45

397 33 55
                                    

W pokoiku dziecięcym rozległ się głośny, kobiecy śmiech. Młode małżeństwo siedziało na ziemi, między nimi mała, roczna dziewczynka. Ciemne włoski miała spięte w dwie, niewielkie kitki, a w tłuściutkiej rączce trzymała małą różdżkę.

— No dalej, kochanie! Wingardium Leviosa! No już, to najprostszy czar!

— Syriuszu, ona jest jeszcze za mała na czary! — zawołała kobieta, spoglądając na męża z dezaprobatą. 

— Nigdy nie jest się za małym na czary, Słońce! — odpowiedział czarnowłosy, po czym złożył pocałunek na czole dziewczynki. 

Mała roześmiała się głośno, ukazując rodzicom niezbyt bogate uzębienie. 

— Chciałabym, żeby taka została — westchnęła znów ciemnowłosa, gdy dziewczynka zaczęła pokracznie wstawać. 

— Za szybko nam dorasta — zgodził się mężczyzna, obejmując żonę ramieniem. — Ale... gdy dorośnie za bardzo... zawsze możemy mieć jeszcze jedną małą Black... — mruknął cicho, składając czułe pocałunki na szyi kobiety. — Albo małego Blacka... co ty na to?

Kobieta uśmiechnęła się, wciąż nie odrywając spojrzenia od córki, machającej różdżką. Mała próbowała naśladować ruchy, które często widywała u rodziców. 

— Annabeth?

Zmarszczyła brwi, lecz po chwili skierowała spojrzenie na czarnowłosego. Uśmiechnęła się niepewnie, gdy pogładził ją po policzku.

— Tak?

— Co ty na to? Spróbujemy? Myślę, że Heather przyda się braciszek?

— A ci tylko o jednym! — zawołał młody mężczyzna, wchodzący do pokoju. 

W jednej ręce trzymał torbę, w drugiej nosidełko dziecięce, jednak puste. Zaraz jednak w pomieszczeniu pojawiły się kolejne osoby. Rudowłosa kobieta z małym dzieciątkiem, ututłanym w niebieski kocyk. 

Annabeth natychmiast wyrwała się z objęć Syriusza i podbiegła do rudowłosej. Delikatnie odchyliła kocyk, by przyjrzeć się chłopcu.

— Och, Lily! Jaki śliczny maluszek!  — powiedziała Annabeth, zachwycając się wciąż śpiącym dzieckiem. — A jaki grzeczny!

— To po mnie. — Ojciec chłopca wypiął dumnie pierś, jednak natychmiast został zbesztany przez Syriusza, trzymającego na rękach małą Heather.

— Spójrz, kochanie... — szepnął czarnowłosy, ukazując córce śpiącego niemowlaka. — To jest Harry... już niedługo będziecie się razem bawić... i pójdziecie do Hogwartu...

— Traficie do Gryffindoru... — dodał James, jednak gdy spotkał się z uważnym spojrzeniem Annabeth, natychmiast się poprawił. — Albo do Slytherinu, Slytherin też lubimy... 

— Ważne, żeby byli w drużynie Quidditcha! — kontynuował Black, na co James natychmiast pokiwał głową. — Będziemy przyjeżdżać na mecze! Nawet jeśli McGonagall będzie miała nas dość! 

— Idźcie lepiej parzyć herbatę, bo zaraz obudzicie małego! — nakazała Annie, zabierając od Syriusza córkę. 

Potter i Black podążyli do kuchni, wciąż kontynuując rozmowę. Natomiast Lily i Annabeth powoli podążyły za nimi. 

— Myślisz, że McSztywna pozwoli nam uczestniczyć w każdym meczu?

— Oczywiście! — zawołał Black, wyrzucając ręce w górę. — Ta kobieta nas kocha, mówię ci! Poza tym, nawet nie zamierzam się jej pytać o zgodę. Jeśli moja córka będzie grać, będę na każdej rozgrywce, Rogacz.

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz