𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐤𝐚

889 19 42
                                    


02.09.1939 ~Warszawa~

POV RÓŻA:

I nastała.. Zimna, bezlitosna, krwawa wojna. To czego obawialiśmy się najbardziej. Cholernie się boję, boje się wyjść na ulice, ale jeszcze bardziej boję się siedzieć w domu. Tego dnia szykowałam się na zbiórkę harcerzy. Jestem jedyną harcerką, reszta to sami harcerze czy jest mi z tym źle? Nie, jest mi z tym zajebiście. Po zbiórce miała się odbyć pierwsza akcja Małego Sabotażu. Malowanie kotwic i haseł antyhitlerowskich. Osobą która potrafi to rzetelnie wykonać jest Rudy. Ma chłop talent. Trzeba mu to przyznać.

- Gdzie leziesz?- zapytał mój pijany ojciec stojąc w progu drzwi od kuchni w momencie kiedy ja się zbierałam na zbiórkę

- Na akcje Małego Sabotażu- odparłam

- Mam nadzieję że nie wrócisz- powiedział, po czym zniknął za drzwiami kuchni, zabolało, wyszłam jak najszybciej z domu, powstrzymując łzy

~Róża, stop. Nie wolno Ci płakać. Masz być silna- pomyślałam~

Gdy schodziłam po schodach, zaczepiła mnie starsza sąsiadka

- Różyczko, dokąd idziesz?- jak widzicie Róża przyległo do mnie nie tylko wśród przyjaciół i harcerzy. Wśród tych drugich bardziej przyległo Zawadzka. Nie pytajcie

- Na akcje Małego Sabotażu, chce walczyć o mój kraj, jestem Polką i to mój obowiązek - odparłam, nie ukrywam całkiem dyplomatycznie

- Różyczko, to wspaniale. Jak ja się cieszę, że mamy taką młodzież- odparła staruszka, nie kryjąc emocji - Tata to pewnie dumny jest z Ciebie jak nie wiem

~Ta jasne. Trafiłaś w samo serce - pomyślałam, zabolało mnie to, bo gdy szłam mój ojciec powiedział mi żebym nie wracała ~

-Już nie zatrzymuje Cię, z Bogiem - powiedziała po chwili starsza kobieta i poszła w swoim kierunku, a ja w swoim

Całą drogę myślałam o słowach ojca i o słowach staruszki. Długo potrwa ta wojna? Czy ją wygramy ? Boję się. Nie chce umierać, a może i chce? Nie wiem, Jezu sama już nic nie wiem. Dotarłam na miejsce zbiórki, było już tam parę osób.

- Serwus wszystkim - powiedziałam głośno

- Mania, serwus- powiedział rozradowany Alek

- Zawadzka - przywitał się ze mną Orsza, no jeszcze raz ktoś mnie tak nazwie to mu strzele

- Jeszcze raz ktoś na mnie tak powie a mu strzele- zagroziłam

- Zawadzka, chodź tu - odezwał się Anoda

- Anoda i Ty przeciwko mnie?- rzekłam udając obrażnoną

- No już się nie dąsaj- powiedział Anoda i objął mnie ramieniem, kocham tych ludzi. Jest to najcudowniejsze towarzystwo.

W pewnym momencie poczułam że odrywam się od ziemi. Okazało się że to Orsza, Słoń, Buzdygan i Alek postanowili mnie podnieść i zaczęli podrzucać mną. Piszczałam i śmiałam się jednocześnie.

- Chłopaki, zostawcie ją bo jak Zosieńka przyjdzie to się wkurzy- rzekł Anoda, który nie mógł opanować śmiechu, po chwili chłopaki odstawili mnie na ziemię. Ludzie zaczęli się powoli zbierać i nastał czas zbiórki. No w końcu, nie mogę się doczekać pierwszej akcji

- No to tak, pierwsza grupa: Alek, Zośka, Rudy, Zawadzka - rzekł Orsza no coś mnie zaraz strzeli przysięgam- druga: Słoń, Buzgdygan, Paweł, Anoda (tam jeszcze były ze dwie grupy jak nie lepiej ale mi się nie chce wymieniać) powodzenia

No więc rozeszliśmy się każda grupa w inną stronę. Chłopaki malowali, ja stałam na czatach. Dali mi pistolet w razie czego. Nie ukrywam całkiem fajny. Wszystkie miejscówki były bez szkopów, więc było spokojnie. Teraz szkopy mogą podziwiać nasze piękne dzieła. Wszystko poszło po naszej myśli. Gdy wracaliśmy z akcji usłyszeliśmy gruby, obrzydliwy głos

- Hende hoh- odwróciliśmy się z uniesionymi rękoma, stało tam trzech szkopów

- Kenkarte - odezwał się jeden z nich, chłopaki podali swoje kenkarty, a ja szukałam jej w torebce. No cholera przecież ją brałam. Co jest ?

- Nie mam - odparłam

- Japierdole Maryśka - syknął Zośka

-Wiejemy, teraz. JUŻ! - krzyknął Alek i wszyscy rzuciliśmy się do ucieczki

O mały włos a Niemcy by już do nas strzelili, ale na szczęście ich zgubiliśmy, no to teraz się zacznie piekło.

- Maryśka, kurwa co Ty zrobiłaś? Naraziłaś nie tylko siebie ale też nas! Japierdole, dziewczyno czy Ty myślisz? Są z Tobą same problemy, Ty jesteś problemem- Zośka był wkurwiony, jego ostatnie słowa najbardziej mnie zabolały

- Zośka nie przegiąłeś trochę?- zapytał Rudy po chwili ciszy

- Wkurwiłem się - rzekł nieco spokojniej Zośka- Mania przepraszam

~Mania, nie możesz płakać, ogarnij się kurwa. Nie pokazuj że jesteś słaba - pomyślałam~

- Ja już pójdę do domu - rzekłam smętnym głosem i ruszyłam w kierunku domu

Całą drogę myślałam o tym wszystkim. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Wróciłam do domu, gdy ściągałam buty, w drzwiach pojawił się mój ojciec, z moją kenkartą w ręku...

Czy on chciał mnie narazić na śmierć? Czy on chciał mnie zabić?

-----------------------------------

Serwus!

Tu Wasza Kotwicka z nowym rozdziałem. Dajcie znać jak Wam się podoba.

Czuwaj!

𝐙𝐝𝐨𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐨𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐤𝐢]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz