Rozdział 39

1.3K 52 32
                                    

Stałam jak głupia i z niedowierzaniem patrzyłam na swój pokój, który przed moim wyjściem pół godziny temu jeszcze wyglądał normalnie. Teraz wygląda jakby przeszło po nim tornado. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu czegokolwiek co by stało w nim normalnie, ale niczego nie mogłam się doszukać. Jedyne co zauważyłam, to zapalone światło w łazience. Spojrzałam na okno, które było lekko uchylone choć byłam pewna, że gdy wychodziłam z pokoju wszystkie był szczelnie zamknięte.

Pomału domyślając się co się stało z moim pokojem, skierowałam się spokojnie w stronę łazienki po drodze zabierając ze sobą nóż, który trzymałam pod poduszką. Otworzyłam delikatnie drzwi od łazienki i z ulgą oraz pobłażliwym uśmiechem oparłam się o framugę chowając nóż za pasek spodni. Popatrzyłam na osobę, która siedziała na wannie z głową w dół.

—Przepraszam za pokój. —usłyszałam cichy głos.

—Daj spokój —machnęłam ręką i popatrzyłam na niego. Nie wyglądał najlepiej. —Nic się nie stało.

—I tak przepraszam. —westchnęłam i kucnęłam przed towarzyszem.

—Kto Ci to zrobił, pajączku? —spytałam oglądając jego twarz i delikatnie przekręcając w obie strony. Oprócz rozciętego łuku brwiowego, na twarzy nie doszukałam się innych poważnych ran. Niestety nie wiem jak pozostała część ciała.

—Tacy jedni. Napadli na bank i starałem się ich zatrzymać. Nic mi nie jest. —powiedział patrząc na mnie uważnie z lekkim strachem.

—Mhm. —wstałam i wyjęłam z szafki gazę oraz wodę utlenioną. Wróciłam na poprzednie miejsce i zaczęłam mu opatrywać ranę. —Nie jest głęboka ta rana więc szycie nie będzie konieczne. Ale nałożę Ci opatrunek na to. Nie ściągaj go przez najbliższe dwa dni proszę. Daj się temu zagoić.

—Nie mów panu Starkowi. —odezwał się szybko. Zaprzestałam jakichkolwiek ruchów i spojrzałam na chłopaka. Czy on bał się, że Stark się dowie? Co by mu zrobił? Dzieciach chciał dobrze, a wnioskując po reakcji Peter'a ładnie by zmył mu głowę.

—Spokojnie. —powiedziałam i wróciłam do poprzedniej czynności. Nałożyłam opatrunek i wyrzuciłam zużyte gaziki, bo jak się okazało jeden nie wystarczył.

—Nie, proszę. —chwycił mnie za rękę i spojrzał na mnie. Odwzajemniłam wzrok i widziałam, że chłopak był totalnie przerażony wizją Tony'ego, który zwraca mu uwagę. Nie mogłam mu tego zrobić.

—Hej, dzieciaku spokojnie. Tony nie musi wiedzieć. —uśmiechnęłam się delikatnie i patrząc na jego wciąż przerażoną twarz dodałam. —Nic mu nie powiem. Friday też Cię nie wyda, zadbam o to. Nie bój się, nikt poza mną się nie dowie pajączku.

Chłopak pokiwał głową i puścił moją rękę. Teraz trzeba zadbać o tego dzieciaka.

—Dziękuję mamo. To znaczy.. yy.. Tori. Dz-dziękuję Tori. —zaczął się mieszać na co zaśmiałam się serdecznie. To urocze, że traktuje mnie jak własną matkę.

—Nie ma za co pajączku. —powiedziałam delikatnym głosem na co chłopak się uśmiechnął szeroko. Spojrzałam na jego strój Spider-Man'a. —A teraz mój drogi dwie sprawy.

—Okej.

—Po pierwsze, czy oprócz tej brwi masz jeszcze jakieś rany warte opatrzenia?

—Eee nie.

—Na pewno?

—Na pewno.

—Okej. Po drugie trzeba się tobą zająć.

—Ale... —chciał coś powiedzieć, ale nie dane mu było dokończyć, gdyż mu przerwałam.

—Żadne ale dzieciaku. Jesteś po misji, ciocia May jest w delegacji i zanim coś powiesz, wiem wszystko. Całe szczęście przewidziałam taką sytuację i zaopatrzyłam się w jakieś ciuchy, które będą na tobie pasować. —podeszłam do szafy i wyjęłam dresy, koszulkę, bluzę oraz bokserki, następnie podałam ubrania chłopakowi, który nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Był taki zdezorientowany, że aż się serce krajało. No jak tu go nie kochać?

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz