59

367 40 31
                                    

Zapadł zmrok, cisza trwała w całym domu. Mimo, że znajdowało się w nim kilkanaście osób, do Heather docierały jedynie pojedyncze dźwięki, jak szum wody, albo delikatne trzaśnięcia zamykanych drzwi. Wciąż siedziała przy oknie, mimo że nie miała szans dostrzec kogokolwiek.

— Już czas.

Oderwała wzrok od szyby i spojrzała na stojącego w drzwiach Remusa. Trzymał w rękach kurtkę. Jej kurtkę. Kiwnęła głową, biorąc głęboki oddech. Wstała powoli czując, jak jej nogi drżą. 

W umyśle ciągle powtarzała sobie, że to się dzieje. Dzieje się naprawdę. Za chwilę dostanie ostatnie rozkazy od Kingsley'a i wszyscy razem polecą do Hogwartu. Walczyć. Walczyć i ginąć.

— Tata... — zaczęła powoli, gdy znalazła się przed Lupinem. 

Mężczyzna wyprostował kurtkę i pomógł dziewczynie ją ubrać. Kiedy tylko odwróciła się w jego stronę, uśmiechnął się przepraszająco. Syriusz wciąż nie dawał znaku życia i nic nie wskazywało na to, by miał się pojawić. 

— Przybędzie, jestem tego pewien — powiedział po chwili Remus. — Nie zostawi cię.

Heather kiwnęła głową. Oczywiście, że jej nie zostawi. Kocha ją. 

— Heather, jeśli chcesz zostać...

— Skończ smęcić, Luniek — przerwała natychmiast Black, zupełnie nieświadomie nazywając Remusa tak, jak miał w zwyczaju Syriusz. 

Lupin uśmiechnął się pod nosem i pozwolił, by Heather pociągnęła go za rękę, wprost do wyjścia.

— Idziemy skopać śmierciożercowe tyłki. 

~*~

— Nie powinnaś tego robić — szepnął Aven, wychylając się zza ściany. Wpatrywał się oczami pełnymi łez we wciąż stojącą w jednym miejscu Annabeth. Serce krajało mu się na ten widok, ale nie mógł wypowiedzieć innych słów.

Dotąd bał się myśli, że Ann może ich opuścić. Przerażał go możliwy brak jej obecności. Przecież od tak dawna była częścią ich życia. Zżył się z nią bardziej niż z własną matką. I jeszcze przed godziną był gotów zadeklarować, że zrobi wszystko, aby Annabeth odrzuciła Syriusza i pozostała w domu. 

Ale chwilę temu zmienił zdanie. Zmienił zdanie, bo zrozumiał, że jego ojciec nigdy nie będzie w stanie pokochać Annabeth tak bardzo, jak Syriusz Black. I że Annie, nieważne jak bardzo by chciała, nigdy nie będzie w stanie pokochać Chritophera Evansa tak bardzo, jak kochała Syriusza Blacka. A cała trójka zasługiwała na bezwarunkowe, prawdziwe szczęście. 

— Nie wybaczysz sobie, jeśli którekolwiek z nich zginie w tej wojnie, Annabeth — kontynuował chłopak. — Choć teraz czujesz się przytłoczona i niepewna...

— Aven, nie rozumiesz... — Kobieta potrząsnęła głową, powoli odwracając się w stronę chłopaka. — Boję się... ja nie mogę... nie umiem... nie czarowałam od lat, ja...

Aven przełknął ślinę. Annabeth mówiąca, że jest czarownicą, to wciąż brzmiało dla niego abstrakcyjnie, ale.. ale w końcu uwierzył. Uwierzył, bo na własne oczy widział, co potrafiła zrobić. Ale w całej tej sytuacji był to zaledwie jeden procent. Najmniej ważny szczegół. Bardziej liczyło się to, co kobieta czuła do swojego prawdziwego męża. 

— Kochasz go, Annie... — szepnął Aven, obejmując policzki kobiety.

Annabeth załkała, kręcąc powoli głową. 

— Wiedziałem, że go kochasz w momencie, gdy wpadłaś w jego ramiona, w tym korytarzu... — kontynuował chłopak. — Zrozum, że to na widok swojej prawdziwej miłości, zdołałaś wszystko sobie przypomnieć. Twój umysł nie pamiętał, ale serce... serce pamiętało... a przecież nie ma potężniejszej siły niż miłość, Annabeth... 

Zaginiona || Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz