𝐏𝐥𝐚𝐧

335 15 10
                                    

10.10.1940 ~Warszawa~

- Alek? Marysia jest w getcie - powiedział roztrzęsiony chłopak

- Co jak to w getcie? To musi być jakaś pomyłka. Siedź na tyłku ja zaraz u Ciebie będę - odpowiedział głos Alka z słuchawki który też nie do końca jeszcze pojmował co się właśnie stało

Tadeusz skierował się do kuchni, spod zlewu wyjął butelkę wódki a z szafki wyjął kieliszek po czym usiadł przy stole. Wyzerował trzy kieliszki i poczuł że wszystkie emocje z niego uszły. Tego mu właśnie było trzeba

- Zośka! Już jesteśmy! Co się tak właś...- rozległ się głos Alka którego zatkało na widok przyjaciela w takim stanie

- Zawsze miał słaba głowę do alkoholu - prychnął Rudy

- Możesz nie teraz? Ale w sumie co prawda to prawda - przytaknął Alek po czym podszedł do przyjaciela i lekko nim potrząsnął

- Zośka, ej, ej Zawadzki coś ty zrobił co? - zapytał Alek usiadłwszy obok niego a chłopak zaczął powoli podnosić głowę a Rudy z Pawłem stali w wejściu do kuchni

- Mania, jest w getcie - wybełkotał Zawadzki

- Ale jak to? Ona wiedziała, ukryła to przed Tobą czy jak? - zaczął Dawidowski

- Nie wiem, rano się pokłóciliśmy, i potem przyszli Niemcy. - bełkotał Tadeusz tak że ciężko było go zrozumieć - Coś tam pierdolili, ona powiedziała że nie rozumie, to jeden rzucił taką żydowską opaskę i szarpnęli ją i wyszli z mieszkania

- Trzeba ją stamtąd wydostać - stwierdził Paweł

- Długo Ci zajęło wymyślenie tego Sherlocku? - zapytał ironicznie Rudy

Między przyjaciółmi nastała cisza. Dało się słychać jedynie tykanie zegara. W końcu ciszę przerwał Alek:

- Tyfus - zawołał chłopak

- Co "tyfus"? - zapytali jednocześnie Zośka, Paweł i Rudy

- Trzeba pierw się dowiedzieć gdzie ona jest w sensie adres, dostarczyć jej bakterie tyfusu i potem już ją po prostu z tamtąd wyprowadzić - rzekł chłopak widocznie dumny ze swojego pomysłu

- Nie zgadzam się - odparł chłodno Tadeusz

- Ale Tadeusz.. to jest szansa na.. - powiedział Rudy lecz Zawadzki nie chciał tego słuchać

Walną pięścią w stół aż Paweł z Rudym się wzdrygnęli. Nie chciał na to pozwolić. Gdzieś tam miał świadomość że to jedyny sposób by wydostać ją z getta ale nie mógł pozwolić na to by podano jej tyfusa.

~Getto Warszawskie - Perspektywa Róży ~

Nie mam już żadnych wątpliwości. Jestem w getcie. Tylko jakim cudem? Jestem Żydówką? Ciekawe co planują teraz chłopaki.

- Schneller, Schneller - popędził mnie niemiecki żołnierz prowadząc mnie do mieszkania w którym miałam się znajdować. Chodź ciężko nazwać to mieszkaniem.

- A pierdol się - pomyślałam

Było mi zimno, w sumie byłam w samej koszuli nocnej. A mieszkanie do którego mnie wepchnięto było takie ciepłe, przytulne. Jakby dopiero ktoś je opuścił i miał za chwilę wrócić. Oczywiście nie było mowy o jakiejkolwiek prywatności. W tym małym mieszkaniu gnieździłam się z jakąś żydowską rodzinką z dziećmi.

Usiadłam na jednym wolnym łóżku i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Na moment przymknęłam oczy i wtedy poczułam jak coś zostało mi położone na kolanach. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam małą dziewczynkę która się do mnie przytuliła.

- כ'ווייס, דאס איז נישט ערלויבט. לאָזן די דאַמע אַליין -
(Chawa zostaw panią. Nie wolno) - wkroczyła najprawdopodobniej matka dziewczynki

-איך בין נעבעכדיק פֿאַר די צרה. איך בין דא
(Przepraszam panią za kłopot. Ida jestem ) - rzekła kobieta wystawiając dłoń do mnie. Popatrzyłam na nią jak na wariatkę a ona chyba zrozumiała o co chodzi

-נעבעך, איר פֿאַרשטײט נישט. ווי דין אנגעטאן איר זענט
(Biedactwo, nie rozumiesz. Jak ty jesteś cienko ubrana) - rzekła coś po czym okryła mnie kocem który leżał tuż za mną

- Kraszkiewicz Maria- zawołał chłopak który właśnie wszedł do pomieszczenia.

Był ubrany w biały fartuch lekarski. I widać mu było tylko oczy. Lecz na wiedziałam - to był Rudy.
Podeszłam do chłopaka a on wcisną mi do dłoni coś małego po czym udawał że zapisuje coś w karcie. Aby nie budzić obaw "zbadał" jeszcze parę osób i wyszedł.

Usiadłwszy na łóżku zobaczyłam co było tą rzeczą wepchniętą mi do ręki. Był to mały słoiczek z czymś w środku a obok karteczka.


"Mania dasz radę, wytrzymaj jeszcze dzień. Musisz to wziąć - bakterie tyfusu. Jutro przyjdą po Ciebie chłopaki. Trzymaj się.

PS. Kocham Cię jak wariat moja Różo"

-A więc ostatnia umiera nadzieja - pomyślałam, już jutro będe w domu

----------------------------------------------------------------------------------
Serwus!

Oto i on. Nowy, świeży rozdział "Zdobytego serca dowódcy". Jak wrażenia? Czekacie na akcje uwolnienia Manii?

Kotwicka, Czuwaj!

𝐙𝐝𝐨𝐛𝐲𝐭𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐜𝐞 𝐝𝐨𝐰ó𝐝𝐜𝐲 [𝐓.𝐙𝐚𝐰𝐚𝐝𝐳𝐤𝐢]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz