38 - Yakeochiru

187 12 17
                                    

5824 słów

~~~~~~~~~~~


Jimin:

Lekki wiatr znad morza przyjemnie obniżał odczuwalną temperaturę, którą zapewniało tego dnia słońce. Świeciło tak mocno, że nie obyło się bez okularów przeciwsłonecznych, które nadały ciepłą barwę otoczeniu. Kochałem uczucie piasku pod moimi stopami, po którym spacerowałem powoli, patrząc co jakiś czas w bok, na horyzont, zlewający się z linią morza. Wszystko było takie ciche i spokojne. Takie... normalne. A jednocześnie zupełnie niezwykłe. Miałem wrażenie, jakbym spacerował po wybrzeżu już tysięczną godzinę. Wędrówka nigdzie mnie nie przybliżała, nie wiedziałem nawet dokąd zmierzam. Co jakiś czas mijałem łódkę, która przycumowana do bali, kołysała się na delikatnych falach, zachęcając do wyruszenia nią na małą przygodę. Morze było przecież takie spokojne. Można wypłynąć i popływać na nieco głębszych wodach, ciesząc się chłodem wody. Coś mi jednak mówiło, że nie powinienem tego robić. Jeszcze nie. Jeszcze nie jest na to czas.

Po mojej prawej stronie, w dość sporej odległości widziałem miasto. Mogłem rozpoznać poszczególne budynki, ale nazwanie ich było niemożliwe. Choć wydawały się znajome, nie mogłem przywołać żadnych wspomnień, które pomogłyby mi je lepiej określić, nadać im jakąś nazwę czy funkcję. Czasami wydawało mi się, że słyszę z tamtej strony moje imię, jakby przyniosło je niespodziewane echo dawnych wspomnień. Przystawałem wtedy zaciekawiony, ale potem kontynuowałem moją wędrówkę.

Moje serce przepełniało dziwne uczucie pustki. Jakbym utracił coś bardzo cennego, ale nie miałem pojęcia cóż to mogło być. Tęsknota była jednak bardzo silna, sprawiając wręcz fizyczny ból. Ból, który odczuwałem na każdej okrągłej dziurce na moim brzuchu, na dziwnie falowanej skórze na torsie i ramionach. Na udzie, które nosiło chiński symbol, oznaczający „bydło". Nie miałem pojęcia dlaczego moje ciało tak wygląda, ale za każdym razem, gdy próbowałem się na tym skupić, moje nogi stawały się cięższe, jakby nagle zmieniły się w ołów, a oddech przyspieszał niebezpiecznie. Jednak wszystkie straszne myśli odpędzał mocniejszy podmuch morskiej bryzy, jakby były one tylko uporczywymi muchami, które chciał przegnać.

Nie wiem, ile czasu minęło odkąd zacząłem wędrówkę, gdy poczułem jak wiatr nasila się, z każdą chwilą dmuchając we mnie coraz mocniej. Nie broniłem się, nie stawiałem żadnego oporu i pozwoliłem, by oderwał mnie od ziemi. Poszybowałem prosto w stronę miasta, którego budynki robiły się coraz większe, czasem przytłaczając swoimi rozmiarami. W końcu uderzyłem w jeden z nich, ale zamiast zatrzymać się na ścianie, przeleciałem przez nią. Znalazłem się w pomieszczeniu, które było niemal pustą salą z białymi ścianami, podłogą i sufitem. Nigdzie nie widziałem drzwi, a jedyną rzeczą, która się tu znajdowała, było łóżko, na którym ktoś leżał.

Podszedłem bliżej i ku mojemu zdumieniu zobaczyłem samego siebie. Wyglądałem bardzo marnie – blady, z nieco zapadniętymi policzkami. Jakbym nagle postarzał się o dziesiątki lat i był na łożu śmierci.

Podobnie jak wcześniejszy lot, nie wywarło to na mnie większego wrażenia. Po prostu zaakceptowałem ten fakt. To, co przykuło moją uwagę, to dwie czerwone nitki, które wychodziły z mojej piersi, w miejscu, w którym powinno być serce.

Wyciągnąłem rękę, by poruszyć te sznurki, a wtedy ich końce, które zdawały się znikać, zalśniły czerwonym światłem, ukazując mi gdzie prowadzą. A raczej do kogo. Bo obie kończyły się w torsach chłopaków, którzy zmaterializowali się u stóp mebla i patrzyli na moje ciało z wyrazem ogromnego bólu i cierpienia. Byli znajomi, ale nie potrafiłem nadać im imion. Bardzo podobni do siebie, ale różni – blondyn i brunet, których dodatkowa nić łączyła także ze sobą. Bardzo chciałem przegonić smutek, który malował się na tych przystojnych twarzach. I czułem, że wiem, co należy zrobić.

"Take me away" - Jikook/Kookmin, YoonkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz