Rozdział 18

2.1K 68 0
                                    

Będąc z powrotem na swoich terenach ruszyłam po Zimowego. Mi osobiście nie jest do szczęścia potrzebny, ale jak go nie przytaskam do Wieży to mrożonka mnie zabije. W sumie czym ja się przejmuję? Byłoby mniej kłopotów. Nikt by nie robił zadymy odbijania mnie bo byłabym martwa. Moich mocy by nikt nie zabrał bo jak. Informacji żadnych też by nie wyciągnęli, całe szczęście.

To co ja tu jeszcze robię?!

Wszystko się pokomplikowało. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Miałam podłożyć ładunek, zabić Starka i wrócić z reaktorem łukowym do bazy. Może gdybym nie czekała tyle przed Wieżą...

To co?! Cieszyłabyś się z powrotu? I tak chciałaś uciec.

Pogubiłam się. Nie wiem co robić, jak się do kogo zachować. Jestem totalnie rozbita emocjonalnie, jestem zepsuta. Jestem potworem. Nie mam już takiej siły walki jak kiedyś. Kiedyś to miałabym wszystko głęboko w dupie. Nie obchodziłoby mnie kto przeżyje podczas mojej ucieczki. Robiłabym swoje zadania i na złość Czaszce tak jak było do tej pory. Może to był błąd, że szukałam na swój temat informacji. Działałam na własną rękę odkąd pamiętam i nikomu to się nie podobało. Nie wiem dlaczego ale nie potrafiłam się nikomu podporządkować. Zawsze robiłam to co chciałam nie zbaczając na konsekwencje. Mogli ze mną robić co chcą i miałam to gdzieś.

A teraz?

Teraz się boję na każdym kroku. Boję się spać, bo koszmary wracają, za każdym razem te same. Wspomnienia ranią mi oczy, szukałam na swój temat informacji bo Macki nie chciały mi nic powiedzieć. Dla nich byłam tylko "obiekt 56" albo "Icy", zwykłym żołnierzem z nadludzkimi zdolnościami z probówki, który ma zabijać na ich zlecenie. Miałam być pod kapciem cały czas.
Za każdym razem wracają do mnie wspomnienia, o których wolałabym nie pamiętać. Wszystko z tamtych czasów. Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć nic sprzed tego okresu? Bo musiało być coś przed Nimi.

Czuję się jak ofiara podparta do muru, bezbronna i słaba. Jestem złamana, zniszczona.
Nie mogę im tego pokazać, co się ze mną stało i co ostatnie dni ze mną zrobiły. Nie mogę pokazać się ze złej strony. Nie tego mnie uczono. Moje przemyślenia urwałam w momencie kiedy niedaleko mojego domu siedział Zimowy oparty o drzewo. Jestem pewna, że zostawiłam go w środku lasu, kawałek od jeziora. Skurczybyk musiał się ruszać.

I gnojek wie gdzie jest moja kryjówka. Myślałam, że ściemniał. Cholera.

Podeszłam do niego bezszelestnie i kucnęłam obok drzewa. Nie zauważył mnie. Co za cymbał, niby perfekcyjny żołnierz, a nie zauważy kiedy ktoś koło niego siedzi. Na wojnie by go już zabili. Powinien bardziej uważać.

—Dasz radę iść? —spytałam. Ten się wzdrygnął i popatrzył na mnie. Starałam się ukryć uśmiech, który wkradał się nieproszony na moje usta i rozbawiona pociągnęłam tą zabawę dalej. Bo czemu nie miałabym wykorzystać takiej okazji?

—Spłoszyłam sarenkę?

—Zamknij się. —zaczął wstawać opierając się o drzewo. Na całe szczęście drzewo stało w miejscu. Szkoda takiego pięknego dębu by mi było. Zaśmiałam się cichutko i powiedziałam.

—Sam tu wbiłeś, nikt Cię o twoją obecność tutaj nie prosił. Poza tym —wstałam i ruszyłam lekko do przodu prowadząc do domu —jesteś na moim terenie, a tu panują moje zasady. Więc więcej nikogo z waszych nie chcę tu widzieć. W szczególności Ciebie. A teraz chodź opatrzę Ci to i zawiozę do Wieży.

—Dam sobie radę sam —powiedział cicho niezadowolony, ale szedł za mną.

—Może i tak. Ale obiecałam mrożonce, że Cię odwiozę, a ja swoich obietnic nie łamię. I nie musisz zgrywać takiego chojraka.

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz