44

324 35 13
                                    

Święta nadeszły dużo szybciej, niż Heather się spodziewała. Ostatnie dni właściwie mijały jej dość szybciej głównie dlatego, że na dworze robiło się ciemno już późnym popołudniem. Śnieg spadł w połowie grudnia, i choć zwykle dziewczyna uwielbiała wpatrywać się w zimowy krajobraz Hogwartu, tym razem na samą myśl zamku, jej serce boleśnie się zaciskało. 

Dzień przed świętami pan Artur i Remus planowali wybrać się na peron po Ginny. Black zaoferowała, że wybierze się z nimi, jednak obaj zaprzeczyli. Zamierzała polemizować, jednak powstrzymał ją widok Pameli, wchodzącej do salonu z małą Cynthią. Odwróciła się na pięcie i zaszyła w swoim pokoju. Aż do obiadu, gdy pani Molly poprosiła ją o pomoc. 

Black chodziła podminowana, zmęczona ciągłym zbywaniem jej przez członków Zakonu, więc nikt za bardzo nie chciał się do niej odzywać. Poza tym, wciąż nie pozwalali jej robić niczego konkretnego, a jej jedynym źródłem informacji był George, który co jakiś czas meldował się w Norze.

— Kochanie rozłóż talerze — poprosiła pani Weasley, gdy tylko dziewczyna zjawiła się na dole. Kiwnęła głową i bez słowa zabrała się za przygotowanie stołu. Całą złość trzymała w sobie, powtarzając w duchu, że przecież Molly nie jest winna decyzji Shacklebolta. 

Akurat, gdy odłożyła ostatni talerz, drzwi do Nory otworzyły się. Poza Remusem i Arthurem, pojawiła się w nich także Ginny. Black odruchowo zerknęła w stronę pani Weasley, która natychmiast rzuciła wielką chochlę z powrotem do zupy i podbiegła, by uściskać córkę.

— Kochanie, tak się cieszę, że cię widzę! Słońce moje! 

Podczas, gdy pan i pani Weasley przepytywali córkę, Remus podszedł do Heather, darując jej niepewny uśmiech. Czuł, że dziewczyna wciąż była wściekła, jednak nie zamierzał przepraszać. W domu czekała Nimfadora i miała takie samo podejście, jak Black. Z tym wyjątkiem, że była w zaawansowanej ciąży. 

Heather skrzyżowała ręce na piersi, gdy tylko Lupin połączył z nią spojrzenie. 

— Nie wydarzyło się nic specjalnego — zaczął tłumaczyć mężczyzna, kładąc dłoń na ramieniu ciemnowłosej. 

— Doprawdy? — prychnęła Black, strącając dłoń Lupina, który uśmiechnął się pobłażliwie. — Bo już myślałam, że z pociągu wylecą śmierciożercy, z nieba zaatakują was dementorzy, a spod ziemi wylezą gobliny. To dlatego nie mogłam iść z wami, nie? Bo to zbyt niebezpiecznie... — ostatnie zdanie wypowiedziała, imitując piskliwy głos pani Molly. 

Odwróciła się na pięcie i chwyciła widelce, które również zamierzała rozłożyć. 

— Heather, radziłem sobie tyle lat z fochami twojego ojca, że te twoje nie robią na mnie wrażenia. 

— Będziesz pod wrażeniem, jak wbiję ci widelec w oko? — zapytała, wymachując garścią widelców przed nosem Lupina.

— Zrobisz mi przysługę, nie będę musiał patrzeć na twoją skwaszoną minę.

Black zacisnęła wargi, przepychając się między Remsuem i krzesłem. 

— Podaruję ci budę na święta, żebyś miał gdzie spać, gdy Tonks już będzie miała dość.

— Dzięki, mam jeszcze taką po twoim tacie — odparł Lupin, wciąż niezrażony narzekaniem Black. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i tuptał za nią podczas, gdy Black nakrywała do stołu. — Nie zachowuj się jak dziecko, Heather. 

— Dlaczego, skoro właśnie tak mnie traktujecie? — prychnęła, starając się nie reagować na wzmiankę o ojcu. Jemu też bardzo chętnie wbiłaby widelec w oko. Zostawił ją samą i tak po prostu sobie wyjechał. Bez prób tłumaczenia. Wolał napisać list, niż powiedzieć jej prawdę prosto w oczy. 

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz