Po zjedzeniu przez jakże wspaniałych kucharzy na świecie jedzonka, każdy udał się w swoje strony. Mnie natomiast zastanawiała jedna rzecz. Co się stało z Peterem kiedy ja byłam poza rzeczywistością. Ten dzieciak jest cudowny. Nie wiem co go dokładnie spotkało, ale nie będę wchodzić w tą jego prywatną sferę na siłę. Wiem jakie to uczucie, kiedy ktoś na siłę stara się wyciągnąć z Ciebie informacje i chroń mnie Boże nie zrobię tego Peter'owi.
Zostałam sama w kuchni, mimo iż nasz prywatny stróż porządku chciał zostać ze mną. I jak cholernie chciałam żeby został, tak bardzo potrzebowałam zostać samej. Chciałam poukładać w głowie ten bajzel.
Wszystko układa się dobrze, wręcz za dobrze. Miałam dziwne przeczucie, że to nie jest koniec kłopotów, było cicho. Zdecydowanie za cicho. Nagle poczułam straszliwą potrzebę znalezienia się w moim dawnym domu w lesie. Miałam złe przeczucia.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam, tak szybko na ile mi pozwolił mój organizm, do swojego pokoju. Kucnęłam pod łóżkiem i wyciągnęłam łuk, strzały i sztylety.
Boże błagam, aby nie było mi to wszystko potrzebne.
Ruszyłam korytarzem zerkając szybko na zegar. 14:30. Świetnie, środek dnia. Tori Ty to jak coś wymyślisz to ręce opadają.
Zjeżdżając windą w dół zastanawiałam się czy nie powiadomić reszty i poprosić żeby ze mną poszli, ale chwilę później okazało się to zbędnym rozwiązaniem, ponieważ w momencie otwarcia się drzwi windy ujrzałam Clinta, Natashę, Tony'ego oraz, co dziwne, Thora. Dawno go nie było. Spojrzałam na nich w zdumieniu.
—Gdzieś się wybierasz, słoneczko? —spytał jak zwykle uśmiechnięty Barton.
—Co Wy tu robicie? Niedawno wyszliście z kuchni przecież. —powiedziałam. Popatrzeli na mnie jakbym była z kosmosu.
—Aniołku, my wyszliśmy dwie godziny temu. Miałaś jakiś zawias czy coś, ale totalnie nie ogarniałaś rzeczywistości, więc daliśmy Ci czas. Ale..
—Ale kiedy Friday powiedziała, że wyciągasz broń i gdzieś się wybierasz to postanowiliśmy iść z tobą. —przerwała i dokończyła za Starka Natasha.
—Przeprogramuję ten złom. Luna by się nadawała lepiej. —mruknęłam do siebie pod nosem.
—Co tam bredzisz? —spytał Stark. Westchnęłam tylko kręcąc głową. Machnęłam na nich ręką i powiedziałam.
—Dobra ferajna, chcecie to chodźcie ze mną. Tylko nie trujcie mi dupy ani nie odzywajcie się do mnie dobra? Wystarczy mi sajgon z zewnątrz, a nie chcę żeby coś mnie rozpraszało.
—Złe przeczucia? —spytała Nat. Przeszłam obok Clinta i choć mówiłam do siebie to i tak usłyszał.
—Żebyś wiedziała. —wyszeptałam i nie odwracając się dodałam.
—A, witamy z powrotem Thor.
—Ciebie też miło widzieć, księżniczko. —odwróciłam się idąc tym razem tyłem i wyciągnęłam w boga rękę mówiąc jednocześnie.
—Ty mi tu z księżniczką nie wyjeżdżaj, bo twój królewski zad dowie się jak bardzo ostre mam zabawki. A uwierz, są ostre.
—Spokój dzieciaki, idziemy. —powiedział Tony na co spojrzałam na Thora i wyszczerzyłam się w uśmiechu czym mi zawtórował. Czyli wszystko wraca do normy. Skierowaliśmy się do quinjet'a (bóg wie jak to się pisze, poprawcie jak coś) i kiedy każdy zajął swoje miejsca usłyszałam pytanie.
—A tak dokładnie, to gdzie się wybieramy? —spytał Clint. Popatrzyłam za okno i po chwili namysłu odparłam.
—Do domu. —przez resztę drogi nikt się nie odezwał. Chwała niebiosom, bo dźwięk maszyn aż krwawił moje uszy, ich paplanina by mnie tylko bardziej denerwowała.
*skip time*
—Dobra dzieciaczki, dolecieliśmy. —powiedział Tony, na co każdy wstał z miejsc. Kiedy chcieli wyjść z transportu, zatrzymałam ich ruchem ręki.
—Moment, poczekajcie.
—Co jest? —spytała Nat.
—Zanim wyjdziecie tam —wskazałam za siebie!—musicie coś wiedzieć. Zacznijmy od tego, że to mój teren. I zanim coś będziecie chcieli powiedzieć, słuchać mnie do końca. —popatrzyłam na Clinta, który chciał się odezwał ale widząc mój wzrok od razu zamknął usta. Tak lepiej.
—Więc, to mój teren a co za tym idzie, moje zasady. Nie chcę słyszeć co mam robić, czego nie robić. Ja tutaj rządzę, to raz. Dwa, nie atakujecie niczego, ani nikogo, chyba że to konieczne i ktoś do Was zacznie strzelać, w co wątpię. Ludzie z tego rejonu i wszystko inne należy do mnie, więc niczego nie ruszajcie, ani nie podnoście wrzawy, a będzie dobrze. Dla Was to tyle. Wszystko jasne? —spytałam patrząc na każdego. Pokiwali głowami i wyszliśmy z odrzutowca.
Od razu do moich uszu doszły odgłosy zwierząt oraz rządzącej tutaj przyrody. Zatrzymałam się na chwilę podnosząc głowę, zamykając oczy i nasłuchiwałam. Reszta kompany też stanęła w miejscu chyba orientując się co robię. Przepiękny dźwięk. Ptaki latające nad drzewami otulone wiatrem, szum wody z jeziora brzmiący jakby skrywał w sobie tajemnice nie do odkrycia. Każdy trzepot skrzydeł, spadający liść i oddech zwierząt. Słyszałam je wszystkie.
I po raz pierwszy poczułam się jak w domu. Otworzyłam oczy i spojrzałam głąb lasu. Nie miałam zamiaru wchodzić do domu. Odkryli by Lunę, cały sprzęt a chciałam to zatrzymać dla siebie. Wystarczy, że Bucky był w środku, co już samo w sobie nie napawało mnie optymizmem. Za jednym z drzew, zauważyłam jak Archi się nam przyglądał. Pochylił głowę i ruszył w naszym kierunku. Wychodząc z lasu podniósł głowę na co uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam do niego rękę.
—Tori, co robisz? —spytał niepewnie Tony.
—Poczekaj. —powiedziałam i zrobiłam dwa kroki w przód. W tym samym momencie Archi podreptał do mnie i przybliżając pyszczek do mojej ręki zamknął oczy, które po chwili otworzył i zrobił wokół mnie dwa kółka.
—Tak, ja też za tobą tęskniłam. —zaśmiałam się. Obrzucałam teren dookoła wzrokiem szukając czegokolwiek co mogłoby wzbudzić moje podejrzenia, że coś jest nie tak. A było zdecydowanie, bo nie tylko ja czułam się zestresowana.
Poczułam na nodze jak Archi stara się o chwile mojej uwagi na co zwróciłam na niego wzrok. Spojrzał za dom i zawarczał lekko po czym podniósł wzrok na mnie. Komunikat był jasny.
—Za domem. —wyszeptałam. Spojrzałam na wilka i skierowałam do niego słowa. —Mówisz, że tam?
Archi skinął głową i odwrócił wzrok za dom, a ja pokiwałam na to głową.
—Dobra idziemy. Archi prowadź. —powiedziałam i ruszyliśmy za wilkiem. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy ekipy.
—Gadasz z wilkami? —spytał Clint. Wywróciłam oczami i odpowiedziałam.
—Nie.
—To jak Ty je rozumiesz? —zapytała Natasza.
—Nie rozumem.
—Ale ten tutaj.. —odwróciłam się i przerwałam Starkowi.
—Nie rozumiem wilków. Nie rozmawiam z nimi, tej umiejętności mi nie dodali do pakietu. Archi —wskazałam na niego ręką —pomógł mi kiedy będąc małą zgubiłam się w tym lesie. Był ze mną od zawsze i tak jak znam wasze kroki z korytarza w Wieży, tak wiem kiedy i co Archi chce mi powiedzieć. Jeszcze jakieś pytania? —pokręcili głowami.
—To do przodu i mordy w kubeł.
—No, wróciła. —zaśmiał się Clint a za nim reszta. Jak z dziećmi.
Kiedy dotarliśmy za dom, aż wbiło mnie w ziemie. Reszta ekipy też stanęła i słyszałam jak wzięli głęboki oddech.
Czegokolwiek bym się mogła spodziewać. Masy żołnierzy Hydry chcących mnie z powrotem bądź martwej, nawet pieprznych dinozaurów. To jednak nic mnie nie przygotowało do tego. I to był jedyny moment, kiedy przestałam całkowicie siebie kontrolować.
____
Witam !
Mam nadzieje, że dni mijają Wam spokojnie :)
Przepraszam, że rozdziały się nie pojawiają szybko ale mam poprawki do sesji i masę rzeczy w domu. Wybaczcie.T xx
CZYTASZ
Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )
FanfictionPrzeszłość będzie za nami gonić niezależnie, jak usilnie będziemy od niej uciekać. Ale czy da się uciec od samego siebie? Odseparować od wspomnień, które wracają szybciej niż jesteśmy na to gotowi? Jedna ukryta tajemnica może zrujnować wszystko, bą...