Rozdział 7

3.1K 109 22
                                    

Siedziałam na dachu dwie godziny. Wiedziałam, że mnie szukali, ale ja nie mogłam wyjść. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie uciekam z pola bitwy. Nigdy nie poddaje się bez walki. Więc dlaczego tym razem nie walczyłam o swoje? Powinnam być silna, powinnam iść do przodu. Mam okazje uciec. Więc dlaczego tego jeszcze nie zrobiłam? Dlaczego czuję się jakbym straciła siły do walki, siły do stawania twarzą w twarz ze złem?

—Kiedy cierpi dusza, cierpi cały świat. My widzimy więcej, zaś oni nie widzą wcale. —odezwał się jakiś głos. Wystraszyłam się, lecz nie chciałam tego pokazać. Przez to siedzenie w szklanej klatce zupełnie straciłam ducha walki. Straciłam całą pewność siebie. I to mi się nie podobało. Poczułam jak ktoś siada obok mnie, ale nie miałam ochoty patrzeć kto to był. Miałam tylko nadzieje, że to nikt z tej bandu idiotów z dołu. Mam ich serdecznie dość.

—Nie bądź dla nich zbyt surowa. Chcą dobrze. Robią co do nich należy.

—Pod czyim rozkazem. —zwróciłam się do niego. Nie oczekiwałam odpowiedzi, lecz ją uzyskałam.

—Moim.

Odwróciłam głowę w kierunku nieznajomego. Wyglądał jak pirat. Przepaska na oku, czarnoskóry z jakąś pelerynką jak w matrixie. Patrzył się do przodu na panoramę miasta, a ja odwróciłam wzrok w ta sama stronę.

—Skończcie ten cyrk. Nic wam to nie da. Nic wam nie powiem.

—Nie chcemy byś czuła się jak więzień. Chcemy pokojowej ugody, a nie kolejnej wojny.

—Trzeba było pomyśleć o tym, zanim zamknęliście mnie w puszce. —odrzekłam poirytowany lecz o dziwo spokojnym głosem. Powinnam czuć zagrożenie z jego strony, ale wcale tak nie było. Czułam, że nic mi nie zrobi. A powinien.

—To był błąd, przyznaje. Nie możesz też nas za to winić. Walczysz po stronie wroga, masz nadzwyczajne zdolności, a my nie wiemy w jakim stopniu możesz być zagrożeniem. Nie mogliśmy ryzykować.

Zastanawiałam się nad tym co powiedział. Ja naprawdę stoję po stronie Ich. Fakt, wykonuje misje które mi zlecają. Ale co z informacjami na mój temat które szukałam? Na temat mojej rodziny? Co z moimi aktami? Wszystko to pójdzie na marne, bo pracuje dla Nich? Czy ja chcę pracować dla Nich?

—Na pewno? —spojrzał na mnie i wpatrywał się zadając pytanie.

—Na pewno, co?

—Czy aby na pewno walczę po Ich stronie ?

—Oni Cię tu wysłali. Miałaś zabić Starka, a z tego co mi wiadomo wszystkie akta zostały na twój temat ukryte. Hydra podobno uczy się na błędach, jak stwierdziłaś, więc gdzie one są? Po co ktoś je ukrył? —wciąż na mnie patrzył. Jakby z mojej twarzy mógł wyczytać odpowiedzi na swoje pytania. Ale nie mógł. Nauczyłam się nakładać maskę, nie mógł wyczytać nic.

—Zapewne po to , aby nikt ich nie znalazł. Po co ich szukacie? To tylko stek bzdur.

—Ten stek bzdur może nam pomoc uratować świat i zaprzestać działaniom Hydry.

Jaja sobie robisz?

—Nikt ich nie zatrzyma. Myślisz, że na to pozwolę? Zniszczyć moją rodzinę?

—Twoja rodzina siedzi na osiemdziesiątym szóstym piętrze w salonie i zastanawia się jak Ci pomoc.

—Kłamiesz. Zawsze tak robicie. Wmawiacie ludziom coś w twarz, rujnujecie świat a potem wmawiacie innym że chcecie go ratować. Nie musielibyście robić nic gdybyście nie przyłożyli ręki. Jesteście niszczycielami a jednocześnie chcecie naprawiać. Moja rodzina będzie mnie szukać po upływie czasu więc nie trudziłabym się na waszym miejscu.

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz