pewnie znów się zastanawiacie czy są już razem? Nie, mówiłam że te sieroty do szkopa strzelą ale miłości już se nie wyznają. Obydwoje wiedzą że się w sobie podkochują ale grają w grę kto powie pierwszy.

Tego zimowego dnia miał zjawić się cała grupa aby zdjąć folksdojcza niejakiego Antoniego Jamrożego. Od rana Różą i Tadeuszem targały różne uczucia. Jeżeli coś by się nie powiodło, Szare Szeregi miały by nie małe problemy.

- Maria, wychodzimy, za godzinę akcja - rzekł Zawadzki do Tośki która krzątała się od rana po pokoju bez żadnego celu

- Maryśka mówię do Ciebie! - uniósł się Zawadzki, wtedy dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę

- Boję się, co jeżeli coś pójdzie nie tak? Co jeżeli broń się zatnie i nie wypali? - zapytała zdenerwowana dziewczyna

- To się postaraj żeby wszystko poszło zgodnie z planem - odburknął chłopak - I Ty chciałaś walczyć na froncie, czekam na Ciebie

Wyszedł z pokoju trzasnąwszy drzwiami od pokoju, zamienił słowo z Stanisławem Winnym i wyszedł z domu.

- Nosz kurwa czy między nami już nigdy nie będzie normalnie? - pomyślała

Wyciągnęła z szafy płaszcz, buty i swoją ulubioną czapkę, ubrała się i już miała wychodzić gdy przypomniała sobie o jednej rzeczy

- Broń - pomyślała dziewczyna i skierowała się do swojego łóżka, podniosła siennik i wyciągnęła broń, poprawiła wszystko i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi

- Ty też dziecko gdzieś wychodzisz? - zapytała ją najstarsza z rodu Winnych

- Tak proszę Pani, wychodzę- odpowiedziała dziewczyna starając nie dać po sobie poznać że się stresuje

- Dobrze z Bogiem - odparła na pożegnanie Bronia, a Tośka wyszła z domu

W drodze modliła się aby wszystko poszło z godnie z planem. Miała zabić człowieka, czy serio według nich to takie łatwe ? Po dziesięciu minutach była już na miejscu. Była już tam cała grupa. W składzie Orsza, Anoda, Rudy, Alek, Wesoły, Buzdygan, Słoń, Zośka no i teraz jeszcze Róża

- Serwus - przywitała się Róża

- Jest i nasza pogromczyni folksdojczów! - zawołał Alek

- Dawidowski ciszej bo zaraz cały plan pójdzie w pizdu - upomniał go Orsza na co Alek uniósł ręce w geście obronnym

- Róża wiesz co masz robić? Pamiętasz plan? - zwrócił się Orsza tym razem do dziewczyny

- Tak jest- odparła pewnie dziewczyna

- No to dobra, powodzenia - rzekł mężczyzna - Panowie zwijamy się!

Orsza wraz z resztą mieli być obstawą dla Róży w razie W. Schowali się za domem nieopodal i czekali na rozwój sytuacji.

Dziewczyna miała stanąć za kaplicą obok której zawsze przechodził folksdojcz. Gdy tylko usłyszy kroki ma zacząć działać. Na zewnątrz mróz był niepojęty.

Serce dziewczyny waliło jak niepojęte, za chwilę miała odebrać komuś życie.

- Czy jeżeli walczę o wolność to mam prawo zabić kogoś, czyli odebrać mu te wolność? - pomyślała dziewczyna  stojąc za kaplicą

Nagle usłyszała kroki, wiedziała że to ten moment. Niczego nie świadomy folksdojcz szedł sobie spokojnie pogwizdując

- Zaraz już Ci nie będzie tak wesoło- pomyślała Róża

Wyszła zza kaplicy i odbezpieczyła broń. Była gotowa. Czy wogóle można być gotowym pozbawić kogoś życia. Całkiem inaczej wyobrażała sobie tego folksdojcza. Był to mały, chudy brunet, który zamiast chodzić ciągnął nogi za sobą. Na jego twarzy zawsze widniała mina jakby bolało go życie.

- W imieniu Polskiego Państwa Podziemnego skazuje Cię na karę śmierci za zdradę ojczyzny - dziewczyna wycelowała w niego bronią palną i zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć padł martwy. Róża oddała dla pewności jeszcze jeden strzał i poszła zachowując spokój by nie wzbudzić podejrzeń.

- ZDECHŁ?! - zawołał Rudy gdy zobaczył wracającą dziewczynę

- Zabrał go kościotrupek z kosą - odparła dziewczyna i w tym momencie chłopaki zaczęli wydawać dzikie okrzyki radości

- Maria musimy porozmawiać- zwrócił się do niej Zawadzki i odeszli trochę od grupy aby przeprowadzić rozmowę

- Słucham- powiedziała Mania nie wiedząc czego może się spodziewać

- Mania, ja to wszystko przemyślałem i lepiej dla nas będzie jak każde z nas pójdzie w swoją stronę- rzekł Zawadzki - zachowujemy się jak para, ale jednocześnie nią nie jesteśmy. Ja już nie wiem kim my dla siebie jesteśmy

- A-ale Tadeusz, po tych wszystkich latach tak po prostu chcesz odejść? - zapytała, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje

- To jest koniec. Musimy to zakończyć. Już nigdy się pewnie nie zobaczymy- rzekł Zawadzki do dziewczyny

- Ty świnio myślisz tylko o sobie! Wielki pan dowódca! - krzyczała Róża , jej serce już drugi raz pęka na milion kawałków

- Róża proszę Cię- powiedział łamiącym się głosem Tadeusz

Najchętniej upadłaby na ziemię i zaczęła krzyczeć ile tylko może, zaczęła by walić pięściami w ziemię, wierząc że to tylko zły sen z którego zaraz się obudzi. Po powrocie do Warszawy już miało nie być Marii Kraszkiewicz i Tadeusza Zawadzkiego mieli być Maria Kraszkiewicz i Tadeusz Zawadzki. Ale on już nie będzie jej, ani ona nie będzie jego

- Oboje daliśmy siebie coś kompletnie wyjątkowego. Oboje potrzebowaliśmy bliskości - rzekł Zawadzki - Wracam już teraz do Warszawy, Ty masz pociąg jutro. Nie będę dłużej przeciągnąć bo będzie jeszcze trudniej się rozstać

Serwus!

Jest i on, bardzo wyczekiwany kolejny rozdział. Myślicie że da się jeszcze uratować ich relacje?

Kotwicka, Czuwaj!

𝐙𝐝𝐚𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐚𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐀𝐢]Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz