Rozdział 41

1.5K 139 9
                                    

Lena, Wesołe miasteczko

Nareszcie go złapałam. Usiedliśmy na ławce śmiejąca się przez dobrą chwilę i próbując złapać oddech.

- Chodź.- powiedził łapiąc mnie za rękę. Podeszliśmy do jednego że straganów. Można było wygrać na nim pluszowe zabawki trzeba tylko trafić w środek ruszającej się tarczy. Kastiel kupił jeden rzut i...

- Gratulacje!- zawołał sprzedawca.- Jaką nagrodę wybierasz chłopcze?

- Chcę tego misia.- wskazał na wielkiego, różowego pluszaka. Odeszliśmy parę kroków od stoiska.

- Jako przeprosiny?- na te słowa podał mi misia. Rzuciłam mu się na szyję dziękując.- Może się przejdziemy?

- Jasne.- weszliśmy z terenu miasteczka i spacerowaliśmy teraz w świetle księżyca.- Jak tam jest?- wskazałam na gwiazdy.

- Jest tam niesamowicie pięknie. Jednak nic nie przebije twojej urody.- po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował. Mój pierwszy pocałunek. To jest niemożliwe, czułam motylki w brzuchu. Liczył się tylko on i ta chwila. Tak bardzo chciałabym zatrzymać czas. No ale jak to zawsze w takich momentach.

-Leno!- usłyszałam głos pełen gniewu.

- Co?- Kastiel spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nie sły...?

- Leno!- unosiłam się w nicości. Widziałam siebie, ale tak poza tym to nic.

- Tato? To ty?- nagle przede mną pojawił się Loki.

- Tak. Kim jest ten chłopak?

- No... Tak jakby... A co cię to obchodzi? Albo wiesz co nie odpowiadaj. Skąd o nim wiesz? Nie rozmawiałam z tobą.

- Ja...

- Ty mnie szpiegujesz! Nie ufasz mi! Jak możesz!

- Leno posłuchaj, on nie jest tym za kogo się podaje.- mówił powoli z troską na twarzy.

- Wiem, że jest synem Malekida, ale on go nawet nie poznał! Był nieświadomy kim był jego ojciec tak samo jak ja! I wiesz co zawdzięczam mu życie! Przez wiele lat spokojnie sobie żyłam aż nie odkryłam w sobie mocy. Teraz przez cały czas ktoś mnie ściga aby mnie zamknąć albo zabić.- słuchał z wzrastającym smutkiem na twarzy, który zamienił na maskę nie wyrażającej żadnych uczuć.

- To tylko sztuczka. Trik abyś mu zaufała.

- Nie masz racji! Ja chyba go kocham.- po tych słowach zamknęłam oczy i pomyślałam o Kastielu.

Kastiel,

-Leno!- co jej się stało? Zaczęła mówić a potem nagle zemdlała. Próbowałem ją jakoś obudzić ale ona cały czas leżała na trawie nieprzytomna.

Wygląda spokojnie, jakby spała. Delikatnie wziąłem ją na ręce po czym usiadłem na trawie mając ją na kolanach. Teraz kiedy leży taka bezbronna mogę ją spokojnie zabić. Nic nie po czuję. Jeden ruch ręki i zadanie wykonane. Jednak nie mogę jej skrzywdzić. Ta randka była pretekstem abym mógł wykonać zadanie. Może następnym razem.

- Kastiel?-usłyszałem cichutki szept.

- Nawet nie wiesz jak się wystraszyłem! Nigdy więcej tego nie rób!- uśmiechnąłem się do dziewczyny a ona odwzajemniła go.

- Postaram się! Ale niczego nie obiecuję.- rzuciła się na mnie jak kot i zaczęła mnie gilgotać. Tarzaliśmy się po polanie do utraty tchu. Gdy skończyliśmy byliśmy cali w liściach i kwiatach.

- Odprowadzę cię do domu. Jesteś już pewnie zmęczona.- podałam mu rękę a on przeteleportował nas do domu.

- Myślę, że było całkiem dobrze. Jest szansa, że pójdziesz ze mną jutro na kawę?

- Jasne, że pójdę! Dzisiaj było cudownie za co bardzo dziękuje.- udało się!

- Ok, czyli jutro o 14:30. Dobranoc.- powiedziałem po czym pomyślałem o własnym mieszkaniu.

Gdy już leżałem w łóżku przypomniałem sobie, że nie zapytałam Leny co się stało gdy zemdlała. Ale teraz już trudno, na pewno już śpi.

Loki Laufeyson, to mój tata?Where stories live. Discover now