36

347 34 15
                                    


— Gdzie mam z tym iść? — zapytał Syriusz, gdy już udało mu się wypełnić wszystkie siedemnaście kartek. Spojrzał pełnymi irytacji oczami na staruszkę, która dopiero po kilku przydługich sekundach zdecydowała się go zauważyć.

— Wszystko dobrze wypełnione?

— Tak.

— To zostawi. — Kobieta wskazała niewielką skrzynkę na dokumenty, stojącą na blacie. 

Black zacisnął zęby, usiłując się uspokoić. Kobieta doprowadzała go na skraj wytrzymałości psychicznej. 

— I co dalej?

— W ciągu trzech miesięcy ktoś się odezwie. 

Syriusz stał nieruchomo, ściskając w dłoniach pomięte już papiery. Jego powieka zadrgała niebezpiecznie, nie mówiąc już o ciśnieniu, które gwałtownie przyspieszyło. 

— Nie mam tyle czasu. Moja żona gdzieś...

— Skargi, zażalenia oraz nieformalne wnioski w sali siedemset jeden. Idzie mi stąd i nie blokuje kolejki! — zaskrzeczała kobiecina, wracając spojrzeniem do swoich dokumentów.

Black potarł czoło, załamany własną bezsilnością. Wyglądało na to, że to wredne babsko naprawdę mu nie pomoże. Rozejrzał się niepewnie, poszukując kogoś, kto choć wyglądał nieco bardziej kompetentnie. 

Czuł, że ta szalona baba w niczym mu nie pomoże. Ewentualnie jeszcze bardziej zszarga jego biedne nerwy. 

W końcu zaczął wątpić, że tamtego dnia coś jeszcze załatwi. Porzucając wszelkie świstki, powoli ruszył do drzwi. Był nieco zmęczony i chciał się przespać. W duchu także liczył na to, że spotka kogoś innego, niż starą jędzę. 

Nie zdążył nawet dotrzeć do drzwi, gdy rudowłosa kobieta zagrodziła mu drogę. W pierwszym odruchu, chciał po prostu ją wyminąć, jednak po kilku niewielkich krokach zorientował się, że nieznajoma nie podzielała jego intencji. Wpatrywała się w Blacka świecącymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Zupełnie, jakby oglądała wystawę.

— Wszystko w porządku? — upewnił się, marszcząc brwi. 

Nieznajoma pokiwała energicznie głową, coraz to bardziej zadziwiając Syriusza. 

— Chciałbym przej... — Nie dane mu było dokończyć zdania, bo nieznajoma rudowłosa chwyciła dłoń Blacka i mocno uścisnęła. Syriusz zdziwił się, że w tak małym ciałku płynęło tyle krzepy, jednak odpuścił sobie komentarz na ten temat. Był zbyt zdziwiony tym, co się działo. 

— Josephine Arryn. Tak bardzo mi miło, naprawdę! Nie zdaje pan sobie sprawy, jak bardzo! Jestem zaszczycona! Sam Merlin  czuwał nad naszym spotkaniem! Bardzo dobrze, że wpadłam w tą kałużę! Gdyby nie to, byłabym na czas i nigdy bym pana nie spotkała...

Syriusz z coraz to większym zdziwieniem słuchał kobiety. Z każdą sekundą przekonywał się o tym, że była niezdrowo stuknięta. Albo z kimś go pomyliła, bo innej opcji nie brał pod uwagę. 

— My się znamy?! — zapytał w końcu, gdy zdołał wcisnąć się pomiędzy chaotyczne zdania domniemanej Josephine.

— Oczywiście! Ja pana tak, pan właśnie przed chwilą mnie poznał, więc już jesteśmy znajomymi. Z tej okazji powinniśmy mówić sobie po imieniu. Mów mi Josie, Syriuszu...

Black usiłował przypomnieć sobie, skąd mógł znać nieokrzesaną dziewczynę, jednak do głowy nie przychodził mu żaden pomysł. W życiu nie widział jej na oczy. 

— A-ale skąd ty...

— Och, głupia jestem! — zawołała ruda, śmiejąc się jeszcze szerzej. — Powinnam od razu powiedzieć! Pochodzę z Wielkiej Brytanii! Przeprowadziłam się tu z rodzicami jako dziecko, uczęszczałam do Ilvermorny, ale wciąż uważnie śledziłam wszystko, co działo się w ojczyźnie! Od początku czułam, że jesteś niewinny! Mój ojciec chodził z tobą do szkoły. Był troszkę młodszy, ale zawsze powtarzał, że byłeś nicponiem, a nie zabójcą! I proszę, oto stoi przede mną uniewinniony Syriusz Black! — Josie oparła ręce na biodrach, lustrując postać zdziwionego Blacka.

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz