wedding

134 3 0
                                    

Rok później... 

Dzisiaj właśnie był dzień mojego ślubu i stresowałam się okropnie. Mimo, że wiedziałam, że wszystko jest dopięte na ostatni budzik. Właśnie siedziałam w pokoju panny młodej razem z Vic i z moją mamą i miałam robiony makijaż oraz fryzurę. 

- Ale się stresujesz. - powiedziała Vic, która była moją druhną i miała na sobie śliczną sukienke w kolorze baby blue. 

- Cicho siedź. - powiedziałam i zaśmiałam się razem z nią. 

- Skarbie, nie masz co się stresować. - powiedziała mama posyłając mi ciepły uśmiech. 

- A co jak nie przyjdzie? - zapytałam od razu odrzucając tą myśl. 

- Z pewnym źródeł wiem, że jest już w pokoju obok. - powiedziała blondynka na co się lekko zaśmiałam.

- A jak powie nie? - zadałam kolejne pytanie. 

- Kocha cię nad życie, więc na pewno powie tak. - powiedziała Victoria zmęczona moimi pytaniami. 

- Cori, nie panikuj. - powiedziała mama podchodząc do mnie. Makijaż oraz włosy były już skończone. Chciałam się już przejrzeć i zobaczyć jak wyglądam ale moja mama i przyjaciółka stwierdziły, że będę mogła się zobaczyć dopiero jak wszystko będzie już skończone. Wstałam z krzesła i zdjęłam z siebie szlafrok. Stanęłam na małej platformie i panie podeszły do mnie pomagając mi założyć sukienkę. Była ona biała w kroju syrenki z dużą ilością koronki. Była idealna. Założyłam jeszcze białe obcasy a Vic podeszła zakładając mi welon. 

- Chcesz się zobaczyć? - zapytała blondynka podchodząc do lustra które było zasłonięte białą płachtą. Pokiwałam twierdząco głową i zasłona została pociągnięta odsłaniając duże lustro. Przyglądałam się sobie przez chwilę i muszę powiedzieć, że wyglądałam cudownie. 

- Gotowa? - zapytał tata wchodząc do środka uśmiechnięty i patrzył na mnie. - Wyglądasz cudnie. 

- Dziękuję. - odpowiedziałam uśmiechając się do niego i biorąc od niego bukiet kwiatów. - Jestem gotowa. Chyba. 

- Będzie dobrze. - powiedział mężczyzna posyłając mi uśmiech. Podał mi rękę za którą złapałam i na cały kościół rozbrzmiał marsz weselny. Stres zaczął gromadzić się coraz bardziej. Podeszłam do ołtarza i stanęłam na przeciwko chłopaka do którego się delikatnie uśmiechnęłam. Ceremionia przebiegała dobrze, ale właśnie nastąpił najbardziej stresujący i najważniejszy moment. 

- Ja Damiano, biorę sobie Ciebie Coraline za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. 

- Ja Caroline, biorę sobie Ciebie Damiano za męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeśką oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. 

- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. - powiedział ksiądz. - Możecie się pocałować. 

Dam podszedł do mnie i odsłonił moją twarz którą zakrywał lekki welon i pocałował mnie. W między czasie Vic, Thomas i Ethan przyszli z obrączkami, które zostały poświęcone. 

- Caroline, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności. - powiedział chłopak chwytając za nią i nakładając mi ją na palec. 

- Damiano, przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności. - powiedziałam i założyłam chłopakowi obrączkę na palec. Znów się pocałowaliśmy a cały kościół bił nam brawa. Oderwaliśmy się od siebie i wyszliśmy pod kościół już jako małżeństwo. Każdy do nas podchodził i składał nam gratulacje oraz wręczał prezenty. To najlepszy dzień w moim życiu... 

























Old Love || Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz