Rozdział 36

1.8K 147 8
                                    

Lena, Nowy York

Przeniosłam się obrazu do apartamentu zadziwił mnie widok jaki tam zastałam. Wszędzie znajdował się kurz, a gdzie nie gdzie były też pajęczyny. Szybko znalazłam mop, miotłę i płyny do mycia. Chciałam się czymś zająć aby tylko nie myśleć o tacie, całym tym bagnem z królowaniem i Odynie. Bez użycia magi sprzątnięcie całego mieszkania zajęło mi z trzy godziny. Wybrałam sobie jeden z pokoi i padłam na łóżko momentalnie zasypiają.
Obudziłam się około drugiej w nocy z pustym żołądkiem. Niestety lodówka była pusta więc musiałam wyjść coś kupić. Miałam nadzieję znaleźć jakiś całodobowy sklep. Zabrała tylko płaszcz i wyszła na zewnątrz.
Ulice Nowego Yorku były jasno oświetlone, pomimo późnej pory ludzie wychodzili z domów. Weszłam w jedeną z bocznych uliczek. Ja zawsze mam szczęście więc jak tylko byłam w połowie zza rogu wyszli trzej mężczyźni. Nie wyglądali na takich co przejdą obok mnie i tyle. Obróciłam się z zamiarem zawróceniem, ale za mną stali już czterej kolejni faceci. Trochę to dziwne, że są aż tak dużą grupą, ale dla mnie to nic. Przecież rozwaliłam roboty Starka bez większego wysiłku.

- Nie wiesz, że nie powinno się wychodzić o tak późnej porze. Ktoś mógłby cię okraść albo nawet zabić.- powiedział z kpiną najwyraźniej szef całej tej bandy.

- Och, ja o tym doskonale wiem dlatego daję wam jedną szansę na wycofanie się.- naprawdę nie chciałam używać mocy, ale jak mus to mus.

- Ty nam grozisz? Jedna mała dziewczynka na siedmiu mężczyzn? Oddawaj kasę i będzie po wszystkim. Ty pójdziesz do domu, a my nic ci nie zrobimy. Uczciwy układ.- zakończył.

- Dałam wam szansę na wycofanie się, nie wykorzystaliście jej. Zadrwiliście ze mnie, a ja jestem niebezpieczna.- gdyby wtedy odeszli, a nie zaczęli się śmiać oszczędziłabym ich. A tak to. Wyczarowałam na dłoni liliowy płomień. Ich miny były bezcenne.
Chwilę stali sparaliżowani, ale ockneli się i rzucili na mnie. Nie minęła minuta jak wszyscy leżeli na chodniku nieprzytomni. Nagle usłyszałam odgłos spadającego noża. Odwróciłam się momentalnie. Mężczyzna leżał na ziemi ogłuszony. Po drugiej stronie ulicy stał chłopak mający na dłoni granatowy płomyk.

Kastiel, Nowy York 

To dziwne, ale zgubiłem jej ślad. Przeniosła się tutaj lecz potem jakby rozpłynełem się w powietrzu, a nie mogła tak po prostu nauczyć się zaklęcia ukrywającego jej moce. Nie odszukam jej inaczej.
Znalazłem jakiś hotel i zakwaterowałem się w nim. Następnie włuczyłem się po mieście, odwiedziłem parę kafejek. Wróciłem do hotelu i połorzyłem się spać.
Obudziło mnie coś dziwnego co okazało się mocą dziewczyny. Wybiegłem jak poparzony z pokoju i przeteleportowałem się w miejsce gdzie przebywała. Widziałem jak powala kilku mężczyzn bez wysiłku. Nie zauważyła jednak jak jeden z nich podszedł ją od tyłu z nożem.
Nie wiem co mnie napadło ale ogłuszyłem go. Szybko się obróciła i zobaczyła mnie.


W mediach widzicie okładkę. Piszcie czy wam pasuje czy zmienić ją na poprzednią. Rozdział był gotowy wcześniej ale usunął się całkowicie przez co byłam tak zła, że dopiero dziś napisała go od nowa.
Alex

Loki Laufeyson, to mój tata?Where stories live. Discover now