46

362 31 19
                                    

— Na stole masz eliksir, powinien ci pomóc — rzucił Syriusz, nie podnosząc wzroku znad dokumentów. 

Josie stała jeszcze dłuższą chwilę w drzwiach i usiłowała na szybko rozeznać się w sytuacji. Oczywiście było jej trochę ciężko, bo głowa cholernie ją bolała, a gardło błagało o ugaszenie pragnienia. Żołądek niekoniecznie, bo dziewczyna miała wrażenie, że cokolwiek zje lub wypije, to zwróci. 

Przecierając po drodze twarz, powoli dodreptała do kuchennego stołu. Chwyciła fiolkę i bez namysłu wypiła całą zawartość.

— Zostaw mi trochę, bo więcej nie... — zaczął Syriusz, ale przerwał, gdy usłyszał, jak rudowłosa przełyka płyn. Spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego nieprzytomnie. — Nieważne. — Machnął ręką, wracając do swoich dokumentów.

— Wybacz — mruknęła Arryn, odstawiając butelkę. — Odkupię...

— Daj spokój, nie trzeba... — westchnął Black, pocierając czoło. — Zresztą, dziś wigilia, więc raczej ciężko o otwarty sklep...

— Odkupię po świętach... — Wzruszyła ramionami zajmując miejsce naprzeciwko Syriusza. 

— Ale to dziś zamierzam się napić, nie jutro.

Josephine milczała przez dłuższą chwilę, usiłując zrozumieć to, co właśnie mówił do niej Syriusz. Niestety, nie rozumiała za grosz, co takiego chciał jej powiedzieć. Czemu miałby się celowo upijać? 

— Jest wigilia — powtórzyła powoli, uważnie patrząc na reakcję mężczyzny. Zauważyła jedynie, jak jego dłoń nieco mocniej zacisnęła się na piórze. — Myślałam, że...

— Właśnie — podjął Black, kiwając głową. — Są święta, a ja powinienem siedzieć z żoną, a przynajmniej z córką ,przy jednym stole. Śpiewać, śmiać się, wymieniać prezentami. Tymczasem jestem na innym kontynencie i łudzę się, że w najbliższym czasie dane mi będzie ujrzeć Annabeth...

Josie milczała, nieco zmieszana słowami Syriusza. Dotąd współpraca całkiem dobrze im się układała. Byłaby nawet w stanie stwierdzić, że dobrana z nich para detektywów. Niemal natychmiast zapałała do Blacka sympatią i szczerze sądziła, że nadchodzące święta okażą się mniej beznadziejne, niż te ostatnie.

Black natomiast milczał, wciąż nie znajdując w sobie odwagi, by spojrzeć na Josie. Był zły. Zły na siebie, na swój wybór. Miał ochotę sam przyłożyć sobie za własną głupotę. Przecież mógł wrócić do domu na święta. Zrobić Heather niespodziankę. Kto wie, może nawet zechciałaby wyruszyć na ponowne poszukiwania z nim? Wciąż nie potrafił stwierdzić, czy zrobił dobrze, zostawiając córkę samą w Wielkiej Brytanii. Westchnął ciężko, ukrywając twarz w dłoniach.

Josephine tymczasem zdołała zebrać odwagę i znów odetchnęła, zabierając głos.

— Nigdy nie byłam świątecznym typem, ale... możemy zjeść jakąś lepszą kolację, jutro przygotuję coś dobrego na obiad...

— Nie! — powiedział Black, nieco zbyt stanowczo. 

Poza swoimi rozterkami dotyczącymi córki, w jego głowie krążyły wspomnienia z poprzedniego wieczora. Josie prawdopodobnie nie pamiętała tego, co wydarzyło się na sam koniec, jednak Black był doskonale świadomy, w końcu pozostał praktycznie trzeźwy. 

Syriusz sądził więc, że mała Arryn nie pamiętała słów, które do niego skierowała. I był za to wdzięczny Merlinowi. Nie miał już sił na radzenie sobie z ewentualną dziwną atmosferą, gdyby tylko Josie zdała sobie sprawę z tego, że przyznała się do pewnych uczuć względem Blacka. Tylko tego mu do pełni nieszczęść brakowało. A tak, mógł przecież udawać, że nic się nie stało.

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz