Rozdział 51

951 44 1
                                    

—Szefowo. Co Cię sprowadza? —spytał Will wpuszczając mnie do środka. Po drodze trochę nazwyzywałam cały świat i ludzkość w nim żyjącą co trochę odświeżyło mi umysł i uspokoiło.

—Potrzebuję zająć się pewną sprawą. Ale nie mogę teraz tego zrobić. I o to chcę poprosić Ciebie. —powiedziałam i podeszłam do barku nalać sobie whisky.

—Wszystko. —powiedział i usiadł przy stole na przeciwko mnie. Stałam w miejscu i jednym duszkiem wypiłam to co nalałam i przeszłam do rzeczy.

—Potrzebuję żebyś mi znalazł wszystko co się da na temat niejakiego Davon'a Anderwood'a i ludzi, którzy pozornie mogą z nim współpracować.

—W porządku. Czegoś dokładnie mam szukać?

—Wszystkiego. Kiedy śpi, gdzie pracuje, z kim się szwenda, a nawet kiedy łazi do kibla. Chcę wiedzieć wszystko, Will.

—Jasna sprawa, szef.

—I jeszcze jedno. —przetarłam dłonią policzek i dodałam. —To jest tajemnica, Swolley. Nikt ma nie wiedzieć poza mną i tobą. Jasne?

—Jak słońce. —wyszczerzył się na co wywróciłam oczami.

—A teraz wybacz ale jadę nabrać oddechu. —powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.

—Daj czadu! —krzyknął.

—Jak zawsze! —po czym wyszłam z mieszkania. Spojrzałam na auto, którym tu przyjechałam i muszę wam powiedzieć, że jest lepszy niż oczekiwałam. Muszę tylko dodać oświetlenie od spodu i będzie cacy. Kierując się na wyścigi przygotowywałam się na wszystkie możliwości. To będzie mój czas żeby się oderwać na chwilę od życia. Dla innych to są bzdury. Nie raz słyszałam, że skoro się ścigam to muszę mieć powiązania z jakąś mafią czy dragami. Otóż nie. Nie interesują mnie intencje i pobudki innych ale ja? Ja się ścigam bo to jest moja chwila i cząstka mnie. Mój świat, w którym mogę pozostać normalnym człowiekiem bez tragicznych wspomnień czy supermocny, które wcale nie są darem a prezentem od diabła.

—Witamy z powrotem, Szefowo. Brakowało nam Ciebie w tym wariatkowie. —wyszczerzył się do mnie Ricki. Jak zwykle na stanowisku. Zaśmiałam się na jego słowa po czym zerknęłam na resztę ścigających.

—Co mamy dzisiaj? —spytałam rozglądając się i patrząc na samochody przeciwników. W tej dzielnicy nie ścigają się amatorzy, tylko osoby które mają o wiele więcej doświadczenia w wyścigach niż rozumu. Akurat ja tego rozumu trochę mam i właśnie dlatego wygrywam każdy wyścig.

—Cztery tysiące na łebka. —spojrzałam na niego pobłażliwie na co się zaśmiał i podniósł ręce w geście poddania.

—Wiem, wiem. Ale nie dało się ich ubłagać o więcej. —spojrzałam na towarzyszy i odparłam.

—To się jeszcze zobaczy. —podeszłam do świętej trójcy i powiedziałam.

—To co, panowie? Nudny wieczór się zapowiada?

—Dla kogo nudny dla tego nudny. Jak odbiorę wam hajs to będziecie się wtedy śmiać. —powiedział rudy.

—Zamknij ryj, Ash. Nie masz szans z tą dziecinką. —brunet poklepał maskę samochodu na którym się opierał. Westchnęłam i dodałam swoje pięć groszy.

—Cztery tysiaki? Od osoby? To wyjdzie szesnaście tysięcy dla zwycięzcy. Szanujcie się panowie, to psie pieniądze. Strata mojego czasu.

—To jedyny limit jaki ustanowiliśmy.

—Mhm. —mruknęłam. —Sto tysięcy od ręki. Na łebka.

Spojrzeli na mnie jakbym miała dwie głowy. Przekręciłam lekko głowę w bok i wsadziłam ręce do kieszeni.

—Dziesięć tysięcy. —powiedział Ash. Negocjacje? Uwielbiam negocjacje.

—Sto pięćdziesiąt. —powiedziałam.

—Dwadzieścia. —dodał brunet. —I nie więcej.

—Czyli idziemy w górę? Dwieście tysięcy.

—Okej, okej. —przerwał nam blondyn. Spojrzałam na niego znudzona, a on na mnie. —Niech będzie dwieście tysięcy.

—Co?! Stary..

—Przecież mówiłeś, że to wygrasz? To co srasz w gacie? —odgryzł się blondyn. Spojrzałam na niego z lekkim szacunkiem i pokiwałam głową. Daliśmy Szybkiemu pieniądze i ustawiliśmy się na starcie. Dojechałam ostatnia na start, bo wcale mi się nie spieszyło. Kiedy odwróciłam głowę w stronę pozostałych autentycznie chciało mi się śmiać. Ich przerażone miny były bezcenne, ale co mnie zdziwiło najbardziej, to blondyn, patrzył z szacunkiem i uśmiechem na twarzy.

—Ja pierdole. —jęknął rudy.

—Ona sobie chyba jaja robi. —powiedział brunet z szeroko otwartymi oczami.

—Dogonię Cię na mecie. Daj im w kość, mam po dziurki ich biadolenia. —skierował do mnie blondyn lecz nie mogłam skupić się na jego słowach bo na przeciwko stanęła laska rozpoczynająca wyścig.

Nie wiem co to jest za typo, ale jest inny. Mógłby mi się przydać w drużynie.

W tym momencie chustka spadła na ziemie i zaczął się rajd. Tym samym moja wolność.

___
Nie jesteście chyba zaskoczeni tym, prawda? 😅

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz