Rozdział 44

1.1K 51 8
                                    

Po zjedzeniu przez jakże wspaniałych kucharzy na świecie jedzonka, każdy udał się w swoje strony. Mnie natomiast zastanawiała jedna rzecz. Co się stało z Peterem kiedy ja byłam poza rzeczywistością. Ten dzieciak jest cudowny. Nie wiem co go dokładnie spotkało, ale nie będę wchodzić w tą jego prywatną sferę na siłę. Wiem jakie to uczucie, kiedy ktoś na siłę stara się wyciągnąć z Ciebie informacje i chroń mnie Boże nie zrobię tego Peter'owi.

Zostałam sama w kuchni, mimo iż nasz prywatny stróż porządku chciał zostać ze mną. I jak cholernie chciałam żeby został, tak bardzo potrzebowałam zostać samej. Chciałam poukładać w głowie ten bajzel.

Wszystko układa się dobrze, wręcz za dobrze. Miałam dziwne przeczucie, że to nie jest koniec kłopotów, było cicho. Zdecydowanie za cicho. Nagle poczułam straszliwą potrzebę znalezienia się w moim dawnym domu w lesie. Miałam złe przeczucia.

Zerwałam się z krzesła i pobiegłam, tak szybko na ile mi pozwolił mój organizm, do swojego pokoju. Kucnęłam pod łóżkiem i wyciągnęłam łuk, strzały i sztylety.

Boże błagam, aby nie było mi to wszystko potrzebne.

Ruszyłam korytarzem zerkając szybko na zegar. 14:30. Świetnie, środek dnia. Tori Ty to jak coś wymyślisz to ręce opadają.

Zjeżdżając windą w dół zastanawiałam się czy nie powiadomić reszty i poprosić żeby ze mną poszli, ale chwilę później okazało się to zbędnym rozwiązaniem, ponieważ w momencie otwarcia się drzwi windy ujrzałam Clinta, Natashę, Tony'ego oraz, co dziwne, Thora. Dawno go nie było. Spojrzałam na nich w zdumieniu.

—Gdzieś się wybierasz, słoneczko? —spytał jak zwykle uśmiechnięty Barton.

—Co Wy tu robicie? Niedawno wyszliście z kuchni przecież. —powiedziałam. Popatrzeli na mnie jakbym była z kosmosu.

—Aniołku, my wyszliśmy dwie godziny temu. Miałaś jakiś zawias czy coś, ale totalnie nie ogarniałaś rzeczywistości, więc daliśmy Ci czas. Ale..

—Ale kiedy Friday powiedziała, że wyciągasz broń i gdzieś się wybierasz to postanowiliśmy iść z tobą. —przerwała i dokończyła za Starka Natasha.

—Przeprogramuję ten złom. Luna by się nadawała lepiej. —mruknęłam do siebie pod nosem.

—Co tam bredzisz? —spytał Stark. Westchnęłam tylko kręcąc głową. Machnęłam na nich ręką i powiedziałam.

—Dobra ferajna, chcecie to chodźcie ze mną. Tylko nie trujcie mi dupy ani nie odzywajcie się do mnie dobra? Wystarczy mi sajgon z zewnątrz, a nie chcę żeby coś mnie rozpraszało.

—Złe przeczucia? —spytała Nat. Przeszłam obok Clinta i choć mówiłam do siebie to i tak usłyszał.

—Żebyś wiedziała. —wyszeptałam i nie odwracając się dodałam.

—A, witamy z powrotem Thor.

—Ciebie też miło widzieć, księżniczko. —odwróciłam się idąc tym razem tyłem i wyciągnęłam w boga rękę mówiąc jednocześnie.

—Ty mi tu z księżniczką nie wyjeżdżaj, bo twój królewski zad dowie się jak bardzo ostre mam zabawki. A uwierz, są ostre.

—Spokój dzieciaki, idziemy. —powiedział Tony na co spojrzałam na Thora i wyszczerzyłam się w uśmiechu czym mi zawtórował. Czyli wszystko wraca do normy. Skierowaliśmy się do quinjet'a (bóg wie jak to się pisze, poprawcie jak coś) i kiedy każdy zajął swoje miejsca usłyszałam pytanie.

—A tak dokładnie, to gdzie się wybieramy? —spytał Clint. Popatrzyłam za okno i po chwili namysłu odparłam.

—Do domu. —przez resztę drogi nikt się nie odezwał. Chwała niebiosom, bo dźwięk maszyn aż krwawił moje uszy, ich paplanina by mnie tylko bardziej denerwowała.

*skip time*

—Dobra dzieciaczki, dolecieliśmy. —powiedział Tony, na co każdy wstał z miejsc. Kiedy chcieli wyjść z transportu, zatrzymałam ich ruchem ręki.

—Moment, poczekajcie.

—Co jest? —spytała Nat.

—Zanim wyjdziecie tam —wskazałam za siebie!—musicie coś wiedzieć. Zacznijmy od tego, że to mój teren. I zanim coś będziecie chcieli powiedzieć, słuchać mnie do końca. —popatrzyłam na Clinta, który chciał się odezwał ale widząc mój wzrok od razu zamknął usta. Tak lepiej.

—Więc, to mój teren a co za tym idzie, moje zasady. Nie chcę słyszeć co mam robić, czego nie robić. Ja tutaj rządzę, to raz. Dwa, nie atakujecie niczego, ani nikogo, chyba że to konieczne i ktoś do Was zacznie strzelać, w co wątpię. Ludzie z tego rejonu i wszystko inne należy do mnie, więc niczego nie ruszajcie, ani nie podnoście wrzawy, a będzie dobrze. Dla Was to tyle. Wszystko jasne? —spytałam patrząc na każdego. Pokiwali głowami i wyszliśmy z odrzutowca.

Od razu do moich uszu doszły odgłosy zwierząt oraz rządzącej tutaj przyrody. Zatrzymałam się na chwilę podnosząc głowę, zamykając oczy i nasłuchiwałam. Reszta kompany też stanęła w miejscu chyba orientując się co robię. Przepiękny dźwięk. Ptaki latające nad drzewami otulone wiatrem, szum wody z jeziora brzmiący jakby skrywał w sobie tajemnice nie do odkrycia. Każdy trzepot skrzydeł, spadający liść i oddech zwierząt. Słyszałam je wszystkie.

I po raz pierwszy poczułam się jak w domu. Otworzyłam oczy i spojrzałam głąb lasu. Nie miałam zamiaru wchodzić do domu. Odkryli by Lunę, cały sprzęt a chciałam to zatrzymać dla siebie. Wystarczy, że Bucky był w środku, co już samo w sobie nie napawało mnie optymizmem. Za jednym z drzew, zauważyłam jak Archi się nam przyglądał. Pochylił głowę i ruszył w naszym kierunku. Wychodząc z lasu podniósł głowę na co uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam do niego rękę.

—Tori, co robisz? —spytał niepewnie Tony.

—Poczekaj. —powiedziałam i zrobiłam dwa kroki w przód. W tym samym momencie Archi podreptał do mnie i przybliżając pyszczek do mojej ręki zamknął oczy, które po chwili otworzył i zrobił wokół mnie dwa kółka.

—Tak, ja też za tobą tęskniłam. —zaśmiałam się. Obrzucałam teren dookoła wzrokiem szukając czegokolwiek co mogłoby wzbudzić moje podejrzenia, że coś jest nie tak. A było zdecydowanie, bo nie tylko ja czułam się zestresowana.

Poczułam na nodze jak Archi stara się o chwile mojej uwagi na co zwróciłam na niego wzrok. Spojrzał za dom i zawarczał lekko po czym podniósł wzrok na mnie. Komunikat był jasny.

—Za domem. —wyszeptałam. Spojrzałam na wilka i skierowałam do niego słowa. —Mówisz, że tam?

Archi skinął głową i odwrócił wzrok za dom, a ja pokiwałam na to głową.

—Dobra idziemy. Archi prowadź. —powiedziałam i ruszyliśmy za wilkiem. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy ekipy.

—Gadasz z wilkami? —spytał Clint. Wywróciłam oczami i odpowiedziałam.

—Nie.

—To jak Ty je rozumiesz? —zapytała Natasza.

—Nie rozumem.

—Ale ten tutaj.. —odwróciłam się i przerwałam Starkowi.

—Nie rozumiem wilków. Nie rozmawiam z nimi, tej umiejętności mi nie dodali do pakietu. Archi —wskazałam na niego ręką —pomógł mi kiedy będąc małą zgubiłam się w tym lesie. Był ze mną od zawsze i tak jak znam wasze kroki z korytarza w Wieży, tak wiem kiedy i co Archi chce mi powiedzieć. Jeszcze jakieś pytania? —pokręcili głowami.

—To do przodu i mordy w kubeł.

—No, wróciła. —zaśmiał się Clint a za nim reszta. Jak z dziećmi.

Kiedy dotarliśmy za dom, aż wbiło mnie w ziemie. Reszta ekipy też stanęła i słyszałam jak wzięli głęboki oddech.

Czegokolwiek bym się mogła spodziewać. Masy żołnierzy Hydry chcących mnie z powrotem bądź martwej, nawet pieprznych dinozaurów. To jednak nic mnie nie przygotowało do tego. I to był jedyny moment, kiedy przestałam całkowicie siebie kontrolować.

____
Witam !
Mam nadzieje, że dni mijają Wam spokojnie :)
Przepraszam, że rozdziały się nie pojawiają szybko ale mam poprawki do sesji i masę rzeczy w domu. Wybaczcie.

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz