17 lat wcześniej
-Ciii... Nie płacz skarbie, oni zajmą się tobą.- uspokajała niemowlaka kobieta. Nie spodziewała się, że będzie musiała porzucić własną córkę. Położyła dziewczynkę przed drzwiami i zostawiła krótki napisany w pośpiechu liścik.
"Mam na imię Lena.
Proszę zaopiekuj się mną."Kobieta ostatni raz pocałowała córeczkę, zapukała do drzwi i uciekła. Nie chciała zostawiać dziecka, ale w oddali słyszała odgłosy kroków, więc nawet nie mogła dłużej przypatrzeć się niedawno co narodzonej córeczce. Zdjęła jeszcze naszyjnik, który założyła dziewczynce aby ją chronił zanim skończy odpowiedni wiek by poznać prawdę. Gdy tylko zniknęła w gęstwinie drzew z wnętrza domu wychlił się mężczyzna i zabrał dziecko do środka.
-Kochanie, ktoś zostawił dziewczynkę!- zawołał, a z kuchni wyszła kobieta w średnim wieku.
- I co my mamy z nią zrobić? Oddajmy ją do domu dziecka i będzie po sprawie.- powiedziała, nawet nie spoglądając na małe zawiniątko w rękach męża.
- Zawsze chciałaś mieć dziecko więc czemu teraz kiedy Bóg w końcu wysłuchał twoich modlitw chcesz je tak po prostu oddać?- mężczyzna nie krył zdziwienia.
- Ale ja chciałam mieć własne, a nie jakiegoś podrzutka.- zabrała karteczkę z kocyka i po krótkim zastanowieniu oznajmiła.- Jednak jest to dziecko, które ktoś zostawił pod naszymi drzwiami. To było by niemoralne oddawać je do sierocińca zwarzywszy, że ktoś nam zaufał. Zostanie więc z nami i będzie się od teraz nazywać Lena Darling.
Teraz
Siedziałam w swoim pokoju i oglądałam relacje z ostatniej akcji Avengersów. Byłam ich wielką fanką i miałam nadzieję kiedyś ich spotkać. Jane (Foster) obiecała poznać mnie kiedyś z Thorem, a później kto wie, może poznam całą drużynę? Jesteśmy przyjaciółkami odkąd przyszłam na jej wykład na uczelnie (jako jedyna!). Gdy tylko nam się uda to spędzamy razem dużo wolnego czasu rozmawiając najczęściej na Skypie gdyż jest ona ciągle w biegu. Jane opowiada mi tyle o Asgardzie, o bogach tam mieszkających, kulturze, że teraz wiem prawie wszystko. Thor mieszka na zmienę to w Nowym Jorku, to w Asgardzie, choć w tym drugim zdecydowanie częściej.
-Leno! Złaź na dół, ale już!- z zamyślenie wyrwał mnie głos ''wujka".
"Witaj codzienności!"- chciało by się rzec. Tak niestety wyglądała moja codzienność, no może nie zawsze, ale zazwyczaj. Gdy byłam mała nie było takich sytuacji, ale odkąd urodziła im się prawdziwa córka było to dla mnie normalnością. Suzanne była małym rozpuszczonym bachorem, któremu pozwalano na wszystko, a każde jej przewinienie było moją winą. Jestem ciekawa co dzisiaj rzekomo zrobiłam.
-Jak mogłaś zepsuć suknie ślubną ciotki, powycinać z niej śnieżynki i zwalić to na tego aniołka!?- tu wskazał na Suzanne.- Jak mogłaś?
Trzeba przyznać, że ta mała ma naprawdę porąbane pomysły. Rzeczy typu zbicie jakiegoś naczynia lub rozlanie soku to najwyraźniej było dla niej za mało i teraz planowała prawdziwe zniszczenia, za które to ja miałam oberwać.
-Kiedy w końcu przejrzycie na oczy i zobaczycie, że to wina tego bachora?! Nienawidzę tej pieprzonej rodziny, ale nie jestem skłonna to niszczenia waszej własności!- odgryzłam się mając już naprawdę dość obwiniania mnie.
-Młoda damo jak ty się wyrażasz?- Zaczeła "ciocia", ale zamilkła i spojrzała na mnie w przerażeniu.
Nie rozumiejąc o co jej może chodzić rozejrzałam się wokół siebie i jakie było moje zdziwienie gdy spostrzegłam, że zamiast podłogi pod moimi spotkani było powietrze.
To na początek, rozdziały będę dodawała mniej więcej co trzy dni lub częściej.
Poprawione 27.07.2017
YOU ARE READING
Loki Laufeyson, to mój tata?
FanfictionOSTRZEGAM, ŻE TO BYŁO PISANE GDY BYŁAM W 5/6 KLASIE PODSTAWÓWKI, WIĘC POZIOM JEST OKROPNY. CAŁOŚĆ ZOSTANIE PEWNEGO DNIA CAŁKOWICIE PRZEPISANA. Lena mieszka parę kilometrów od Nowego Jorku. Jest podrzutkiem, zostawiono ją pod drzwiami państwa Darlin...