39

1K 35 10
                                    

Syriusz próbował uzbroić się w cierpliwość, ale przychodziło mu to z dużym trudem. Nigdy nie miał jej jakoś wyjątkowo dużo. Z paczki przyjaciół to Lupin słynął ze spokoju i opanowania. Tak więc, gdy kolejny tydzień Josie kazała mu uzbroić się w cierpliwość, nie wytrzymał.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za dziewczyną, Black wyszedł z kuchni, gotów do konfrontacji. Posłał Josephine wyzywające spojrzenie, jednak nie zadziałało na nią tak, jak powinno. Rudowłosa z uśmiechem go wyminęła i podążyła wprost do stołu, na którym czekał obiad. Może i Black był wściekły, ale przy tym wszystkim nie zamierzał zagłodzić kobiety.

— Pięknie pachnie — powiedziała, z uznaniem spoglądając na Syriusza. Ponownie nie przejęła się jego miną, płaszcz przerzuciła przez jedno z krzeseł i zasiadła na drugim, gotowa jeść. 

— I ty tak po prostu zamierzasz teraz jeść?! — oburzył się Black.

Josie natomiast zdążyła już włożyć do buzi kilka pieczonych ziemniaków. Spojrzała na Syriusza, nieco zdziwiona nagłym wybuchem.

— A co? Mam na to patrzeć?

— Od dwóch tygodni każesz mi się uzbroić w cierpliwość, a wciąż nie mamy nic odnośnie Annie! Zamiast szukać mojej żony, chodzę między garami!

— Poproś faceta o posiłek, a już jego męska duma urażona... — mruknęła Josie, ocierając kąciki ust. Sięgnęła po torbę, którą zawsze brała do pracy. — Nie bój się Syriuszu, do kury domowej dużo ci brakuje. To bardzo miłe, że gotujesz obiady. Odkąd wyprowadziłam się od rodziców, jadam raczej, jak bezdomny.

Black uniósł brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zamierzał wciąż kontynuować dyskusję, jednak zaniemówił, gdy Josie zaczęła wyciągać z torby segregatory. Mnóstwo segregatorów, które alfabetycznie układały się przy ścianie. Gdy rudowłosa odłożyła różdżkę, uśmiechnęła się czarująco do Blacka, który wciąż oniemiały wpatrywał się w dwie kolumny akt.

— Skopiowałam wszystkie zawiadomienia o zaginięciu kobiet z ostatnich siedemnastu lat. Oczywiście tylko te, pasujące wiekowo do Annabeth. Od tego zaczniemy, Syriuszu... — wyjaśniła, po czym bez słowa odwróciła się do swojego posiłku. Wciąż była cholernie głodna.

Syriusz bez słowa podszedł do sterty dokumentów i ściągnął pierwszy z góry segregator. Było mu trochę głupio, że napadł na Josie, nie pozwalając jej w ogóle dojść do słowa. Przecież kopiowanie tych wszystkich dokumentów było wymagające i zabrało jej dużo czasu. Mógł zareagować nieco inaczej.

— Masz dostęp do tych wszystkich akt? — zapytał nagle, wpatrując się uważnie w dziewczynę.

— Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi — mruknęła.

Black uśmiechnął się mimowolnie. Widać, trafił swój na swego. Josie wydawała się niepozorna, ale wyglądało na to, robienie nielegalnych rzeczy nie stanowiło dla niej problemu.

— Pójdę... — Black odchrząknął, przewracając w dłoniach segregator. — Pójdę już przeglądać ten...

Arryn kiwnęła głową. Kątem oka zerknęła na Syriusza, który faktycznie zasiadł w ich tymczasowym biurze i zaczął przeglądać akta. 

— W lodówce jest jeszcze ciasto... — dodał po chwili Black, nie podnosząc wzroku. 

Josie uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili już bez skrępowania obserwowała czarnowłosego, który pozwolił, by dokumenty całkowicie go pochłonęły. 

Josephine natomiast nie mogła oderwać od niego wzroku. Był tak skoncentrowany na zadaniu, wydawało się, że nic innego się dla niego nie liczyło. Dziewczyna westchnęła, upijając łyk soku. Zwykle nie przejmowała się tym, że była singielką. Wolała skupić się na swojej karierze. Patrząc jednak na Blacka, jego zawziętość, wytrwałość... czuła swego rodzaju żal. Marzyła o tym, by ktokolwiek pokochał ją choć w połowie tak bardzo, jak Syriusz swoją żonę. 

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz