Rozdział 21

301 13 0
                                    

§

Tony

Siedziałem w swoim laboratorium i ulepszałem zbroje. Nie mogłem wypędzić z głowy tamtego feralnego dnia, kiedy odebrano mi cały świat. Może i ludzie myślą, że jestem egoistyczny i bez serca, ale to nieprawda.
Nigdy nie kochałem nikogo bardziej jak Amelię i naszą córkę, Tori. One widziały we mnie to, czego nikt inny nie widział. Wszystko układało się znakomicie, mieszkaliśmy w domu w Miami, Amelia mi powiedziała o córce, choć niechętnie bo bała się, że sprowadzi to na nią niebezpieczeństwo.
I miała cholerną rację
Potem straciłem je obie.

—Cholera co ja narobiłem —powiedziałem sam do siebie wyrzucając sprzęt naprawczy z ręki gdzieś w przestrzeń. Przetarłem dłonią twarz i wpatrywałem się w zbroje. Usiadłem bezsilnie na fotelu i zacząłem zastanawiać się jak do tego mogłem dopuścić, ale przede wszystkim nad jednym. Jak to wszystko odkręcić i odzyskać swoją córkę.
Moje przemyślenia przerwał głos Friday.

—Sir, jest godzina 23:54. Powinien się Pan przespać.

—Dzięki Friday, ale nie mam czasu na sen. Znajdź mi cokolwiek do roboty —westchnąłem.

—Nie wydaje mi się aby...

—To niech Ci się nie wydaje. Mam puste ręce, a nie lubię gdy mam puste ręce. Tak się składa, że teraz nie są czymś zajęte, więc ruchy, raz raz, szybko jak tatuś prosi. Skan zbroi migiem, zmierz mi parametry i zwiększ obrony w silnikach o 40 procent.

—Tak jest, sir.

Już miałem zbierać się ponownie za zbroje, ale zadzwonił mój telefon
Kogo niesie? Nawet pracować nie dadzą. Przewróciłem oczami i spojrzałem na wyświetlacz.

Zastrzeżony.

Z lekki wahaniem odebrałem.

—Hitchcock, słucham. Byle szybko nie mam czasu.

—Hitchcock zmarł w 1980 roku, Stark. —usłyszałem. Zdziwiony oparłem się o oparcie fotela. Kto to jest?

—Kto mówi? —spytałem.

—Czarujący jesteś.

—Śnieżynka? —Spojrzałem na zbroje z ogromną chęcią założenia jej i udania się do miejsca gdzie znajduje się Tori, gdziekolwiek była. Co się ze mną stało?

—Oczywiście, że ja puszko. Mówiłam, że się odezwę więc dotrzymuję obietnicy.

—Tak słyszeliśmy. Ale obstawiam, że nie bez powodu dzwonisz do największego geniusza na świecie, czyli mnie. Więc o co chodzi?

—Urocze.

Nastała chwila ciszy, której nie mogłem  znieść. Dawno nie było o niej słychać musiałem się dowiedzieć czemu dzwoniła po tygodniu czasu.

—Co się dzieje Tori? Co potrzebujesz? —spytałem. Kolejna dawka ciszy. Już myślałem, że się rozłączyła i jak skończony debil gadam sam ze sobą, kiedy się odezwała.

—Odpowiedzi.

Zmarszczyłem brwi.

—Na temat?

—Każdy temat. Ale najpierw sprawa, po którą tu dzwonię. Odpowiedzi mogą poczekać.

—Okej w takim razie o jakiej sprawie mowa? —udałem się w kierunku kanapy, na której usiadłem i patrząc na zbroje doszedłem do wniosku, że jak mi każdy będzie cały czas przerywał to nigdy jej nie ulepszę.

—Podobno szukacie tajnych akt Czerwonych Macek.

—Masz na myśli Hydrę? —usłyszałem jak bierze głęboki oddech i potem zapadła minutowa cisza. Aż cały zesztywniałem z ciekawości na jej reakcje. Muszę się dowiedzieć dlaczego tak reaguje na słowo Hydra.

—Nigdy więcej nie wypowiadaj tego słowa w mojej obecności. —wyszeptała i brzmiała jakby miała problem z oddychaniem. Zmarszczyłem brwi lekko zaniepokojony.

—Wszystko w porządku? —spytałem.

—Tak —westchnęła —Tylko proszę, nie mów tego słowa.

—Dlaczego? —ciekawość wzięła górę. Ponoć to pierwszy stopień do piekła. Jakbyśmy go nie mieli na ziemi.

—Nie ważne. -usłyszałem.

—Ważne. —powiedziałem stojąc przy swoim. Muszę się dowiedzieć.

—Nie ważne, Tony. Skup się.

—Dlaczego zawsze gdy...

—Tony do cholery, zamknij swoją niewyparzoną gębę choć raz w życiu i zacznij słuchać co ktoś ma do powiedzenia! —zaczęła mówić głośno do słuchawki, aż musiałem odsunąć telefon od ucha.

Auć.
Ma głos dziewczyna.

Gdy nie odzywałem się, ona powiedziała.

—Przepraszam. I dziękuję. A teraz słuchaj bo nie mam za dużo czasu. Z tego co wiem, a informacje mam wiarygodne prosto ze źródła, że szukacie Ich akt. Nie wiem na jaki temat i naprawdę mało mnie to interesowało więc zrobiłam wam małą niespodziankę choć nie wiem czy zasłużyliście.

Przewróciłem oczami ale słuchałem dalej.

—Jako, że wam nie ufam to nie pojawię się w Wieży, ale że pomogliście mi z bólami głowy, które dzięki bogom się jeszcze nie pojawiły, postanowiłam wysłać tam dobrego znajomego, aby wam to dostarczył.

—Wysłów się. —powiedziałem.

—Nie przerywaj to się dowiesz. Pogrzebałam trochę w systemach i jako, że nie znam lepszej hakerki na świecie, znalazłam informacje o aktach. Oczywiście Czerwone Macki nie posługują się elektroniką i nic nie ma w sieci to znalazłam współrzędne, gdzie znajdują się oryginalne papierowe wersje. Ogólnie miałabym to gdzieś, bo to nie mój problem, ale skoro Macki skazały mnie na śmierć, to się trochę z nimi pobawię zanim umrę. Poza tym nieświadomie wybrałam stronę, po której muszę walczyć, no więc nie miałam wyjścia. Nie śpisz mi tam? —zaśmiała się. Miała ładny śmiech.

—Nie, ale jak nie dojdziesz do sedna to na bank zasnę.

—Wytrzymaj jeszcze chwile. No więc gdy znalazłam położenie tych dokumentów to... powiedzmy, że musiałam się nieźle nagimnastykować aby je zdobyć. Tak więc szykuj sobie sporo miejsca, bo jadą do was fajne lektury. A ja muszę kończyć.

—Zaraz, czekaj, że co?! Jak Ty ... —zerwałem się na nogi zdziwiony.

—Kwadrans, Stark. —po tych słowach zerwała połączenie a ja nie myśląc wiele ruszyłem do salonu.

—Friday oczyść całkowicie laboratorium numer siedem i zawołaj wszystkich do salonu. Najszybciej jak się da, to pilne.

—Tak jest, sir.

No, tego się nie spodziewałem.

Tori

Rozłączyłam się i ułożyłam z powrotem na kanapie. Wszystko mnie bolało. Miałam obite żebra, wstrząs mózgu i parę ładnych siniaków. Nie łatwo było zdobyć te papiery więc mam cholerną nadzieję, że Tony Pieprzony Stark nie zjebie sprawy. Chciałam zamknąć oczy i odlecieć w krainę snów gdzie nic mnie nie boli aż zadzwonił telefon.

Poważnie? Nawet teraz? Jak będę umierać też do mnie będziecie dzwonić? „Hej Tori sprawa jest" *Wiem, słuchaj ja tu umieram więc spinaj dupsko i mów o co chodzi* Co ja mam z tym życiem, nawet mi za to nie płacą. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam nazwisko, którego nie chciałam aktualnie zobaczyć.
Swolley.

—Tak? —odezwałam się.

—Powiedziano mi, że znalazłaś akta. —powiedział.

—A nie powiedziano Ci, żebyś nie dzwonił do mnie na pieprzoną komórkę?

—Tak, wiem.

—To czemu, kurwa, dzwonisz?

—Mam cynk na temat ludzi Modano.
Oooo, coś ciekawego w końcu.

—Park przy szóstej alei. Punkt dwudziesta. Nie spóźnij się. —powiedziałam i zerwałam połączenie.

Robota wzywa.

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz