Rozdział 34

1.4K 59 3
                                    

3 dni później

—Porozmawiaj ze mną!

—Nie. —powiedziałam wchodząc do kuchni i robiąc kawę. Już tłumaczę. W momencie mojego kolejnego załamania psychicznego do drzwi zaczął dobijać się Steve, tłumacząc się niedokończoną rozmową, na którą nie miałam ochoty. Kiedy grzecznie go poprosiłam o chwilę dla siebie, on po prostu odszedł zapewne do salonu, bóg jeden wie. Nie wychodziłam z pokoju przez trzy dni, co się chyba nie spodobało Wandzie. Więc zaczęła mnie dręczyć tekstami typu "porozmawiaj ze mną" albo "co się stało?". Najwidoczniej nawet superbohaterowie nie rozumieją słowa nie. Tak więc całą drogę od momentu mojego wyjścia z pokoju depcze za mną i marnuje mój cenny obszar mózgu na stałą gadkę "porozmawiaj ze mną" czego byliście świadkiem. I w ten sposób znaleźliśmy się tutaj.

Skierowałam się do salonu, gdzie zostawiłam telefon a w między czasie robiła się moja kawusia. Boże jak ja jej teraz potrzebuję. Od tego ciągłego płaczu wyglądam jak z horroru, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Chciałam po prostu wrócić do siebie. Nie do czterech ścian, które zwą się moim pokojem, tylko do mojego domu. Chciałam wrócić do domu. To jedyne czego nie straciłam. Chyba.

Wchodząc do salonu, katarynka nie próżnowała. Ale było mi już wszystko jedno. Mogła sobie mówić co chce.

—Tori błagam Cię. Nie możesz siedzieć całymi dniami w swoim pokoju. Powiedz co się stało. Ktoś zaginął? Policja się tym zajmie, na pewno. Albo my Ci pomożemy, tylko powiedz co się stało. Porozmawiaj ze mną.

I tak przez całą drogę. Przewróciłam oczami sięgając po telefon i przy okazji witając się ze Starkiem, Clintem i staruszkiem. Potem ich zignorowałam i wracając do kuchni rzuciłam do wiedźmy na odchodne.

—Policja to nie zawsze bohaterowie pozytywni. —i tym chyba wyprowadziłam ją z równowagi, bo chwyciła mnie za rękę, która potwornie piekła. Wyrwałam ją szybko i zatrzymałam się patrząc na nią z obojętnością.

—Chodzi o te akta, które dał ci Bucky? —spytała. Japierdole. Czy w tym przeklętym budynku nie ma za grosz prywatności? Tym bardziej chcę wrócić do domu.

—Skąd wiesz o aktach? —spytałam dziewczynę.

—Pomagałam mu ich szukać. Od tamtego momentu nie wychodzisz, czyli coś się musiało stać. Nie zmuszaj mnie do drastycznych kroków, proszę.

—Bo co? —prychnęłam —Wejdziesz mi do głowy? Przelecisz całe moje życie w poszukiwaniu akurat tego momentu? Proszę bardzo, ale to będą długie poszukiwania kończące się fiaskiem. Umiem chować tajemnice w swoim mózgu, nie wylewam ich na twarz.

—Hej, dziewczyny, spokojnie. Co się stało? O co chodzi? —spytał Steve. Wanda odwróciła się w jego stronę, a ja czując na sobie spojrzenia wywróciłam oczami i poszłam nalać kawy do kubka.

—Właśnie tego chcę się dowiedzieć. Ale ta o to pani —wskazała na mnie —milczy jak grób. Coś się stało, a ja chcę tylko pomóc.

—Ciekawe. —mruknęłam i chwyciłam kubek. Kierowałam się w stronę wyjścia, kiedy ktoś mi zabrał kubek z ręki. Zirytowana spojrzałam na sprawce tego czynu i zastanawiałam się jakim cudem ten człowiek znalazł się tak blisko mnie. Przecież siedział na kanapie.

—Oddaj mi ten kubek.

—Nie. —powiedział uśmiechając się zadziornie. Boże jak ja nienawidzę tego człowieka.

—Oddaj.

—Nie.

—Tony..

—Najpierw powiedz co wyczytałaś w aktach, czemu poraniłaś sobie rękę, dlaczego nie poinformowałaś nas o kolejnym ataku paniki i próbie samobójczej, a na koniec opowiesz nam o tej całej organizacji. Jak ona się nazywała? Moonky, Monkey...

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz