Rozdział 40

1.2K 45 4
                                    

Steve

—Nie, ale poważnie ten koleś mógłby się z tobą równać. —spojrzałem na przyjaciela z rozbawieniem starając się pohamować uśmiech. W czasie naszego biegu jakiś mężczyzna chciał się ze mną przebiec, ale zrezygnował w połowie drogi do końca i teraz Sam się nabija z całej sytuacji.

—Okej, może i by dał radę. —zaśmiałem się.

—Może? Steve, gdyby nie zrezygnował to by wygrał. Co ty gadasz, człowieku.. —dojechaliśmy windą na właściwe piętro. Sam szedł w stronę swojego pokoju mamrocząc pod nosem swoje zdanie na temat mężczyzny z parku, ja zaś udałem się do kuchni po wodę. Zazwyczaj wstaję o piątej, ale pamiętałem o "małej" imprezie Starka i postanowiłem trochę ogarnąć zanim wstaną pozostali.

Kiedy wszedłem do salonu, ze zdziwienia stanąłem w przejściu. Było czysto. Nie wiem jak to się stało, ale nie było nawet najdrobniejszego kawałka jedzenia czy papierków na podłodze. Wydawać by się mogło, że żadnej imprezy tutaj nie było. Obrzuciłem salon wzrokiem w nadziei, że znajdę powód takiego porządku i znalazłem. Leżała sobie spokojnie na kanapie, nogi podwinęła pod siebie a rękę ułożyła pod głową. Wyglądała tak uroczo, że automatycznie uśmiech wkradł mi się na twarz. Spojrzałem na zegar, który wskazywał godzinę 5:45. Od momentu naszego wyjścia musiała nie spać. Zabrałem koc z fotela, który musiał zostawić tutaj wczoraj Clint i przykryłem nim dziewczynę. Poruszyła się delikatnie, ale nie obudziła. Postanowiłem przy niej posiedzieć i dopilnować żeby trochę przespała, bo z małej nocnej przerwy w śnie zrobiła się duża przerwa. Poszedłem tylko wziąć szybki prysznic i wróciłem do salonu. Usiadłem na kanapie po drugiej stronie dziewczyny i pilnowałem żeby nikt jej nie obudził. Wtedy do pomieszczenia wszedł Tony.

Tony

W końcu! Skończyłem ulepszać tą przeklętą zbroje i oparty na kanapie patrzyłem na efekty. Po naszej małej posiadówce ruszyłem prosto tutaj i tak zeszła mi cała noc. Wstałem więc i ruszyłem do kuchni po świeżą kawę bo zmęczenie brało górę. Wchodząc do kuchni zauważyłem mrożonkę w salonie.

Czyż on nie powinien teraz biec maraton w parku?

Z gorącym kubkiem kawy poszedłem do salonu. Zastanawiałem się dlaczego siedzi akurat tutaj i to w dodatku o piątej rano ale zamierzałem to sprawdzić.

—Co jest mrożonka? Jogging Cię zmęczył?

—Ciszej. —powiedział ściszonym głosem.

—Główka boli? Kac? Przecież nic nie piliśmy wczoraj. To znaczy Ty, bo reszta..

—Tony przycisz się bo ją obudzisz. —dalej nie wiedziałem o co chodzi dlatego zerknąłem przez kanapę i zobaczyłem niebieskowłosą śpiącą słodko na kanapie przykryta kocem. Kapitan zawsze na straży jak widać. Pierwszy raz idąc na rozkazem mrożonki usiadłem obok na fotelu i patrzyłam na młodą opierałam ręce na kolanach. Pochylony zastanawiałem się jak bardzo ta dziewczyna się zmieniła. Pamiętam pierwsze dni kiedy dosłownie próbowała się od nas odciąć i taktycznie pozabijać. Patrząc na nią teraz i porównując czasy pierwszych dni a teraźniejszością to była zupełnie nową osobą. Owszem, czasami jej się włącza tryb „tkwij mnie a wpierdol" ale zazwyczaj stara się z tym walczyć. A to pokazuje jaką ma silną wolę i jak bardzo chce stać się z powrotem sobą. Może zbudować sobie nową osobowość na jaką ma tylko ochotę i widzę, że właśnie do tego celu dąży.

—Nad czym tak myślisz? —moje myśli przerwał głos staruszka. Nie patrząc na niego odpowiedziałem.

—Nad Tori.

—Zmieniła się. —powiedział. Pokiwałem głową i upiłem trochę kawy nadal nie spuszczając z niej wzroku. Była śliczna. Miała delikatne rysy twarzy, była drobna, krucha i delikatna, ale również silna i dopinała swego.

—Jaka była? —spytał cicho Cap patrząc na mnie. Podniosłem na niego wzrok by za chwile wrócić na twarz dziewczyny. —Amelia?

—Taka jak ona —wskazałem brodą na Tori i kontynuowałem —silna i niezależna. Delikatna i krucha wewnątrz, ale zawsze dostawała to czego chce. Stawała w słusznej sprawie, zawsze znajdywała wyjście z sytuacji, nigdy się nie poddawała. Łatwo było ją zranić, ale umiała zawalczyć o swoje. Zupełnie jak Tori.

—Tak, idealnie to do niej pasuje. —również spojrzał na dziewczynę, która dalej spała słodko na kanapie.

—Ile już tak śpi? —spytałem.

—Nie mam pojęcia. Wróciłem z biegania i już tak leżała. Ale zważając na fakt, że po wczorajszym bałaganie nie pozostał nawet ani gram kurzu to chyba niedawno zasnęła.

—Za bardzo się przemęcza. Powinna odpoczywać.

—Ma sporo na głowie. Nikt nie przeszedł tyle co ona, zrozumiałe że szuka drogi ucieczki. Nawet jeśli to ma być sprzątanie. Przygniótł ją ból, a jak sam wiesz Stark to nie jest przyjemne uczucie.

—Wiem. Ale tak łatwo ukrywa to co naprawdę czuje. Jakby zupełnie nie interesowało ją życie. To mnie przeraża. Robi  to tak łatwo, jakby robiła to przez całe życie. —powiedziałem i postawiłem na stole pusty kubek następnie przetarłem dłonią twarz.

—Musisz dać jej czas. —powiedział spokojnie. Czas. Jakbym go nie stracił wystarczająco.

—Straciłem czternaście lat. Długo jeszcze muszę czekać? —powiedziałem lekko zirytowany.

—Musi odpoczywać i poukładać sobie wszystko w głowie. Nikt za nią tego nie zrobi, to jej życie i jej bagaż to rozłożenia. Daj jej czasu, jest tym wszystkim zmęczona.

—A ja niecierpliwy.

—To akurat żadna nowość. —usłyszeliśmy cichy głos i spojrzeliśmy na Tori. Leżała dalej z zamkniętymi oczami i zastanawiałem się od jak dawna nie śpi.

Tori

—Następnym razem dołączę do waszej miłej konwersacji. Albo nie, fajnie się dowiedzieć czegoś o sobie nowego czego nie powie mi lustro. —powiedziałam i usiadłam pomału otwierając oczy.

—Jak długo nie śpisz? —spytał Steve.

—Odkąd ten kataryniarz wlazł do pokoju. Ciężkie kroki stawiasz, serio coś ćwiczysz czy to tylko pozory?

—A więc wszystko słyszałaś. —powiedział Stark uśmiechając się przebiegle.

—Ciężko by było nie, jak twój wzrok robił mi dziurę na czole.

—Spałaś coś w ogóle? —spytał cicho Steve. Spojrzałam na niego i odpowiedziałam.

—Tak. Jakieś.. —spojrzałam na zegarek —.. dwadzieścia minut.

—Jezus Maria, do spania dziecko. —powiedział zatroskany Tony. Zerknęłam na niego i z lekkim uśmiechem.

—Jest w porządku. Wierz lub nie, ale to były cudowne dwadzieścia minut bez koszmarów. Prawie jak dwie godziny. —zaśmiałam się i wstałam kierując się do wyjścia z pokoju.

—A Ty dokąd to się wybierasz?

—Idę do Bruce'a. Miałam iść do niego w sprawach neurologicznych i mam taki zamiar. Nie mam siły tego odwlekać.

—Pójść z tobą? —spytał Steve.

—Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. A Wy o ile mnie pamięć nie myli macie spotkanie z piratem za trzydzieści minut, więc radziłam bym zebrać ekipę i iść. Wystarczy, że ja mu daje w dupe. —i wyszłam słysząc za sobą śmiech chłopaków, na który uśmiech przykleił się do mojej twarzy.
No to teraz czas na kolejne badania. Skaczę z radości.

_____
Hej hej! Wiem, późno ale wiecie - sesja.
Życzę udanej czytanki ❤️

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz