Rozdział 30

1.6K 61 8
                                    

Wanda

Skończyliśmy z Barnes'em robić naleśniki, kiedy do kuchni wszedł Vision. Wziął szklankę wody i zaniósł ją do salonu gdzie siedziała Tori. Tak naprawdę to spała. Często ostatnio traci kontakt z rzeczywistością i zaczynam się o nią poważnie niepokoić.

--Może powinnam iść do Starka. —powiedziałam.

—Do Starka? Po co? —spytał Bucky.

—Nie wygląda to najlepiej.

—O czym Ty mówisz? —poparzył na mnie marszcząc brwi. Westchnęłam i spojrzałam na niebieskowłosą.

—Nie zauważyłeś, że ostatnio jest cały czas zmęczona? Albo śpi, albo się wyłącza. Ma ataki paniki choć stara się to ukryć. Raz mi telepatycznie przesłała informacje, usłyszałam jej głośne myśli. Że nie zdołamy jej pomóc, bo jej organizm się wyniszcza. Jak dla mnie śmierdzi mi tutaj Hydrą i powinien ją obejrzeć Stark. Najlepiej z Banner'em.

—Wyniszcza? —spytał Bucky. Spojrzałam na niego ze smutkiem i wróciłam wzrokiem na dziewczynę w salonie.

—Ona umiera Bucky. A ja nie mam pojęcia co mogę zrobić.

Chłopak wciągnął głęboko powietrze i niedowierzaniem patrzył się na mnie szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa. Ale nie znalazł, sama chciałabym aby to było kłamstwem.

—Idziemy do Starka. Już. —powiedział twardym głosem i skierował się do wyjścia a ja razem z nim. Coś czuję, że to będzie ciekawa rozmowa.

Kiedy dotarliśmy z Bucky'm na odpowiednie piętro i znaleźliśmy się przed właściwymi drzwiami, Barnes nawet nie raczył zapukać. Wszedł jak do siebie. Ale co się dziwić, emocje wzięły górę. Tylko, że te emocje też powinny być trzymane na wodzy.

—Matka nie nauczyła Cię, że się puka? A co jakbym leżał tutaj nagi? Kręcą cię nadzy faceci? —odezwał się Stark. Przewróciłam oczami a Bucky się zdenerwował choć chciał to ukryć. Przynajmniej stara się panować nad emocjami. Chociaż przy Starku to mało możliwe.

—Tony to ważne. —powiedziałam i spojrzałam na to co robi. Grzebał coś w systemie, a ja z tych cyferek i wielu informacji nie zrozumiałam nic.

—Ważne jest to co matka nauczyła. A jego nie nauczyła chyba pukać. Trzeba mu wpoić najwidoczniej podstawowe zasady. Ja Ci zaraz wytłumaczę. Zanim wejdziesz musisz...

—Stark do cholery! —wrzasnął Bucky i uderzył ręką w stół przed miliarderem. Na szczęście nie tą metalową bo byłoby nie ciekawie. Stark zdziwiony i lekko przestraszony popatrzył się na przyjaciela Steve'a i wyłączył coś, cokolwiek to było. Mogło poczekać.

—Nie denerwuj się Rumba.

—Tony to naprawdę ważne. —powiedziałam spokojnie.

—To słucham. Co jest takiego ważnego, że przeszkadzacie mi w poszukiwaniu bazy Hydry? —spytał i usiadł wygodniej na fotelu ze skrzyżowanymi rękami.

—Tori tak się składa, metalowa puszko. —syknął Bucky.

—Słuchaj no, marionetko..

—Wystarczy! —podniosłam głos i za pomocą mocy odsunęłam ich od siebie na różne końce pomieszczenia. Pozabijali by się, a ja nie chcę sprzątać.

—Bucky, Ty się uspokój. Wiem, że się przejmujesz, ale tak nic nie zdziałasz. A Ty Stark się zachowuj jak na dorosłego człowieka przystało. Tutaj chodzi o jej życie.

—Czekaj. On mówił Tori a Ty, że o jej życie. —powiedział zdezorientowany.

—Właśnie to Ci chcieliśmy powiedzieć. Tylko Ty jak zwykle zgrywasz chojraka. —fuknął już w miarę uspokojony Bucky.

—O co chodzi? Co jej się dzieje? —wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam.

—Chodzi o to, że z Tori coś jest nie tak. Cały czas jest zmęczona albo nie ma siły. Jest zdezorientowana i ma ataki paniki. Nie panuje nad sobą. Poza tym, raz mi przekazała informacje, że bez podawanego jej serum jej organizm się wyniszcza. Ona umiera Tony. Musimy coś z tym zrobić, bo tym razem nie stracimy jej na parę lat. Stracimy ją na zawsze.

Gdyby cisza mogła być napięta jak struna, to tak właśnie bym opisała ten moment. Każdy stał w bezruchu jakby czas stanął w miejscu, niezdolny do żadnego czynu przetwarzając moje słowa. Prawda jest ciężka do przyjęcia, lecz cięższa jest prawda, która niesie za sobą zniszczenie. To właśnie niosło za sobą ten czas, ta cisza i śmierć Tori. Zniszczenie. Każdego z nas rozniosłoby w pył, tylko tym razem nie podnieślibyśmy się, nie odrodzili z popiołu jak feniks. To byłby koniec, a do tego nie możemy dopuścić.

Może i jej nie znamy, nie wiemy jaka była ani jaka jest teraz. Nikt nie ma pojęcia co przeżyła w Hydrze, jaką historię ma zapisaną w swojej karcie. Jedyne co wiemy teraz to, że ją tracimy.

—Tony.. wiem jak ważna jest dla Ciebie. Dla nas też jest członkiem rodziny, każdy ją traktuje jak młodszą siostrę. Raz ją straciłeś, nie pozwól na to, żebyś stracił ją ponownie. My wszyscy nie możemy jej stracić. —spojrzałam na Starka. Było mi go szkoda. Może i jest arogancki i zawsze powie to co mu ślina na język przyniesie, ale mimo wszystko to dobry człowiek. Nie wiem jakie myśli mu chodziły po głowie, nawet nie chciałam tam zaglądać, to jego czas na poukładanie wszystkiego w głowie.

—Gdzie ona jest? —spytał patrząc na mnie uważnie.

—Śpi w salonie. Weszła do kuchni chcąc zrobić naleśniki, ale rozmawiając z Wandą dostała ataku paniki a potem była zmęczona. W drodze do salonu Vision musiał ją nieść bo nie miała siły utrzymać się na nogach. —powiedział Bucky.

—Tony sam widzisz, że to nie jest normalne. Ona za często traci przytomność, ataki paniki pojawił się ostatnio i nad tym można popracować. Ale..

—Friday zawołaj Banner'a do mnie. —przerwał mi Stark.

—Tak jest, sir.

—Idźcie do niej. Niech nie siedzi sama. Informujcie mnie na bieżąco, chcę wiedzieć wszystko jeśli jej stan się pogorszy lub poprawi. —dodał i zaczął coś znowu grzebać w systemie tylko, że obrazki i w ogóle wszystko się zmieniło. Boże, to chyba czas żeby zacząć się w tym łapać.

—Co chcesz zrobić? —spytał Bucky marszcząc brwi i patrząc uważnie na miliardera.

—Odtworzę serum. Banner pobrał jej próbki krwi. Jeśli dalej są w niej cząsteczki tego czegoś co jej podawali, będę w stanie to odtworzyć i zredukować do danego składnika, który potrzebuje jej organizm.

—A potem? —spytałam spokojnie.

—A potem zrobimy lek. Tylko do tego jest mi potrzebny Banner.

—Już jestem! O co chodzi Tony? —spytał Bruce. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wzięłam Barnes'a i wyszliśmy z laboratorium.

—Chodź Bucky. Niech pracują. —kiedy wyszliśmy mężczyzna szybkim krokiem skierował się do salonu, ale go zatrzymałam.

—Bucky, stój.

—Co? —warknął.

—Uspokój się. Pogorszysz sytuację, a wystarczy nam problemów jak na jeden dzień. Chcesz jej się tak pokazać? Myślisz, że nie dowie się o co chodzi? Zauważ, że nikomu nie mówiła więc nie mamy prawa nawet o tym wspomnieć.

—Czyli co? Mamy ukrywać to, że znamy prawdę? Patrzyć jak znika nam z oczu?

—Nie. Tony i Bruce pracują nad lekiem. Nam pozostaje tylko czekać i mieć na nią oko.

Spojrzał na mnie po czym ruszył do siebie. Na końcu korytarza powiedział.

—Dobra. Jak sobie chcesz.

To będą o wiele dłuższe i cięższe dni coś czuję.


____

Totalnie brak mi weny :/
wybaczcie jeśli będą rzadko rozdziały

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz