Rozdział 61

990 36 2
                                    

Siedziałam sobie na fotelu i obracałam nożem w ręku czekając aż brygada się zbierze. Od siedzenia w tym budynku dostaje fiksacji i brakuje mi jakiejś misji. Dzisiaj miał być mój szczęśliwy dzień. Podczas pobytu tutaj zorientowałam się, że umiem posługiwać się ogniem. To wyjaśnia moje włosy i kolor oczu, ale dalej nie usprawiedliwia mojego przeczucia, że wcześniej było inaczej. Coś mi tutaj nie pasuje, ale nie specjalnie mam ochotę dowiadywać się co.

Do sali weszła reszta mojej kompany i Czaszka. Rzucił akta na stół, które od razu przejęłam i przeglądałam zdjęcia następnych celów. Przez ostatni miesiąc atakowaliśmy głównie banki i inne bzdety, no i broniliśmy się przed Tarczą. To była tylko kwestia czasu aż przebierańcy wezmą się za nas ale o to im chyba chodziło. Żeby wywabić ich z kryjówki. Ale jak zapewniała Czaszka „Będziemy przygotowani". Mhm, słabo mi się to widzi.

—Musicie wykraść dane z Helicarrier'a. Mają o nas zbyt dużo informacji i trzeba wyczyścić nam konto. Mimo wspaniałych umiejętności Flame, tym zadaniem zajmie się obiekt 73. —spojrzałam na niego z nienawiścią. 73? Skoro tak bardzo chwali moje umiejętności to czemu daje to zadanie jakiemuś złamasowi? Wiadome, że poniesiemy porażkę.

—Można wiedzieć, czemu ten debil ma brać moją fuchę? —spytałam odrzucając akta na stół i kładąc na nim nogi. Spojrzał na mnie i nie odezwał się.

—Macie na to dwa dni, reszta ochrania 73 i .. — i w tym momencie usłyszeliśmy wybuch. Każdy spojrzał na siebie, ja natomiast patrzyłam uważnie na Czaszkę. Atakowali nas przed misją? Życie im nie miłe?

—Uwaga, Avengers! Atakują nas! Uwaga, Avengers! —słyszeliśmy alarm i zerwaliśmy się z miejsc. Ja byłam zawsze przygotowana do walki, nigdy się bez sprzętu nie ruszam i teraz też tak było. Ruszyłam bocznym korytarzem aby podejść ich z zaskoczenia, zaś reszta ruszyła głównym korytarzem. Co za debile.

Na końcu korytarza wyciągnęłam broń i strzeliłam w ramię gościa ubranego w jakieś niebiesko-czerwone szmaty i trzymającego okrągłą zabawkę z logiem gwiazdy, w łapie. Zanim zdążył się odwrócić, ja schowałam się za ścianą. Powtórzyłam czyn, lecz tym razem zdążył się odwrócić i rzucić we mnie tą zabawką. Rzucał tym we mnie dość długo, aż w końcu zaczęło mnie to irytować. Podskoczyłam i złapałam owy przedmiot robiąc salto w powietrzu i wylądowałam na kolanach. Podniosłam na niego wzrok i z obojętną miną wstałam.

—Przestań rzucać we mnie tym frisbee. Nudzi Ci się? —powiedziałam i odrzuciłam jego cacuszko na bok. Wyciągnęłam z pokrowca sztylet i zaczęłam się nim bawić.

—Nie chcę zrobić Ci krzywdy. —powiedział podnosząc ręce lekko do góry. Przewróciłam oczami i odezwałam się.

—A to ciekawe. Po co w takim razie atakujecie bazę? Gdzie są twoi kumple? —spytałam. Nie zdążył odpowiedzieć kiedy do jego ręki wpadła tarcza a za mną odezwał się głos. Ja znam ten głos.

—Tuż obok. —odwróciłam się do tylu i widziałam kolesia z łukiem i strzałą wycelowaną wprost na mnie.

—Facet z kijkiem. Spoko. —odwróciłam się do gościa w piżamie i spytałam. Zwyczajnie mi się nie chciało z nimi walczyć, jakoś miałam leniwy dzień. A oni też nie pałali się do ataku. Więc cóż innego mi pozostało jak nie grać na czas?

—Co tu was sprowadza? —zaczęłam bawić się nożem w ręku, podrzucałam go w górę i dół za każdym razem łapiąc za rękojeść.

—Zapewne nie to samo co Ciebie. —powiedział łucznik za mną.

—Z pewnością. A więc?

—Nie twój interes. —warknął z tyłu. Zaczął mnie nudzić. Pokazałam blondynów żeby poczekał chwileczkę i odwróciłam się do tylu, wykręcając gościowi łuk z ręki i powaliłam go na ziemie.

—Waruj. —powiedziałam i odwróciłam się do typa z frisbee. —To co was tu sprowadza? Powtórz bo chyba nie dosłyszałam.

—Kim jesteś? —spytał uważnie mi się przyglądając. Co on taki ciekawski?

—Kobietą. —usłyszałam prychnięcia z tylu na co się uśmiechnęłam wrednie.

—Kim jesteś? —powtórzył. Westchnęłam i wywróciłam oczami po czym ukłoniłam się nisko.

—Flame, miło mi poznać gościa z latającym krążkiem.

—My jesteśmy..

—Avengers. Tak wiem Steve, nie musisz się powtarzać. —powiedziałam i dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. Przestałam bawić się nożem i stanęłam w bezruchu przechylając lekko głowę w bok. Skąd ja wiem jak się nazywa? Ręka zaczęła mi się trząść i zaczęła boleć mnie głowa. Nie podobało mi się to.

—Skąd wiesz jak się nazywam? —spytał podchodząc do mnie pomału. O nie, nie dam się złapać. Spojrzałam na niego i odpowiedziałam.

—Nie wiem. Wymsknęło mi się. Możemy wrócić do początku?

—Znasz nas. —powiedział i podchodził do mnie z ręka wyciągnięta w moją stronę. Spojrzałam na niego ostrzegawczo.

—Nawet nie podchodź. —powiedziałam, ale sobie nic z tego nie robił. Wiedziałam, że mogłabym z nimi walczyć ale nic mi to nie da. Ze świadomością, że gdzieś za mną stoi kolejny z przebierańców westchnęłam.

—No dobra, jak sobie chcesz. Miło się gawędziło, ale na mnie już czas.

Podniosłam ręce na boki i zamknęłam na chwilę oczy. Poczułam przypływ ciepła i otwierając oczy spowodowałam, iż dookoła mnie zaczął tworzyć się krąg ognia. Oni patrzyli na mnie z lekkim strachem. Włosy zaczęły płonąć żywym ogniem, oczy świeciły mi jak lampki i z chytrym uśmiechem podniosłam lekko ręce do góry. Ogień otoczył całą mnie i rozprzestrzeniał się po całym pomieszczeniu.

—Clint! —krzyknął Steve i widziałam jak chwyta kolegę, zakrywa go tarczą i oboje wylatują przez okno. Nie rezygnując, wytworzyłam z tej otoczki kulę i rzuciłam prosto w nich. Widziałam jak kapitan ledwo zdążył ich osłonić ponowne i odlecieli piętnaście metrów dalej. Zadowolona z uśmiechem pobiegłam do reszty agentów Hydry i widziałam jak odpalają samolot. Avengers starali się pozbyć agentów, ale było ich zbyt wiele żeby zauważyli nasz odlot. Z chytrym uśmiechem wybiegłam na zewnątrz, odbiłam się od kontenera skacząc na dach, a następnie zeskakując z dachu w stronę samolotu, który pomału startował i chwyciłam się włazu. Pomału go zamykali, a ja zrobiłam lekkie salto i wylądowałam w środku. Odwróciłam się z uśmiechem na walczących i zobaczyłam jeszcze wzrok tego całego kapitana, który mi się przyglądał. Pomachałam mu i wysłałam udawanego całusa po czym właz się zamknął, a ja usiadłam na wolnym miejscu. Popatrzyłam na wszystkich, ale wyglądali jakby ktoś im dał ładny łomot. Mając to w głębokim poważaniu, odezwałam się.

—To co z tą misją? —położyłam nogi na stole po środku i uśmiechnęłam szeroko.

Takich atrakcji mi właśnie brakowało.

___
Akcja się będzie trochę przeciągała na inne rozdziały 😁🤭

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz