Rozdział 38

1.5K 138 8
                                    

Lena, Nowy York

Nawet nie wiem kiedy zasnełam, podniosła się do pozycji siedzącej. Powoli otworzyłam oczy.

- AAA!- nie kontrolowałam tego. Pisnęłam i i pobiegłam w głąb pokoju. To nie był dobry pomysł pokazywanie gdzie się mieszka nieznajomej osobie.
W fotelu przed łóżkiem siedział nie kto inny niż Kastiel. Przez cały czas wpatrywał się we mnie po chwili jednak wstał i powoli skierował się w moją stronę. Tak naprawdę dzieliło nas parę kroków więc już kilka sekund później stał na wprost mnie. Cofałam się, ale szybko dotknęłam plecami o ścianę. On natomiast oparł się jedną ręką o ścianę. Mój oddech przyspieszył tak samo jak serce, które biło teraz nie naturalnie szybkim rytmem. Kastiel złapał moją dłoń delikatnie po czym zbliżył swoje usta do moich. Dzieliło nas tylko kilka milimetrów. Poczułam jego wargi na moich, przytuliłam się do niego. Trwaliśmy tak w tym pocałunku gdy nagle kątem oko spostrzegłam błysk a potem był tylko ból. Ogromny ból na plecach. Osunełam się na ziemię i patrzyłam tylko jak chłopak śmieje się.

Spadłam z łóżka. Szybko usiadłem na podłodze i omiotłam wzrokiem pokój. To był tylko sen. Sen, głupi sen. Uśmiechnąłem się sama do siebie i wstałam z zamiarem zrobienia porannej kawy. Weszłam z pokoju prawie nie krzycząc ze strachu. Na fotelu siedział a raczej spał Kastiel.
To żart tak? Zaraz się obudzę z tego kiepskiego snu!- myślałam. Uszczypnełam się ale badał stałam w tym samym miejscu.- Zbieg okoliczności i tyle.
Popatrzyłam jak on słodko śpi. Musiałam to zrobić i przykryłam go jednym z koców. Jednak to za duży Zbieg okoliczności. Ten sen był przerażający. Nie mogę tu zostać.- pomyślałam i przeniosłam się.

Hej, to ja!
Jeszcze żyję! Chcę wam wynagrodzić tak długą nie obecność. Piszcie czy chcecie maraton w sobotę lub w niedzielę.
Za rozdział trzeba podziękować też Shadow_Mind to ona pomogła mi go napisać.

Loki Laufeyson, to mój tata?Where stories live. Discover now