𝐉𝐞𝐬𝐭𝐞𝐊 𝐚𝐛𝐚𝐀

721 18 21
                                    


16.09.1939 ~Warszawa~

POV RÓŻA:

Dziś miała odbyć się akcja, gdzie miałam upić jakiegoś szkopa. No ja nie mogę... Czy ja im wyglądam na dziwkę? Nie chciałam tego robić? Co jeśli sobie nie poradzę? Co jeśli mi się nie uda? Muszę być spokojna. Kuźwa w co ja się wpakowałam?

Zegar wskazywał czternastą trzydzieści, chciałam wyjść z domu nim wstanie ojciec. Pośpiesznie zaczęłam ubierać buty. Nagle... huk rozbijanego szkła. Czyli ojciec wstał. Jakimś cudem dowlókł się do korytarza

-Gdzie i-idziez?- wybełkotał, ledwo stojąc na własnych nogach, w dodatku pogarszając swój stan kolejnymi łykami wódki

-Co Cię to obchodzi?- burknęłam oschle, nie było to najmądrzejsze co mogłam zrobić, bo wtedy zaczęło się piekło

Rzucił we mnie szklaną butelką po wódce, a przynajmniej próbował, bo zdążyłam zrobić unik. Podszedł do mnie i zaczął mnie szarpać za włosy, w końcu straciłam równowage i leżałam na podłodze. Nie mogłam nic zrobić, byłam bezsilna, byłam bezradna. Zaczęło się bicie i wtedy nastąpił przebłysk

14.07.1927 ~Warszawa~

Jedno z mieszkań na Żoliborzu, a z niego dochodzący krzyk małej dziewczynki. Czy ludzie nie słyszeli tego przeraźliwego krzyku? Czy może nie chcieli go słyszeć? Nikt nie chciał jej pomóc, była zdana sama na siebie. Bita, szarpana, przez nikogo nie kochana. W czasie gdy jej koleżanki wymieniały się lalkami, ona opatrywała swoje poobijane kolana. Tak bardzo chciała uciec, już się nie męczyć. Chciała tylko jednego. Pomocy...

16.09.1939 ~Warszawa~

Zaczęło się bicie i wtedy nastąpił przebłysk...

Wiedziałam, że muszę walczyć o siebie, o tę małą dziewczynkę. Udało mi się uwolnić od ojca, podniosłam się i wybiegłam z mieszkania ile sił w nogach. Gdy byłam wystarczająco daleko od mieszkania, zwolniłam trochę. Szłam spokojnym marszem, do mieszkania Basi Sapińskiej. W drodze myślałam. O czym? O wszystkim. Czy ktoś mnie kiedyś pokocha? Czy ta wojna się kiedyś skończy? Zawsze chciałam mieć dzieci, ale bałam się że nie będę w stanie zapewnić im normalnego domu. Dobra koniec tego. Jestem pod blokiem dziewczyny. Pora założyć maskę i udawać że wszystko gra... Weszłam do kamienicy, podeszłam pod mieszkanie dziewczyny i zapukałam do drzwi. Nie czekałam długo, po chwili otworzyła mi je blondynka

- Serwus, Róża wchodź - powiedziała z uśmiechem dziewczyna, weszłam a dziewczyna zamknęła za mną drzwi

- Serwus - odparłam ze sztucznym uśmiechem, dziewczyna zaprowadziła mnie do swojego pokoju i zamknęła drzwi

-Słyszałam że masz wyrwać jakiegoś szkopa, żeby zdobyć broń - powiedziała, otwierając szafę i szukając w niej odpowiedniej sukienki

- Mhm - mruknęłam, a w między czasie dziewczyna wyciągnęła pierwszą sukienkę. Była ona zielona, do kolan, z kołnierzykiem

- Co powiesz na tą? - zapytała dziewczyna

- Myślę że będzie dobra - odparłam, biorąc od niej sukienkę, dziewczyna się odwróciła a ja się przebrałam. nie ukrywam była, bardzo ładna

- No, zobacz - powiedziałam, na co dziewczyna odwróciła się

- Pięknie wyglądasz - powiedziała nie kryjąc zachwytu - Uważaj, bo wyrwiesz nie tylko szkopa, ale i Zawadzkiego

- Ha, ha zabawne - powiedziałam z ironią

-Ale Ty wiesz że każdy Wam kibicuje - rzekła dziewczyna - Począwszy od Alka i Rudego skończywszy na tym Waszym Orszy

- No jasne, całe AK i szkopy - odparłam, z ironią na co dziewczyna się zaśmiała, nagle rozległ się dzwonek do drzwi, dziewczyna poszła otworzyć. Byli to nie kto inni jak Alek i Zośka. Wyszłam z pokoju, przywitałam się z obydwoma

- Tu masz buty - zwróciła się do mnie Basia podając mi buty na obcasie, no problem był taki że nie umiem chodzić w takich butach

- Nie umiem chodzić w takich - odparłam

- No to je rozchodzisz, masz jeszcze czas - odparła dziewczyna i z Alkiem zniknęli za drzwiami jej pokoju

Ubrałam buty. BOŻE ŚWIĘTY, TO JEST MASZYNA TORTUR, NIE BUTY. Nieudolnie próbowałam je rozchodzić. A Zawadzki stał obok rozbawiony. No w chuj zabawne

- Widzę że bawi Cię moje cierpienie - rzekłam z chęcią zamordowania chłopaka za te jego śmiechy

- Nawet nie wiesz jak bardzo - rzekł brunet*

W pewnym momencie poczułam, że zaraz stracę przytomność. Kręciło mi się w głowie i zaczęłam tracić równowagę. Na szczęście Tadeusz mnie złapał.

-Hej, Mania spokojnie. Wszystko będzie dobrze - powiedział chłopak trzymając mnie w ramionach - Jestem obok, nic złego się nie stanie

Chłopak dalej trzymał mnie w swoich ramionach. Swoją brodę oparł na czubku mojej głowy, lekko nami kołysząc. Czułam się tak bezpiecznie, że nic mi nie grozi. Jego ramiona były dla mnie jak broń. Po jakimś czasie gdy Alek wyszedł z pokoju Basi, zapewne z zamiarem darcia mordy na cały regulator, Zawadzki pokazał mu by był cicho. Po jakimś czasie gdy trzeba było się już zbierać.

- Mania trzeba już iść - powiedział delikatnie chłopak i oderwaliśmy się od siebie. Całą trójką wyszliśmy z mieszkania. I zmierzaliśmy w miejsce docelowe. Chłopaki mieli być tam jako eskorta, a Rudy rikszarz miał tam czekać

- Witam Alusia i Państwa Zawadzkich - powiedział radośnie, jak mnie to już denerwuje

- Rudy jak ja Cię nie znosze - zaczęłam marudzić, po czym weszłam do knajpy i siadłam przy pierwszym lepszym stoliku, chwilę po tym do knajpy weszła moja eskorta. A po chwili do lokalu weszła nasza ofiara

- Come on szkopie - pomyślałam

Niemiec i tak był już nawalony, więc wystarczyło go tylko dopić, wyprowadzić, wsadzić na rikszę i wła la. Na miejscu pozbawiliśmy szkopa broni i zostawiliśmy go w jakiejś szopie.

- Ten przyjaciel Hitlera obudzi się bez gaci w starej szopie - odezwał się Rudy. gdy wracaliśmy z akcji, a my się zaśmialiśmy

Ciekawie było oglądać miny ludzi którzy patrzyli na nas. Rikszarz który wiezie trzy osoby, dziewczynę a obok niej siedział szatyn który na kolanach trzymał bruneta a wszyscy śmiali się w niebogłosy.

Chciałabym żeby to trwało wiecznie..

-----------------------------------

Serwus!

Mamy nowy rozdział z którego jestem dumna, bo jest dość długi. Dajcie znać jak Wam się podoba

Kotwicka, Czuwaj!

𝐙𝐝𝐚𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐚𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐀𝐢]Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz