Rozdział 50

977 46 3
                                    

Siedziałam nad papierami od dobrych godzin i wiecie co? Jedno wielkie nic. Albo się dobrze maskują albo jestem wypalona w szukaniu osób. Ani jedna ani druga opcja mi się nie podoba. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 18:47. Za trzy godziny zaczną się wyścigi więc mam trochę czasu aby odwiedzić starego znajomego. Może on coś znajdzie.

Podczas gdy w mojej głowie tworzył się plan na wieczór, do mojej komnaty zawitał nie jaki Bucky.

—Hej, mogę wejść? —spytał stojąc krok za progiem drzwi. Spojrzałam na niego i machnęłam ręką.

—Już to zrobiłeś. Siadaj. —zaczęłam z powrotem przeglądać akta doszukując się szczegółów, które mogłam przeoczyć.

—Co robisz? —spytał i spojrzał na papiery.

—Przeglądam zabójstwa z Moonly i ich okoliczności. Szukam jakiegokolwiek szczegółu, który wpadłby mi w oko i którego mogłabym się chwycić. Ale jedyne co mam, to mam dość. —powiedziałam i zerknęłam na kolejne akta dotyczące Jamie'go aka Sonic'a. Coś mi nie pasowało w ich zabójstwie, tylko nie wiedziałam jeszcze co.

—Dlaczego to robisz? Wiesz, że nie musisz tego robić sama? —spytał patrząc na mnie uważnie.

—Wiem. To nie tak, że zajmuję się tą sprawą. —skłamałam. —Po prostu jestem ciekawa.

—Mhm. I właśnie dlatego zamykasz się w pokoju na parę godzin. Bo jesteś ciekawa.

—Słuchaj. —odwróciłam się w jego stronę i powiedziałam nieco ostrzej niż planowałam. —To nie tak, że powinno was interesować co robię. Może chcesz jeszcze wiedzieć kiedy idę do kibla, albo na kogo krzywo spojrzałam tydzień temu? Przestańcie się mną interesować, skakać koło mnie jakbym była małą dziewczynką z amnezją i podważać moje zdanie. Skoro mi nie wierzycie w żadne słowo, to po co do mnie przychodzicie?

Bucky siedział jak wmurowany na łóżku i pokiwał powoli głową, po czym wstał i skierował się do wyjścia. Lecz zanim wyszedł, odwrócił głowę w bok i dodał na odchodnym.

—Chcemy Ci tylko pomóc. —warknęłam wściekła i wzięłam pierwszą lepszą rzecz pod ręką i rzuciłam nią w Barnes'a. Na jego szczęście zamknął wcześniej drzwi, bo tym owym przedmiotem okazał się sztylet, który chowałam pod poduszką.

—Wcale jej nie potrzebuję! —wykrzyczałam. Nigdy nie krzyczę. Nie pamiętam dnia, w którym bym krzyczała. Owszem, podnosiłam trochę głos ale to wciąż nie był krzyk. Prawda?

Z głośnym jękiem rzuciłam się plecami na łóżko i zakryłam twarz rękoma. Muszę się stąd wyrwać, bo zwariuję.

Zaczęłam zbierać papiery i włożyłam je najgłębiej do szafy jak to było możliwe, po czym wzięłam kluczyki do auta oraz telefon i wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Byłam wściekła. Dawno nie czułam się taka wytrącona z równowagi i potrzebowałam się wyładować. Na swój sposób. Przechodząc przez korytarz ominęłam salon, ale musiałam się zatrzymać na zawołania. Wywróciłam oczami, już nie pamiętam który raz i cofnęłam się dwa kroki stojąc idealnie w przejściu do salonu. Spojrzałam obojętnym wzrokiem na siedzących.

—Ta?

—Wybierasz się gdzieś? —spytała Natasha. Jak zwykle, każdy agent jest ciekawski.

—Może.

—Gdzie? —spytał Stark. Spojrzałam na niego i starałam się, na prawdę się starałam nie powiedzieć czegoś głupiego. Ale to wychodzi samo ze mnie.

—Do mamy. Powymieniać się wspomnieniami. Coś jeszcze?

—Tori, co się stało? Jesteś jakaś rozdrażniona. —spytał Clint marszcząc brwi. Westchnęłam niezauważalnie aby się uspokoić i odpowiedziałam.

—Nic się nie stało. Denerwuje mnie, że nie ważne co zrobię Wy robicie mi przesłuchanie jakbyście musieli wszystko wiedzieć. Ja was o nic nie pytam. Może chcecie wiedzieć ile oddechów biorę w ciągu doby?

—Uspokój się. Co się z tobą dzieje? Martwimy się to wszystko. —powiedziała Nat.

—Nie prosiłam o to. —powiedziałam oschle. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Otwierając postanowiłam, że nie muszą znać całej prawdy.

—Idę się przewietrzyć, potrzebuję wziąć oddech. Wrócę późno, nie czekajcie z kolacją. —tymi słowami zakończyłam z nimi rozmowę i skierowałam się do garażu. Wsiadłam w Camaro, które wybrałam już wcześniej i może, ale to może odrobinę pozmieniałam.

—Friday otwórz bramę.

—Odmowa. Zakaz otwierania bramy. —usłyszałam co tylko podnieciło mój gniew.

—Kto wydał rozkaz? —spytałam patrząc przed siebie i coraz mocniej ściskając kierownicę.

—Pan Stark, sir.

—Friday, mogę rozbroić Cię w przeciągu dziesięciu sekund, a Tony nawet nie zdążyłby tu zejść. Więc przestań pierdolić i otwieraj bramę. —po chwili brama zaczęła się podnosić i wyjechałam z piskiem w stronę domu starego znajomego. Może nawet załapałabym się na nocne wyścigi uliczne, a co za tym idzie - rozładowałabym swój gniew. Lepsza ta droga niż morderstwo, które również chodziło mi po głowie. Obraz przed oczami mienił się czerwienią i nie myślałam jasno.

Musiałam zniknąć.

___
Mhm, no to zaczynamy :D

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz