Rozdział 4

3.3K 264 23
                                    

Dom rodziny Darlingów, kilka minut po opuszczeniu domu przez Lenę.

- Stefan, nie możemy tego tak zostawić! Ona jest niebezpieczna, nie wiemy czym do cholery ona jest. Może jest jakimś wybrykiem natury?! Jak mogliśmy trzymać ją pod naszym dachem?! To straszne! Mogła nas zabić!- lamentowała chodząc po pokoju kobieta.

- Spokojnie kochanie. Jej już tutaj nie ma.- starał się uspokoić żonę choć to na niewiele się zdawała, a zaczynało tylko działać mu na nerwy. - co powiesz abyśmy kogoś zawiadomili?Słyszałem o organizacji, która odnajduje takie istoty i je po cichu likwiduje.
T.A.R.C.Z.A jak mniemam. Tylko jak się z nimi skontaktować?

- Ja wiem!- krzyknęła Zuzanna, która cały czas przysłuchiwała się rozmowie.- Kiedyś do naszej klasy przyszli dwaj panowie i mówili nam jak mamy się zachować gdy zobaczymy coś dziwnego. Trzeba tylko wejść na stronę internetową i zadzwonić.

- Jesteś genialna córeczko!- powiedziała ciotka i poszła po laptopa. Wpisała w wyszukiwarkę i znalazła: "Zauważyłeś coś dziwnego, nie typowego zadzwoń pod numer- 7468 837 09*.

Wujek zadzwonił do agencji.

- Witam.- powiedział miły, spokojny głos kobiety.

- Dzień dobry. Chciałbym zgłosić usiłowanie zabójstwa.

- Jest pan pewnie? To poważne oskarżenia, a jeśli okażą się kłamstwem zostanie pan obarczony kosztami finansowymi. Czy nadal jest pan skłonny złożyć zawiadomienie?- zapytała kobieta.

- Tak. Wszystko co powiem jest prawdą.

- Dobrze, w takim razie proszę opisać sytuację i napastnika.

- Razem z żoną przygarneliśmy dziecko, dziś dziewczyna zaatakowała mnie i moją rodzinę. Na jej dłoniach pojawiły się płomienie, a zaraz po tym wybiegła z domu.

- Ile lat ma dziewczyna?

- Za tydzień skończy 18.

- Dziękuję, przyjełam zgłoszenie zaraz wyśle kogoś do państwa.- powiedziała kobieta i rozłączyła się.

-Zaraz kogoś przyślą musimy tylko zaczekać.- poinformował żonę poczuj usiadł na fotelu by pooglądać w tym czasie telewizje.

Las, bliżej nieokreślone miejsce.

Obudziłam się czując, że spadam, wisiałam na gałęzi podtrzymywana tylko szlakiem, którym się przywiazałam. Cudem udało mi się wrócić do pozycji siedzącej. Teraz mogłam ze spokojem przemyśleć mój sen. Wiem, że już kiedyś widziałam te oczy, czułam się jakby właściciel oczu był dobry i opiekuńczy. Moje mentalne rozmyślania przerwało głośne burczenie w brzuchu. Kompletnie zapomniałam o jedzeniu! Jadłem wczoraj śniadanie, a później już nic, najlepsze jest to, że nie mam nic do jedzenia. Moje plany odcięcia się od cywilizacji właśnie znikły. Postanowiła ze zrezygnowaniem iść do najbliższego miasta i kupić jedzenie.

Po około godzinie dotarłam do miasteczka, w którym zwykle robiłam zakupy. Weszłam do sklepu, kupiłam dość dużą ilość jedzenia. Wychodząc ze sklepu, zamarłam. Warzywniak był otoczony ciężkim sprzętem wojskowym i setką ubranych w czarne kombinezony agentów.

- Niestawiaj oporu! Odłuż wszystko co masz w dłoniach tylko powoli i ręce do góry!- krzyknął mężczyzna.

Stałam sparaliżowana, chciałam znaleźć się daleko stąd, jak najdalej od tej bandy psychopatów. Zauważyłam, że wokół mnie pojawiają się zielone iskierki.

Proszę też o słowa krytyki oraz miłe komentarze.
Wasza Alex

Loki Laufeyson, to mój tata?Where stories live. Discover now