Rozdział 53

988 38 0
                                    

Tori

Stałam oparta o drzwi i zastanawiałam się co zrobić ze swoim życiem i sytuacją w jakiej się znalazłam. Chciałam, żeby Steve był tu ze mną kiedy będę się pakować, ale nie miałam zamiaru mu nic tłumaczyć. Mimo, iż on jako jedyny z niewielu osób faktycznie mnie słuchają, nic by to nie zmieniło. Sprawą Moonly zajmę się sama i postanowiłam to już wcześniej. Co prawda pomaga mi w tym wiele innych osób, których zaangażowałam podczas wyścigów, ale to nie zmienia faktu iż Avengersi nie muszą wiedzieć. A jeśli będą pytać? Cóż.. powiem im tylko tyle ile uznam za niezbędne.

Kiedy Clint oznajmił, że może zabrać mnie w spokojne miejsce przeszła mnie fala chwilowej ulgi. Może to będzie moja szansa na poukładanie całego syfu w mojej głowie i wymyślę coś co mogłabym zrobić w związku ze sprawą. Teraz nawet nie mogłam znaleźć odpowiednich informacji w aktach, a z pewnością tam jest wiele niezbędnych informacji. Do tego potrzebuję czystej głowy, odetchnąć na chwilę. Cały ten harmider panujący w Tower tylko mi to utrudnia.

—Wiem, że jest Ci ciężko. —powiedział Cap. Zupełnie zapomniałam, że tutaj jest. Odwróciłam się w jego stronę i miałam ochotę wyrzucić mu moje myśli, że za cholerę nie wie jak jest mi ciężko, ale wtedy przypomniałam sobie przez co on musiał przechodzić. Nie mogłam mu tego zrobić.

—Może i wiesz, że jest mi ciężko. Cholernie ciężko. Ale nie zdajesz sobie sprawy jaki wysiłek mnie kosztuje utrzymanie siebie przy zdrowych zmysłach. A te wyścigi? —wskazałam na zamknięte drzwi. —To moja odskocznia Steve. Może tego nie rozumiecie, ale nie jestem jak Wy. Nie trenuję i nie wyżywam się na worku w sali kiedy najdzie mnie złość.

—Rozumiem. —powiedział i podszedł do mnie chwytając mnie za ramiona. Był o wiele wyższy ode mnie więc musiałam podnieść głowę do góry aby spojrzeć mu w twarz. —Masz prawo odreagowywać na swój sposób i ja to rozumiem.

—Oni tego nie rozumieją. —wyszeptałam.

—Bo się o Ciebie martwią. Czy tego chciałaś czy nie, jesteś dla nas jak rodzina. Każdy się do Ciebie przywiązał i jeśli widzą, że coś się dzieje czy mogłabyś być w niebezpieczeństwie zupełnie im odbija. Ja to rozumiem, Clint zapewne też. Wiesz dlaczego? —spytał. Pokręciłam głową i słuchałam dalej.

—Bo nam zaufałaś. Podzieliłaś się z nami cząstką siebie i mamy lepszy obraz na to co robisz i dlaczego. Dlatego my rozumiemy, a oni nie.

—To nie jest takie proste.

—Zdaję sobie z tego sprawę, ale Tony to twój ojciec. Nawet jeśli nie chcesz dzielić się swoją historią z innymi, to powinnaś to zrobić z Tony'm. Kto jak kto, ale on zasługuje na prawdę. —ostatnie zdanie wyszeptał, a kiedy do mnie dotarły jego słowa poczułam ból w sercu. Miał rację. Raniłam nawet własnego ojca a obiecałam sobie, że nie skrzywdzę własnej rodziny. Zamknęłam oczy i poczułam jak Steve mnie przytula. Odwzajemniłam gest chcąc poczuć się odrobinę lepiej.

—Szukał Cię, bo jesteś dla niego wszystkim. Oddałby wszystko za Ciebie, rzuciłby pracę w Avengers i nie ratowałby świata gdybyś o to poprosiła. Wybudowałby Ci zamek na Marsie jeśli to byłoby twoim marzeniem. Nie rezygnuj z niego, tylko dlatego że cierpisz, Tori. Pozwól mu wziąć to też na siebie i odciążyć Cię trochę. Zobaczysz, że wtedy będzie wam obu lżej i o wiele łatwiej.

—Dziękuję. —powiedziałam dalej stojąc w tej samej pozycji. Po chwili odsunęłam się, bo musiałam jednak spakować się na drogę.

—Na pewno spróbuję. Ale jak wrócę.

—W porządku. —uśmiechnął się i wskazał na walizki. —Powinienem Ci z tym pomóc, czy poradzisz sobie i mam iść uspokoić atmosferę w salonie?

Zaśmiałam się na jego słowa i machnęłam ręką.

—Dam sobie radę. Nie mam zamiaru się tam wyprowadzić więc dużo tego nie będzie. —powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.

—Okej. —powiedział i otworzył drzwi. Odsunęłam się od nich i wypuściłam go z pokoju. Kiedy zamknął drzwi podeszłam do szafy i zaczęłam wyciągać ubrania.

W przeciągu dwudziestu minut byłam spakowana i kiedy miałam zamykać szafę, w oczy rzuciły mi się akta które tu wcześniej schowałam. Patrzyłam na nie i zastanawiałam się, czy spakować je ze sobą i spróbować na świeżo się zastanowić nad sprawą czy zostawić je tutaj i martwić się, że ktoś je znajdzie. Nie chciałam aby ktokolwiek się o tym dowiedział, ani o tym że staram się zająć sprawą na własną rękę. Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, chwyciłam szybko za papiery i wrzuciłam do walizki. W momencie gdy zapięłam walizkę drzwi się otworzyły a w nich stanął Clint z lekkim uśmiechem na twarzy.

—Gotowa? —spytał patrząc na mnie oparty o framugę z założonymi rękoma. Spojrzałam na walizkę i westchnęłam po czym uśmiechnęłam się lekko.

—Gotowa. —potwierdziłam i chwyciłam za walizkę, którą odebrał mi przy drzwiach.

—No to w drogę.

W tym momencie miałam przeczucie jakby moje życie pomalutku się odbudowywało. Jak w puzzlach, kawałek po kawałku. I tym razem, znajdę haczyk na Davon'a.

____
Czyżby kolejna akcja wisiała w powietrzu?
Jak myślicie, faktycznie odpocznie i zapomni o wszystkich przykrych sprawach czy będzie jednak odwrotnie? I co takiego znajdzie na swojego wroga? :)

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz